Iskra nie powstaje z popiołów

Więź 3/2018 Więź 3/2018

Po premierze Popiołów Andrzeja Wajdy rozpętała się dyskusja bez precedensu, wielu uznało bowiem, że reżyser zrealizował film antypatriotyczny, żeby nie powiedzieć: antypolski. Ekranizacja powieści Żeromskiego stała się pretekstem do ogólnonarodowej dyskusji.

 

Nie da się mówić – również dziś – o polskim bohaterstwie bez filmów Andrzeja Wajdy, a w szczególności jego Popiołów.

Wajda zawsze budził kontrowersje. Nakłuwał polskie balony napompowane mitami i tromtadracją narodową. Podważał sens niektórych zrywów, na przykład Powstania Warszawskiego w zrealizowanym dwanaście lat po wojnie Kanale. Także Lotna (słabszy film mistrza) była dobrym pretekstem do ataków na reżysera – zarzucano mu, że deprecjonuje zrywy wolnościowe i sens bohaterstwa Polaków. Nie rozumiano Wajdowskich rozliczeń z przeszłością, nie umiano usłyszeć jego pytania, czy zamiast z bohaterstwem nie mamy aby niekiedy do czynienia w naszych wolnościowych zrywach z bohaterszczyzną. Świetnym pretekstem do ataków były również Popioły, zwłaszcza że film okazał się wybitnym dziełem artystycznym – a więc tym bardziej niebezpiecznym.

Dzieło Żeromskiego pojawiło się na ekranach w 1965 r. Reżysera i Aleksandra Ścibora-Rylskiego, scenarzystę, zainteresował przede wszystkim temat powieści: wielki fresk o dziejach Legionów i wydarzeniach wojennych z lat 1807–1812. A szturm na Saragossę i obrona klasztoru św. Jakuba w Sandomierzu dawały szansę nie tylko na zrealizowanie monumentalnych scen batalistycznych, ale również na refleksję o sensie i bezsensie walki „za wolność waszą i naszą”.

Będąc dziełem o epoce napoleońskiej, Popioły mają – jak pisał prof. Kazimierz Wyka – perspektywę historyczną sięgającą głęboko w przeszłość, przed rok 1797, bo ilustrują także przeszłość nieobecną bezpośrednio na kartach dzieła. Kompozycja fabularna powieści, a Wajda pozostał jej wierny, zaczyna się od przedstawienia obyczaju szlacheckiego i uroków życia w dawnych polskich dworach, a potem – cytując Wykę – „rozszerza się ona i zagarnia takie obszary geograficzne, ideowe i polityczne, na których począł się kształtować ówczesny naród polski. Bardziej takim miejscem była hiszpańska Saragossa i Somosierra aniżeli Tarniny czy Stokłosy”.

W Popiołach zadebiutował Daniel Olbrychski. Wykreowany przez niego Rafał Olbromski stał się uosobieniem młodych patriotów wyznających ponadczasowe wartości, a mimo to tragicznych i przegranych. W roli Krzysztofa Cedry, inteligenta zafascynowanego Napoleonem, wystąpił Bogusław Kierc – wybitny poeta, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, autor biografii Rafała Wojaczka. I właśnie wokół dramatycznych losów tych dwóch postaci, Rafała i Krzysztofa, koncentruje się akcja filmu. Wydawałoby się zatem, że reżyser stworzył znakomity i niekontrowersyjny obraz historyczny.

Lista zarzutów

Tymczasem zaraz po premierze filmu rozpętała się dyskusja bez precedensu, wielu uznało bowiem, że Andrzej Wajda zrealizował film antypatriotyczny, żeby nie powiedzieć: antypolski. Wajdowskie ekranizacje literatury nigdy nie były prostym przeniesieniem na ekran tekstu literackiego. Gdy czyta się ataki na ten film z roku 1965 i z lat następnych, można dojść do wniosku, że były one zapowiedzią tego, co wydarzy się w Marcu ’68. W wywiadzie dla kwartalnika „Ethos” Wajda mówił:

Oni, to znaczy moczarowcy, potrzebowali wroga – atakowano mnie bardzo ostro i demagogicznie: jak można pokazywać tragedię San Domingo, Polaków gwałcących hiszpańskie kobiety, rozstrzeliwujących powstańców w Madrycie? No, tylko problem w tym, że Żeromski to naprawdę opisał.

Wajda niespodziewanie dla siebie wstrzelił się w moment narodzin narodowego komunizmu. Władza miała już dosyć tzw. szkoły polskiej, rozdrapującej wojenne rany, postawiła więc na wielkie ekranizacje literatury, sądząc zapewne, że powstaną narodowe epopeje, czytanki historyczne dla szkół i mas. Okazało się jednak, że i ta polityka była krótkowzroczna, bo partia nie doceniła niezależności polskich artystów.

Wojciech Jerzy Has zrealizował szkatułkowy Rękopis znaleziony w Saragossie według Jana Potockiego. Film okazał się wspaniałym szaleństwem, wytworem surrealistycznej wyobraźni w stylu Buñuela. Faraon według Bolesława Prusa, w reżyserii Jerzego Kawalerowicza, choć wprowadzał w czasy egipskich Ramzesów, został zinterpretowany jako miażdżąca metafora totalitarnej władzy. A Popioły wpisały się w czas walki o „prawdziwy patriotyzm”, prowadzonej przez narodowych komunistów.

Film stał się idealnym punktem odniesienia, można było bowiem wskazywać, jak „określone koła” niszczą naszą tożsamość, obrzydzają wszystko, co było piękne i bohaterskie w naszej historii. W kontrze do Wajdy łatwiej można było budować swoją własną nową tożsamość, która swą podłą twarz w pełni pokaże w Marcu ’68. Reżyser – zdaniem jego krytyków, którzy uzurpowali sobie miano „prawdziwych patriotów” – szydził z narodowych tradycji, bo tak zawsze robił „salon” (wtedy również słowo to było antyinteligenckim epitetem służącym do piętnowania środowisk „niepatriotycznych” i kosmopolitycznych).

Zarzucano Wajdzie, że wykpiwa bohaterstwo Polaków, zmieniając je w pejoratywną „bohaterszczyznę” – tak przynajmniej pisano w partyjnych gazetach, najczęściej w „Żołnierzu Wolności”, „Walce Młodych”, „Głosie Pracy” i „Stolicy”, a także w organach PAX i Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego. Popioły rzeczywiście prowokowały, ponieważ obalały stereotypy i narodowe mity, ukazywały zagubienie i naiwną wiarę młodych patriotów w napoleoński cud – wiarę aż do zatracenia. Za hasłem „za wolność naszą i waszą” nie zawsze stały szlachetne czyny, a Napoleon niekoniecznie dał nam dobry „przykład, jak zwyciężać mamy”.

Biblia narodowych komunistów

W dyskusji o filmie kluczowe znaczenie miał polityczno-społeczny kontekst czasu, w którym film był oceniany. Popioły zaczęły bowiem funkcjonować nie tylko jako fakt artystyczny, ale przede wszystkim jako akt polityczny. Czołowy publicysta i ideolog komunistyczny tamtych czasów, pułkownik Zbigniew Załuski zaatakował Wajdę (najpierw w liście otwartym do Andrzeja Jareckiego, potem w innych tekstach) za szarganie narodowych świętości, szydzenie z nich i kwestionowanie sensu bohaterstwa. Słowo „bohaterszczyzna” zaczęło robić błyskawiczną karierę.

Pułkownik Załuski pisał w drugim liście otwartym do Andrzeja Jareckiego, już po obejrzeniu filmu (bo pierwszy list napisał, zanim zobaczył inkryminowane dzieło):

Jeśli Pan uważa, że w celach wychowawczych należy bądź można przedstawiać fałszywy obraz wydarzeń czy to przeszłych, czy współczesnych, jeśli Pan jest zwolennikiem wychowania poprzez kłamstwo – dalsza dyskusja jest bezcelowa. [...] To, co miałbym do powiedzenia o genezie tego filmu, o jego sensie i o jego społecznej użyteczności, napisałem przed pięciu laty w Siedmiu polskich grzechach głównych.

Przyjrzyjmy się zatem tej ostatniej książce – „biblii” narodowych komunistów. Załuski, podejmując ideową walkę z „szydercami” (a dla niego egzemplifikacją postawy antypatriotycznej były m.in. filmy szkoły polskiej i Trans-Atlantyk Gombrowicza), postanowił polskie zrywy narodowe uwolnić od gęby „bohaterszczyzny” i bezsensu. Jak słusznie zauważył Andrzej Werner, dyskusja wokół filmu Wajdy „odsłoniła jaskrawo różnice w sposobie podejścia do historii, do tradycji narodowej. Kontekst historyczny był tu, oczywiście, pretekstem [...]. Coraz jaśniej, coraz wyraźniej dyskusja o historii, o tradycji, o kulturze, stawała się kryptodyskusją polityczną”.

Czytam dzisiaj Załuskiego i myślę, że czas zatrzymał się w miejscu. Pisze on:

Od paru lat wersja polskiego skretynienia, powielana w satyrycznych opowiadaniach i powieściach, w tysiącach felietonów, a nawet w recenzjach teatralnych i filmowych, stała się obiegową formułą obowiązującą zwłaszcza nowoczesnych. [...]. Chodzi mi jednak o to, że dźwięk „Jeszcze Polska...” kojarzy się naszemu stęsknionemu pacyfiście z jednym tylko: być mordowanym podczas którejś tam z kolei wojny. I oto jest istota tego swoistego stylu historycznego filozofowania, tego szczególnego widzenia całej historii Polski. Ma ona być jakoby nieprzerwanym ciągiem bezsensownego umierania.

Tak też pojmował Załuski genezę i sens Popiołów Wajdy. W ramach walk frakcyjnych w PZPR związał się z „partyzantami”, czyli grupą skupioną wokół Mieczysława Moczara, propagującą czerwony nacjonalizm. Siedem polskich grzechów głównych nadawało się na manifest ideowy tej grupy, bo łączyło bojowe czyny komunistów z tradycją romantyzmu. Załuski stosował bowiem – jak pisał Werner – zabiegi magiczne, żeby „uzupełnić poczet sztandarowy”, umieszczając obok szwoleżera spod Somosierry, Ordona czy powstańca styczniowego – żołnierza spod Lenino albo z Gwardii Ludowej. Werner dowodzi:

Argumenty obrońców polskiej historii, a zwłaszcza polskiego oręża, uzyskiwały nadto szczególne znaczenie w kontekście coraz bardziej hałaśliwych kampanii propagandowych [...] i coraz to gęstniejącej propagandy nienawiści zwróconej przeciw odwiecznym wrogom, propagandy antyniemieckiej, a wreszcie – im bliżej Marca ’68, tym bardziej otwarcie – antysemickiej.

Rozbudowany w filmie wątek inicjacji masońskiej także prowokował do ataków na kosmopolitycznych intelektualistów – w końcu wiadomo, kto rządzi światem. Fundowano więc społeczeństwu zespół wartości zastępczych, kreowano sztuczną wspólnotę, żeby przeciwstawić się wrogowi, który za chwilę pokaże swoje niecne oblicze.

W paksowskich „Kierunkach” pisano, że nikt nie może pochwalić filmu, który „napawa nas wstydem za to, że jesteśmy Polakami”. Nie można zatem akceptować kogoś, kto chce nas znieważyć, pokazując „beznadziejność bohaterstwa i patriotyzmu”.

Studencki tygodnik „itd” opisywał w numerze z 7 listopada 1965 r. w obszernej relacji burzliwą dyskusję w popularnym klubie studenckim przy ulicy Kickiego. Gdy przemówił Załuski, zarzucając Wajdzie wykorzystanie powieści Żeromskiego do forsowania swojej koncepcji o nonsensie polskiego wysiłku i opętaniu ideałami – na sali wrzało. Dał się słyszeć głos dziewczyny: „Pan pułkownik nas nie rozumie. A my rozumiemy Wajdę, bo on mówi o bezsensie życia naszego pokolenia”. To wywołało burzę sprzeciwów. Ktoś krzyczał: „Co to znaczy: my? Nie zgadzam się. To nieprawda. My mamy swoje cele. I widzimy sens życia. Dość mamy obsesji i kompleksów polskiej niedojrzałości”. Jakiś student wołał: „Protestuję. Ja myślę, że Wajda chciał pokazać, że czas obudzić się z jednego z koszmarnych snów. Bronię tego filmu, bardzo mi się podobał”.

Okrutna odwaga Wajdy

Popioły Wajdy wstrzeliły się w pragnienia pokolenia powojennego i stały się filmem pokoleniowym. W 1965 roku można było jeszcze – na szczęście – tak żywo i otwarcie dyskutować, wręcz kłócić się. Trzy lata później nie byłoby to już możliwe, zatriumfowała bowiem wizja pułkownika Załuskiego. I ona – mam wrażenie – co jakiś czas się odradza.

Wizję Wajdy akceptowało wówczas wielu wybitnych krytyków i pisarzy, przede wszystkim wspomniany już Andrzej Jarecki, dramaturg, poeta, satyryk (współtwórca legendarnego Studenckiego Teatru Satyryków), krytyk teatralny i tłumacz. To on napisał w „Sztandarze Młodych” recenzję, która tak wzburzyła Załuskiego. Jarecki pisał: „Moim pierwszym odruchem było przerażenie. Lęk na myśl, że należę do tego samego narodu, którego czyny pokazane są na ekranie. [...] Film dławi wstydem. [...] Ocena bólu wycierpianego w imię nieobecnej, niezrozumiałej, niepojętej Polski”.

Dalej Jarecki pisze o Wajdzie z ogromnymi emocjami, ale jednak uzasadnionymi:

Chyba nikt inny nie miałby tej okrutnej odwagi, by tak przedstawić własny naród. Nikt na świecie chyba nie jest do tego zdolny, do tej straszliwej ekshibicji, do tej prezentacji: patrzcie, jacy jesteśmy – okrutni, głupi, lecz wierni. Jacy odważni! Jak pięknie umiemy ginąć – a jednak jacy jesteśmy nieśmiertelni, w myśl pieśni, która otwiera film: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy”. Naród bez mózgów, bez polityków, bezmyślnie idący na zgubę, na śmierć – naród zaopatrzony tylko w serca i ciężkie łapy do bicia, a to Hiszpanów, pragnących tak samo jak my wolności, a to Murzynów, domagających się cząstki praw człowieka. Naród zdradzony, lekceważony, pogardzany. Naród, który sam do siebie traci sympatię.

Jareckiego wspomagał w tygodniku „Film” Wiktor Woroszylski, wybitny poeta, który przez wiele lat publikował felietony w „Więzi”:

Dał więc Wajda wizję historii i uwikłanych w nią losów ludzkich, jak pierwowzór gorącą, gorzką, tragiczną, trudną, jak pierwowzór, nie do przyjęcia przez brązowników. [....] Dialektyka bezsilności i czynu, rezygnacji i pokusy działania, psychicznych ucieczek i szarż staje się coraz bardziej zawiła, wielopiętrowa.

Wizje Wajdy i Żeromskiego w istocie znakomicie się uzupełniają. Reżyser nie zdradził pisarza. Wystarczy choćby na nowo przeczytać rozdział Siempre eroica, aby się przekonać, że Wajda nawet nie wykorzystał wszystkich przerażających momentów, które są u Żeromskiego. Zygmunt Kałużyński w pełnym entuzjazmu tekście w „Polityce” dostrzega wartość Popiołów polegającą na tym, że film stanowi podsumowanie dzieła Wajdy i również kierunku szkoły polskiej, dając jej „monumentalną pełnię i perspektywę historyczną, jakiej jej dotychczas brakowało”. Uznał on film za jedno z najważniejszych dzieł współczesnej kultury narodowej. Takimi komplementami Kałużyński – krytyk znakomity, ale też złośliwy i niesprawiedliwy – nie zwykł był często szafować.

Gorące spory wokół Popiołów nabierały z czasem cech – jak pisał Werner – kryptodyskusji. Podobnie uważał Wyka. Według niego coraz częściej w sporach toczących się wokół filmu wyrażano intencje zlecane przez partyjnych decydentów, szykujących się do marcowej rozprawy z niepokorną inteligencją. W 1965 r. Lech Wieluński w partyjnym „Głosie Pracy” napisał: „Film wzbudza odruch protestu. [...] Drażni jego ekshibicjonizm, lubowanie się w okrucieństwie i gwałtach. Dlatego denerwuje sadystyczne biczowanie historii narodu”. To były groźne słowa, bo ukazały się w ważnym organie, kontrolowanym przez PZPR. Tam żadne słowo nie było przypadkowe. W 1968 roku taki język będzie w propagandzie dominował.

Taki jest los bohatera?

Popioły to znakomite, humanistyczne dzieło, które przetrwało próbę czasu i wciąż czeka na sumienną, pogłębioną analizę. Pierwsza i ostatnia scena z filmu spinają niczym klamra dzieje bohaterów, porażają swoim tragizmem, wcale nie tylko absurdalnym, jak uważał m.in. Krzysztof Teodor Toeplitz, ale także historycznym i politycznym. Film rozpoczyna się, gdy podróżujący po Włoszech książę Gintułt latem 1798 r. spotyka żołnierzy w strzępach polskich mundurów, śpiewających Mazurka Dąbrowskiego. Wyglądają jak nędzarze, ledwo idą, czołgają się, niektórzy bez nóg, podpierają się na drewnianych kulach, ale wciąż wierzą (jeszcze wierzą) cesarzowi. Żeromski tak ich opisywał:

Szedł batalion strzelców odziany w łachmany [...]. Wizja bolesna, sen długi i duszący... Widok każdego oddziału nożem padał w piersi i utykał w sercu. [...] Pąsowe mundury, białe kolety, białe pasy i czarne kapelusze. Wszystko to obdarte, w łatach różnokolorowych, w szwach, w gałganach. [...] Obok ludzi, idących miarowo, brnęły do taktu chude konie oficerów wyższych.

Potem ich śpiew zagłuszają żołnierze Napoleona intonujący dumnie Pieśń wymarszu (Le Chant du Départ).

I końcowy obraz: zimowy odwrót wielkiej armii napoleońskiej. Cesarz przegrał z rosyjskim mrozem. Krzysztof Cedro wciąż mu wierzy, jedzie na koniu obok jego sań, wokół mnóstwo trupów i jęki konających. Sanie suną obok Rafała, ale ani cesarz, ani Cedro go nie dostrzegają. Niewidomy Rafał wygląda jak chochoł, kona w śniegu, zamarza na śmierć. Taki jest los bohatera. Napoleon w finale filmu Wajdy wygląda tak, jak opisuje go Żeromski:

Twarz jego była zimna i obojętnie ponura jak złom głazu. Spojrzenie oczu mijało twarze po twarzach, szło po spojrzeniach tysięcy jako po martwym szlaku. [...] Spotkał wlepione w siebie oczy Krzysztofa Cedry, oczy skamieniałe z żołnierskiej wierności, oczy przysięgłe. Przez chwilę coś zamigotało w twardych źrenicach cesarskich jak daleki błysk w burej, bezlicej, bezkształtnej chmurze. Wspomnienie stało się jasnym widzeniem rzeczywistości. Przelotny, półsmutny uśmiech spłynął po granitowym obliczu.

Andrzej Jarecki, którego nie mogli zdzierżyć narodowi komuniści, tak zakończył swoją recenzję filmu Wajdy: „Ale dziś już wiemy, że iskra nie powstaje z popiołów. Iskra powstaje z buntu żyjących. Popioły napoleońskich wojaków są chłodne i martwe. Nie iskry z nich krzesać, ale wyciągać wnioski. Nie szukać emocji, tylko myśli”. Aktualne, prawda?

Popioły to, podobnie jak większość filmów Andrzeja Wajdy, dzieło romantyka totalnego, a jednocześnie patrioty wiecznie niezadowolonego ze swojej ojczyzny, zmuszającego do myślenia, rozłupującego zastane stereotypy i schematy, które nie pozwalają myśleć konstruktywnie o przeszłości i przyszłości. Kult „bohaterszczyzny” był dla niego nie do przyjęcia, bo bohaterstwo musi mieć też sens. Bohaterstwo bezsensowne zamienia się w klęskę, obciążającą kolejne pokolenia. •

Ks. Andrzej Luter – duszpasterz i publicysta; asystent kościelny Towarzystwa „Więź”, członek redakcji kwartalnika „Więź” i Zespołu Laboratorium „Więzi”, współautor (z Katarzyną Jabłońską) felietonu filmowego Ksiądz z kobietą w kinie, pomysłodawca programu telewizyjnego „Rozmowy na koniec wieku”. Autor książek Ekspostkatolik i Kino wiecznie młode. Publikuje także w „Tygodniku Powszechnym”, miesięczniku „Kino”, portalu e-teatr.pl, w „Dialogu”, „Teatrze” i „Notatniku Teatralnym”. Mieszka w Warszawie.

Wykorzystano:

1 S. Żeromski, Popioły, w: Utwory wybrane, t. III, Warszawa 1961.
2 Chory na Polskę. Z Andrzejem Wajdą rozmawia ks. Andrzej Luter, „Ethos” 2010, nr 1.
3 A. Luter, Kino wiecznie młode, Warszawa 2015.
4 A. Werner, Polskie, Arcypolskie..., Warszawa 2011.
5 A. Jackiewicz, KTT o Wajdzie, „Film” 31.10.1965.
6 J. Z. Jakubowski, „Popioły” zafałszowane, „Ekran” 17.10.1965.
7 A. Jarecki, Iskra z „Popiołów”, „Sztandar Młodych” 26.09.1965.
8 A. Jarecki, List do Zbigniewa Załuskiego, „Stolica” 31.10.1965.
9 A. Jarecki, Polemika w sprawie „Popiołów”. List do Zbigniewa Załuskiego, „Sztandar Młodych” 29.10.1965.
10 Z. Kałużyński, Tragedia sprzed półtora wieku, „Polityka” 2.10.1965.
11 J. J. Szczepański, Popioły, „Tygodnik Powszechny” 24.10.1965.
12 L. Wieluński, Czytajcie „Popioły”, „Głos Pracy” 17.10.1965.
13 W. Woroszylski, Żeromski żywy, „Film” 10.10.1965.
14 K. Wyka, „Popioły” czytane – „Popioły” oglądane, „Polityka” 25.09.1965.
15 Z. Załuski, Niedobre iskry, „Stolica” 17.10.1965.
16 Z. Załuski, Polemika w sprawie „Popiołów”. List do Andrzeja Jareckiego, „Sztandar Młodych” 24.10.1965.
17 Z. Załuski, „Popioły” uproszczone, „Ekran” 17.10.1965.
18 Z. Załuski, Siedem polskich grzechów głównych, Warszawa 1977

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...