Cała ta sytuacja przywodziła na myśl jakby starożytny rynek, gdzie można było dostać wszystko i niemal wszystko zobaczyć. O co tu chodzi? Zaciekawiło mnie to widowisko, wciągnęło, nie wiadomo kiedy stałem się jego uczestnikiem.
Stacja II. Jezus bierze krzyż na swoje ramiona
Przesunąłem się w pobliże fontanny z Neptunem. Stały tam, oparte o metalowe zdobienia, trzy drewniane krzyże. Nie mogłem od nich oderwać oczu. Uświadomiłem sobie w tej chwili, że to narzędzia zbrodni. Jak nóż, jak siekiera, jak kałasznikow, jak rakiety Patriot. Czy muzułmanie nie mają trochę racji, dziwiąc się, że za symbol naszej wiary obraliśmy narzędzie zbrodni? Jednak nie – ten kawał drewna w postaci skrzyżowanych belek to w tym wypadku nie narzędzie zbrodni, to znak oddania, poświęcenia, niedającej się z niczym porównać miłości Boga do nas.
Gram postać Jezusa. Po raz trzeci z kolei. Zawsze najtrudniejsze są te pierwsze kroki z krzyżem. Moj jest nieco większy od krzyży kolegów, wynika to z mojego wzrostu. Na dodatek jest zupełnie nowy, świeży, pełen niewyschniętych jeszcze soków. Ktoś ukradł nasze krzyże z ubiegłorocznego misterium. Kiedy się o tym dowiedziałem, pierwsze, co przyszło mi do głowy, to myśl, co złodziej zrobi z tymi krzyżami. Porąbie je, wykorzysta do budowy ogrodowej altanki, sprzeda? Z drugiej strony, jeśli bardzo potrzebował tych krzyży, może drewna, to niech mu służą, na zdrowie.
Staram się nie patrzeć wokół siebie. Jestem skupiony tylko na krzyżu. Nie mogę grać, czynić jakichś teatralnych gestów, nie mogę patrzeć w obiektywy aparatów fotograficznych, w kamery. Czasami łapię jakiś ludzki wzrok skupiony na mnie. Zdarza się, że widzę w tych oczach coś nieokreślonego. Wzruszenie, chęć pomocy, współczucie?
Skupiam się na niesieniu krzyża, który waży ponad czterdzieści kilogramów. Bruk, nierówne płyty chodnikowe, krawężniki nie ułatwiają mi zadania. Mam do przejścia ponad trzy kilometry, w tym ostatni odcinek mocno pod gorę, na naszą Golgotę, którą w Gdańsku jest Góra Gradowa. To od trzech lat mój najważniejszy dzień w roku.
Stacja III. Pierwszy upadek pod krzyżem
Ale fajne to misterium. Dwugodzinna doskonała okazja do zrobienia świetnych ujęć. Takie foty weźmie moja gazeta, ale może ktoś jeszcze, agencja fotograficzna, PAP, kolorowy tygodnik? Muszę tylko być bardzo blisko niego. Mam wprawdzie przy sobie duży obiektyw, ale zdjęcie zrobione z oddali to nie to samo co przystawienie aparatu niemal do twarzy Jezusa. Widać każdy ruch, wysiłek, zmrużenie oczu. Facet grający Jezusa nie wychodzi ze swej roli. Nawet przez chwilę nie popatrzy w mój czy kolegów obiektyw.
Dobrze, że organizatorzy misterium pozwalają nam na takie zbliżenia. Jezus jest jak współczesna gwiazda. Fota z tej strony, z tamtej, w ujęciu takim lub innym. Niesie krzyż, coraz mocniej chwieje się na nogach. Usiłuję sobie wyobrazić, jak wyglądałby ten medialny spektakl, gdyby dziś naprawdę krzyżowano cieślę z Nazaretu. Pewnie tak jak w tej chwili w Gdańsku.
Chrystus zatacza się, wreszcie pada. Dość majestatycznie. Nikt mu jednak nie pomaga i człowiek w długiej powłóczystej szacie wali się na ziemię. Głowa w cierniowej koronie spoczywa na krzyżu, niemal się do niego przytula, jakby tu szukając odrobiny ciepła i współczucia. Pamiętam, jak w telewizji BBC pokazywali w Wielkanoc 2005 roku Jana Pawła II. W Wielki Piątek, kiedy odprawiano bez niego watykańską drogę krzyżową, on przed telewizorem, stary i schorowany, tak samo przytulał się do trzymanego krzyża.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.