Coraz liczniejsza obecność muzułmanów w Europie, połączona z wyobrażonymi lub rzeczywistymi możliwościami wpływu islamu na Europejczyków i ich kulturę, prowokuje do postawienia kilku pytań, związanych z potrzebą redefinicji europejsko-chrześcijańskiej tożsamości Więź, 3/2003
Ponieważ wielu z nich buduje swoją tożsamość w oparciu o religię, powodem gorących dyskusji staje się kwestia, czy tradycyjne wartości islamu dadzą się pogodzić z wartościami zakorzenionymi w cywilizacji europejskiej. Debaty te rozgorzały w wyniku takich wydarzeń, jak rewolucja islamska w Iranie, wojna domowa w Libanie, sprawa “Szatańskich wersetów” Rushdiego, wojna w Zatoce, dyskusje na temat hidżabu (tradycyjnej zasłony dla kobiet) w szkołach, a ostatnio ataki terrorystyczne na USA. Co więcej, pojawia się wiele głosów twierdzących, że religia ta nie tylko może stanowić zagrożenie dla tradycyjnej kultury europejskiej, lecz że jej wartości są zasadniczo niezgodne z zasadami demokracji. Wskazuje się tutaj na brak poszanowania dla praw człowieka, a w szczególności na niską pozycję kobiety w społeczeństwie. Islam ma ponoć także zagrażać bezpieczeństwu państwowemu, przez związki mniejszości z ruchami fundamentalistycznymi, uformowanymi na terenie krajów ich pochodzenia.
Te wyrażane często lęki są w większości przypadków sztuczne i nie znajdują odbicia w rzeczywistości. Dzieje się tak z wielu powodów. Przede wszystkim sami muzułmanie europejscy wywołali, jak dotąd, naprawdę mało incydentów, które mogłyby być uzasadnieniem dla tego typu obaw. Najczęściej demonstracje i akty protestu odbywają się w krajach, które nie przyznały islamowi oficjalnego statusu i celem manifestantów jest właśnie uzyskanie tegoż statusu dla własnej religii. Miejscem tego typu akcji jest np. Wielka Brytania. Z kolei w Portugalii muzułmanie, nieposiadający także oficjalnego statusu mniejszości religijnej, starają się osiągnąć swe cele w pokojowy sposób, współpracując nawet ze znajdującymi się w podobnej sytuacji wyznawcami judaizmu. Natomiast bardzo często muzułmanie występują jako ofiary napaści czy prześladowań, jak ma to miejsce np. w Niemczech.
W sprawie Rushdiego, która uważana jest za dowód nieprzystawalności islamu do wartości zachodnich, większość organizacji muzułmańskich w Europie odrzuciło orzeczenie Chomeiniego, choć jednocześnie organizacje te potępiły samą książkę. Tylko niewielka grupa ekstremistów, pod żadnym względem niereprezentatywna dla ogółu, poparła fatwę przywódcy rewolucji islamskiej. Takie małe ugrupowania można znaleźć w obrębie każdej religii czy ideologii.
Poza tym podnoszona zależność grup imigrantów od politycznych przywódców Bliskiego Wschodu, którym przypisuje się silną muzułmańską inspirację, nie znajduje odbicia w rzeczywistości. Wymieniany często w tym kontekście Saddam Husajn związany jest przecież z sekularystyczną, a nawet antyreligijną ideologią partii Al-Bas. Co ciekawe, przywódca Serbów z Bośni i zbrodniarz wojenny Radovan Karadžić, określany jest w tychże samych europejskich mediach po prostu jako nacjonalista, bez żadnych odniesień do religijnego, w tym wypadku chrześcijańskiego podłoża jego ideologii. Omawianie zaś odkrytych ostatnio śladów działalności Al-Kaidy w państwach europejskich odbywa się bez jakiejkolwiek wzmianki, że działalnością tą zajmują się małe grupki ekstremistów, z którymi znacząca większość ludności muzułmańskiej, przybyłej do Europy w celu znalezienia pracy i poprawienia warunków życia, nie ma i nie chce mieć nic wspólnego. Działania grup terrorystycznych, określających się jako muzułmańskie, są bowiem niewygodne dla samych muzułmanów, gdyż podważają podstawy ich i tak niepewnej egzystencji w nowych krajach oraz niosą ze sobą niebezpieczeństwo inwigilacji czy innych niedogodności, w tym kłopotów ze znalezieniem pracy. Działania te dodatkowo przyczyniają się do pogłębiania i tak już negatywnego obrazu wyznawcy islamu, jaki ugruntował się w Europie przez wieki i trwa do dzisiaj, a nawet są powodem postrzegania imigrantów muzułmańskich jako ludzi, tworzących z założenia środowiska kryminogenne.
Uprzedzenia oraz odbieranie islamu i jego wyznawców jako wrogów kultury zachodniej nie jest niczym nowym i sięga początków kontaktów muzułmańsko-chrześcijańskich. Pojawiało się ono już w średniowiecznych polemikach teologów chrześcijańskich, a nasileniu ulegało w czasie konfliktów ideologiczno-politycznych, których źródłem były wojny krzyżowe, walki z Turcją Osmańską, a później panowanie mocarstw kolonialnych, czy wreszcie obecne antagonizmy na Bliskim Wschodzie. Negatywne wyobrażenia odrodziły się w Europie w dużej mierze w wyniku powstania na jej terenie znaczących skupisk wyznawców islamu, a nasiliły się szczególnie w obliczu zastoju gospodarczego i zagrożenia bezrobociem. Wobec tego ostatniego imigranci stają się konkurencją na rynku pracy. Niechęć do islamu i muzułmanów podsycana jest przez organizacje polityczne o zabarwieniu prawicowo-nacjonalistycznym, jak choćby ugrupowanie Jörga Haidera w Austrii, czy nowe ruchy w Danii lub Holandii, które odkryły, że antymuzułmańska, populistyczna propaganda pomaga im w czasie wyborów. Używanie argumentów przeciw religii pomaga takim środowiskom uniknąć posądzenia o szerzenie nienawiści rasowej, zabronionej przez prawo i karanej.