Wychowaliśmy się razem. Henryk był bardzo dobrym uczniem, studentem medycyny i lekarzem. Miał wiele zainteresowań. Skończył dwa stopnie kursu tańca, zrobił kursy ratownika i żeglarski. Pamiętam jak ks. Kobielus zabrał nas na motorze na święcenia kapłańskie do Ołtarzewa. Brat bardzo to przeżył. Idziemy, 1 czerwca 2008
– Jeszcze na ostatnim roku studiów medycznych chodził taki dziwnie zamyślony. Znając jego usposobienie, powiedziałam mu: nie nadajesz się na męża. Idź do pallotynów – wspomina ze śmiechem pani Julia.
Zanim podjął decyzję o kapłaństwie, czytał o różnych zgromadzeniach. Wiadomością o swojej decyzji pojechał podzielić się ze swoim dawnym szkolnym katechetą ks. Aleksandrem Kamińskim, aż pod Starachowice. Ten kapłan pełen poczucia humoru, jak mówił potem Henryk Hoser, wpłynął nie tylko na kształtujące się powołanie, ale i na styl jego kapłaństwa. – Pamiętam, jak Heniek przyszedł do mnie i zakomunikował, że chce mi coś powiedzieć – wspomina Andrzej Radzikowski. Obydwaj kochaliśmy Kościół. „Wiem, chcesz zostać księdzem” – dokończyłem za niego.
Nie skorzystał z oferty pracy w Instytucie Hematologii, gdzie proponowano mu staż w Maroku. Profesor Sylwanowicz, który był człowiekiem głęboko wierzącym, wiązał z Henrykiem Hoserem duże nadzieje, ale jego decyzję o kapłaństwie skomentował: „Trudno, wyższa Władza zwyciężyła”.
Nowicjat rozpoczął w Ząbkowicach Śląskich, dziś leżących w diecezji świdnickiej. Potem było seminarium duchowne Ołtarzewie. – Wykładałem wtedy prawo kanoniczne. Jako seminarzysta Henryk był bardzo układny, grzeczny, nie wynosił się ponad swoich kolegów, chociaż był od nich starszy i bardziej wykształcony. W seminarium miał najlepsze stopnie – wspomina bp Alojzy Orszulik SAC.
Ksiądz Czesław Parzyszek SAC pełnił w tym czasie funkcję prefekta w seminarium. – Dało się zauważyć jego duchową dojrzałość. Został szefem Rady Alumnów. Dobrze mi się z nim współpracowało. Chętnie pomagał, kiedy była taka potrzeba. Tak było, kiedy wyjeżdżali z Polski pierwsi misjonarze i trzeba było ładować do transportu skrzynie. Zapamiętałem go jako bardzo inteligentnego, prawego człowieka. Był wesoły, pełen pogody ducha, poczucia humoru, dobrze zorganizowany. Taki jest do dziś. Kiedy jest praca, to pracuje, a kiedy czas na zabawę, to się raduje.
Do seminarium przyszedł z przekonaniem o swoim powołaniu misyjnym. Dlatego założył istniejące do dzisiaj w Ołtarzewie Koło Misyjne, stawiające sobie za cel codzienną modlitwę za misje i misjonarzy.
Kolegą z roku jest ks. Edmund Robek SAC. – Prawie wszyscy, a było nas 11 na kursie, należeliśmy do Koła Misyjnego. W seminarium korzystaliśmy też z jego pomocy jako lekarza. W wolnym czasie miał pozwolenie od przełożonych na pracę w szpitalu jako lekarz, żeby nie stracić praktyki lekarskiej – wspomina ks. Robek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.