Jedni zastanawiają się, po co w ogóle opublikowała swoją książkę, zarzucają jej przeakcentowywanie swojej roli w życiu papieża. Inni zachwycają się odwagą jej wyznań i tym, że wreszcie pojawiła się kobieta u boku Jana Pawła II i odsłoniła jego ludzkie oblicze... Więź, 8-9/2009
Jan Paweł II – w liście z 20 X 1978 r., pisanym tuż po wyborze na papieża – prosi Wandę Półtawską:
Chciałbym bardzo, żebyś przejrzała dokładnie wszystkie Twoje „zeszyty”, żebyś zrobiła ten wybór tekstów, o którym Ci mówiłem, a resztę po prostu zniszczysz. Ale wybór koniecznie trzeba zrobić, bo są tam wspaniałe – zwłaszcza w pierwszym okresie: droga oświecająca. Później coraz bardziej dochodzi do głosu wewnętrzne cierpienie oraz kłopoty życia (s.354).
Inny poważny problem to: czy można powiedzieć, że wszystkie teksty zawarte w Beskidzkich rekolekcjach zostały „zaakceptowane” przez Jana Pawła II? I w jakim sensie zaakceptowane? Problem jest istotny, bo większość piszących na ten temat powołuje się na słowa Wandy Półtawskiej z Genezy książki:
Ojciec Święty czytał wszystkie te teksty i wszystkie je zaakceptował. Nie ma w tej książce żadnej strony niezaakceptowanej przez niego. Dopiero rozdział końcowy, który zadedykowałam „rodzinie i przyjaciołom” powstał obecnie i tego tekstu on już nie czytał, ale znał oczywiście opisane w nim zdarzenia (s. 14).
Z pewnością notatki Wandy Półtawskiej pisane przez kilkadziesiąt lat dla ks. Karola Wojtyły-Jana Pawła II były – o czym świadczą listy – uważnie czytane przez adresata, czasem komentowane oraz oceniane pod względem poprawności teologicznej i rozwoju duchowego autorki. Czy jednak zostały i czy mogły być zaakceptowane, zwłaszcza jako książka zredagowana do druku? Tego powiedzieć, rzecz jasna, nie można. Pomysł i kształt tej książki powstał już po śmierci papieża i niczego on tu nie „akceptował”, ani niczego nie odrzucał.
Jak w ogóle ktoś, kto jest niezwykle subtelnym, wrażliwym i wnikliwym kierownikiem duchowym, może akceptować (bądź nie) refleksje duchowe swojego penitenta? On je po prostu przyjmuje, czyta i powierza Bogu w modlitwie! Gdyby ks. Wojtyła oceniał w taki sposób duchowe notatki bliskiej osoby, świadczyłoby to o jego autorytaryzmie jako spowiednika i ta cecha mogłaby rzeczywiście stanowić przeszkodę w procesie beatyfikacyjnym. Nie ma jednak jakichkolwiek dowodów, że tak robił, zatem pani Półtawska – publikując swoje spisywane przez lata refleksje – niepotrzebnie posługuje się i wspiera papieskim autorytetem. Miała, oczywiście, prawo podać je do publicznej wiadomości, jednak nie może twierdzić ani, że to Jan Paweł II ją o to prosił, ani że te teksty, w taki sposób zebrane i wydane w książce, w jakikolwiek sposób zaakceptował.
Kolejnym nieporozumieniem jest opisywana w mediach polskich i włoskich zawartość książki. Nie jest to wymiana korespondencji między papieżem, przedtem ks. Wojtyłą, a Wandą Półtawską. Niestety, nawet sama autorka przyczynia się nieco do zamętu, tak mówiąc o zebranym przez siebie materiale w rozmowie z ks. Adamem Bonieckim w „Tygodniku Powszechnym”: „To nie jest «powieść o...», ale publikacja listów do mojego spowiednika i jego odpowiedzi do mnie”.
Co natomiast widzimy, biorąc do ręki książkę Beskidzkie rekolekcje? Jest to przede wszystkim duchowy dziennik autorki z uwagami na marginesach, jakie od czasu do czasu przekazuje jej kierownik duchowy. W całej, prawie 600-stronicowej, książce znajdziemy tylko 42 strony listów, refleksji i modlitw pisanych przez Karola Wojtyłę dla Wandy Półtawskiej, a cała reszta, czyli około 500 stron druku, to wybrane fragmenty intymnych zapisków autorki sporządzanych dla ks. Wojtyły, diariusz jej podróży prawie dookoła świata z roku 1967, dramatyczne próby poradzenia sobie z własnym życiem w Krakowie po 16 X 1978.
Ponad 200 stron zajmują wreszcie opisy przyrody znad Wisłoka, miejsca wspólnych wakacji ks. Wojtyły i małżonków Półtawskich. Do miejsc tych, po październiku 1978, przez ponad 27 lat Wanda Półtawska wielokrotnie w ciągu każdego roku pielgrzymuje, żeby żyć wspomnieniami „beskidzkich rekolekcji”. Mimo takich proporcji swojej książki (42 strony oryginalnego tekstu Wojtyły i 500 stron tekstu własnego) pani Półtawska twierdzi, że napisała ją, żeby „dać świadectwo” i dlatego, że ludzie „mają prawo znać swoich świętych”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.