Za wszystko chwalę Pana Boga

Niedziela 16/2010 Niedziela 16/2010

Kiedy zebranie się skończyło, biskup ordynariusz Karol Wojtyła powiedział mi po cichu: – Dziś nie zostałeś uhonorowany, ale wnet będziesz biskupem. Nic mu na to nie odpowiedziałem, bo i co miałem mówić. Na początku stycznia 1970 r. dostałem zawiadomienie, abym zgłosił się do prymasa Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

23 listopada 1993 r. wręczono mi – pośmiertnie także s. Wilemskiej – medal za ukrywanie Żydów, przyznawany przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie. Odbyło się to bardzo uroczyście i serdecznie, wezwano mnie do Warszawy, był ambasador Izraela, ok. 90 osób z wyższych sfer żydowskich i polskich. Uroczystości pokazywano nawet w telewizji, choć była ona negatywnie nastawiona do duchowieństwa. Dokument i medal jest w moim posiadaniu.

– 40 lat temu Ekscelencja został mianowany biskupem pomocniczym w Krakowie. Prosimy o kilka szczegółów z tego czasu.

 – Byłem proboszczem i dziekanem. Na jednym z zebrań dziekanów wielu księży diecezjalnych otrzymało tytuły kanoników, prałatów. Ja nie otrzymałem nic, bo byłem zakonnikiem. Kiedy zebranie się skończyło, biskup ordynariusz Karol Wojtyła powiedział mi po cichu: – Dziś nie zostałeś uhonorowany, ale wnet będziesz biskupem. Nic mu na to nie odpowiedziałem, bo i co miałem mówić. Na początku stycznia 1970 r. dostałem zawiadomienie, abym zgłosił się do prymasa Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Przyjechałem do Księdza Prymasa – fantastyczny człowiek, kochany, mądry, co to był za prymas! – i słyszę: – Postanowiliśmy, że ksiądz otrzyma sakrę biskupią... Zasmuciłem się bardzo, bo nigdy nie chciałem być biskupem, bardzo kochałem pracę parafialną, akademicką – duszpasterską. Jak mogłem, tak wymawiałem się Księdzu Prymasowi, mówiłem, że się nie nadaję, że jestem słabowity. Prymas jednak miał argument nie do odparcia: – Jak Kościół każe, to trzeba słuchać. Ale proszę mi wierzyć, ja naprawdę bardzo lubiłem swoją pracę. Mogę nawet żartobliwie powiedzieć, że praca duszpasterska to była moja małżonka! Szliśmy w życie razem, praca dawała mi szczęście i radość. Do dziś widzę te pełne kościoły, tych zasłuchanych ludzi i żal mi tego.

Teraz człowiek nie ma już sił, ale za wszystko w moim życiu chwalę Pana Boga.

– Jakie zawołanie i herb przyjął Ksiądz Biskup?

– W herbie biskupim umieściłem wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej i zawołanie: „Ave Maria”, bo od dziecka zawsze serdecznie modliłem się do Matki Najświętszej. Miałem do Niej wielkie nabożeństwo – szczególnie jako chłopiec i młody człowiek, bo potem praca duszpasterska tak mnie wciągnęła, że nawet nie było czasu na takie serdeczne rozmyślanie syna z Matką, a za takiego się uważałem. Ale zawsze we wszystkich sprawach uciekałem się do Matki Bożej i czynię to do dnia dzisiejszego.

– Jak nowego biskupa przyjął ówczesny arcybiskup krakowski Karol Wojtyła?

– Spotkaliśmy się jak starzy znajomi: przywitaliśmy się serdecznie, uśmiechnęliśmy się do siebie – tak odbyło się nasze pierwsze biskupie spotkanie.

W tym czasie na Wawelu otrzymywał sakrę również bp Stanisław Smoleński. Sakry udzielał nam kard. Karol Wojtyła, a asystowali bp Julian Groblicki i sekretarz Episkopatu Polski abp Bronisław Dąbrowski. Było pogodnie i radośnie. Moi dawni parafianie bardzo się tym cieszyli, tłumnie zjechali z parafii, w których duszpasterzowałem, z kwiatami, śpiewali przed katedrą, bili brawo, wznosili owacje. Zażartowałem, że może sobie zatańczymy, a oni naprawdę podali sobie ręce i tańczyli wokół katedry!

– Jak Ksiądz Biskup widział rolę i miejsce arcybiskupa krakowskiego w ówczesnej Konferencji Episkopatu Polski?

– Kard. Wojtyła cieszył się powszechnym autorytetem i poważaniem. Miał w sobie coś takiego, że wszyscy go szanowali – i biskupi, i kapłani. Kiedy np. toczyła się dyskusja na trudne tematy i czasem nie można było dojść do pewnych ustaleń – bo wtedy rządziła komuna, która bardzo wtrącała się w sprawy kościelne (ja np. byłem 32 razy przesłuchiwany przez UB, miałem dwa wezwania do więzienia za pracę duszpasterską, to nie były przelewki) – wszyscy czekaliśmy, co na ten temat powie Wojtyła. A on zawsze odzywał się bardzo spokojnie i to, co mówił, było mądre i przemyślane. To nie były jakieś nadzwyczajne plany czy stwierdzenia, że się nie damy, że musimy się bronić i atakować komunizm – nic podobnego. Wojtyła nie chciał prowokować, ale też nie dał się sprowokować. Był to człowiek bardzo zrównoważony, ale i zdecydowany.

– W październiku 1978 r. kard. Wojtyła został wybrany na papieża. Jak Ekscelencja przyjął wiadomość o jego wyborze na Stolicę św. Piotra?

– Bez najmniejszego zdziwienia. Byłem przekonany, że będzie papieżem. I nawet w 1960 r., podczas odpustu, złożyłem mu przy odbiorze takie życzenia: – Życzę Księdzu Biskupowi po pierwsze – żeby został ordynariuszem (wtedy nim jeszcze nie był); po drugie – aby został kardynałem i po trzecie – może się zdziwicie, to było jeszcze przed Soborem – aby zasiadł na Stolicy Piotrowej. I to wszystko się spełniło.

Wojtyła miał w sobie jakąś wielkość, chociaż nigdy nie dawał tego odczuć. Ale kto był przy nim bliżej, widział, że jest to człowiek pobożny, mądry i zrównoważony. Świadczy o tym m.in. taki fakt: Był rok 1968 – wielkie rozruchy studenckie w całej Polsce, w Krakowie również. Szedłem z wykładów ze Stradomia na Nową Wieś i nie mogłem przejść Plantami, tyle było dymu, kurzu, i na każdym kroku milicjant z tarczą i pałką. Myślę sobie: Wojtyła musi się odezwać. Poszedłem do niego i mówię: – Księże Kardynale, widzi Ksiądz, co się dzieje. Byłoby wskazane powiedzieć coś do młodych, oni na to czekają. Odpowiedział, że wybiera się do nas. Zapowiedziałem w niedzielę, że we wtorek o godz. 20 będzie w kościele Kardynał. Oczywiście, kościół nabity, 2 tysiące ludzi, obok kościoła drugie tyle, zwykły dzień, ale wszyscy ciekawi, co powie Wojtyła (to był kościół Księży Misjonarzy pw. Matki Bożej z Lourdes, gdzie byłem proboszczem i duszpasterzem). Wojtyła odprawiał nabożeństwo i wszyscy czekali, co powie. A on przemawiał spokojnie, mądrze, tak, że młodzież zrozumiała, iż on jest z nią. Nie powiedział ani jednego zdania, które by zachęcało do jakichś rozruchów na ulicy. Gdyby powiedział: nie dajcie się, trzymajcie się razem, wyjdźcie na ulicę – co by się wtedy działo! Później, na drugi dzień, mówię Wojtyle, że dobrze to rozegrał. A on na to: – Ja tak celowo zrobiłem, bo wielu z nich zostałoby pobitych, wyrzuconych z uczelni, mieliby przekreśloną karierę życiową, dlatego mówiłem tak, żeby każdy wiedział, iż ja nie zachęcam do rozruchów na ulicy, że chcę, by tych rozruchów nie było, a młodzież wiedziała, że jesteśmy z nią.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...