Należy wystrzegać się niebezpieczeństw przesadnej aktywności, bez względu na kondycję i urząd, jaki się pełni, albowiem nadmiar zajęć prowadzi często do «twardości serca». «Nie są [one] niczym innym jak cierpieniem ducha, zatraceniem umysłu, zagubieniem łaski» Zeszyty Odnowy w Duchu Świętym, 5/2006
Dlaczego to może nas uczynić twardymi? Kiedy mamy wiele rzeczy do zrobienia, kiedy chcemy być skuteczni i szybcy, istnieje wielkie niebezpieczeństwo, że wszystko, co nie dzieje się po naszej myśli, wywoła w nas napięcie. A często bywa, że jeśli nam się śpieszy, to wiele rzeczy nam nie wychodzi. Nie wiem, jak to się dzieje, ale kiedy muszę szybko coś odbić na ksero, to urządzenie się zacina. Wtedy jeszcze bardziej się denerwuję. W momentach stresujących działań ludzie znajdujący się w pobliżu albo nam pomagają, albo lepiej, żeby zostawili nas w spokoju. Typowym przykładem osoby, która traci cierpliwość i staje się twarda, jest Marta z Ewangelii św. Łukasza. Ma ona swój plan, wie, co trzeba zrobić, i chce, by inni pomogli jej wypełnić te obowiązki. To, co robi, nie jest złe. Marta przecież pragnie służyć Jezusowi, coś jej jednak nie wychodzi. Św. Łukasz pisze: “Marta natomiast zajmowała się rozmaitymi posługami” [2] i stała się twarda dla swojej siostry. Jezus ją upomina: Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona (Łk 10,41-42).
Jean Vanier, założyciel Arki, mówi, że nasza kultura jest kulturą ludzi silnych i potrafiących wszystko zrobić. Obecnie jednym z najbardziej popularnych zawodów jest zawód menadżera, który wszystko robi i organizuje – zawsze lepiej i szybciej. Mężczyźni i kobiety, którzy odnieśli sukces, to menadżerzy. Stopniowo obraz ludzi, którzy potrafią wszystko, przenika do naszej podświadomości. Podświadomie zaczynamy marzyć o tym, by także umieć wszystko uregulować. Czerpiemy satysfakcję z tego, co robimy. Często myślimy: “Dzisiaj jest bardzo dobry dzień, bo dużo pracowałem” albo “Jestem naprawdę do niczego, bo nie udaje mi się szybko i dobrze pracować”. To rodzi nowe napięcia, a ci, którzy nie pomagają mi osiągnąć sukcesu, stają się przeszkodą, a nawet wrogami. Dobrze pokazują to dwa teksty biblijne: w jednym pojawia się przeszkoda, w drugim rodzi się wróg. Uczniowie, idąc za Jezusem, także swoją misję postrzegają jako bardzo ważną. Dyskutują między sobą, kto spośród nich będzie pierwszy. Kiedy więc pojawiają się matki z dziećmi (por. Mk 10,13-16), uczniowie nie pozwalają im podejść do Jezusa. Jezus musi interweniować. Oburzył się i zganił ich, mówiąc, że winni stać się jak dzieci, by zrozumieć królestwo Boże. Uczniom wydawało się, że są tak ważni, iż nie muszą zajmować się jakimiś małymi dziećmi.
Innym razem byli w drodze, Samarytanie jednak nie pozwolili im zostać na noc w swojej wsi (por. Łk 9,51-56). Reakcja Apostołów była natychmiastowa: “niech ogień ich pochłonie”. Także w tej sytuacji, za pragnienie nieszczęścia dla mieszkańców miasteczka, Jezus musiał ich skarcić. Przypomniał im, jakiego sukcesu mogą się spodziewać, idąc za Nim, jakich warunków oczekiwać: brak nawet kamienia, by mogli głowę na nim położyć (por. Łk 9,58).