Rozeznawać, by nauczyć się wsłuchiwania w sumienie

Życie duchowe jesień 100/2019 Życie duchowe jesień 100/2019

Najprostszym sposobem odróżniania superego od sumienia jest wskazanie na różnicę pomiędzy „powinieneś” bądź „musisz/nie wolno ci” a „chcę/pragnę” jako imperatywów naszego zachowania w poszukiwaniu i realizowaniu prawdy i dobra, co z kolei jest zgodne z ignacjańską praktyką rozeznawania „racji serca”

Pontyfikat papieża Franciszka sprawił, że w Kościele zarówno księ­ża, jak i wierni coraz częściej słyszą zachętę do tego, aby kierowali się w życiu rozeznawaniem duchowym[1]. Nic dziwnego, skoro pa­pieżem jest jezuita, a „Reguły rozeznawania” należą do dziedzictwa duchowego, jakie Kościołowi pozostawił ich założyciel św. Ignacy z Loyoli w Ćwiczeniach duchowych[2]. Dla papieża, jak i wszystkich jezuitów rozeznawanie nie jest jednak ogólnym terminem odno­szącym się do sposobu podejmowania decyzji, wskazującym na osobę o dobrym smaku czy przenikliwym spojrzeniu, która osądza rzeczy sprawiedliwie i postępuje mądrze. Dla nich rozeznawanie jest praktyką modlitwy w działaniu, wyrasta więc ono z ducho­wości Ćwiczeń. Można nawet powiedzieć, że jednym z głównych celów rekolekcji ignacjańskich jest uczenie (się) rozeznawania[3]. Nie będzie więc przesadą powiedzenie, że rozeznawanie to pomost między duchowością ignacjańską a duchowością jezuicką, sposób komunikowania się ze sobą świeckich i duchownych, poszukują­cych indywidualnie i wspólnie woli Bożej.

W nauczaniu papieża Franciszka rozeznawanie woli Bożej jest jed­nak ściśle powiązane z sumieniem: „Tak jak Jezus podjął w swym sumieniu stanowczą decyzję, w duchu posłuszeństwa Ojcu, by pójść do Jerozolimy, gdzie dokonała się Jego śmierć i Zmartwychwstanie – również my powinniśmy nauczyć się wsłuchiwać w su­mienie […]. Sumienie jest wewnętrzną przestrzenią słuchania prawdy, dobra, słuchania Boga, jest to wewnętrzna przestrzeń mojej relacji z Nim, który przemawia do mojego serca i pomaga mi rozeznać, zrozumieć drogę, którą muszę przejść, kiedy już zo­stanie podjęta decyzja, aby iść dalej i pozostać wiernym”[4]. W tym ujęciu życie moralne jest nierozdzielne od życia duchowego. Moż­na zatem powiedzieć, że człowiek uformowany przez Ćwiczenia to osoba dojrzała moralnie, a więc taka, która w celu rozeznawania woli Bożej nauczyła się wsłuchiwania w sumienie. Co to oznacza w praktyce?

Wolność od przymusów

Podążając za „logiką” Ćwiczeń, a więc idąc drogą wewnętrznej przemiany, dojrzałość moralna od strony negatywnej będzie się wyrażała nie tylko w wolności od natręctw religijnych podczas re­kolekcji, ale wyzwoleniem z nerwicy eklezjogennej w całym swoim życiu. W „Regułach o skrupułach” (Ćd 345–351) św. Ignacy – na podstawie własnego doświadczenia – podał praktyczne rady ma­jące pomóc w radzeniu sobie ze skrupulanctwem. Należy jednak pamiętać, że obsesje religijne mają różne treści i najczęściej wystę­pują u ludzi z osobowością o cechach obsesyjno-kompulsywnych. Mylące, a często i szkodliwe staje się określanie ich dylematów mianem „skrupułów sumienia”. O takich osobach można powiedzieć, że mylą superego z sumieniem, a ich życie zdominowane pozostaje przez rozeznawanie, które w rzeczywistości jest zrytuali­zowanym religijnie mechanizmem obronnym. Podnoszenie więc natręctw do rangi duchowej w kontekście własnego powołania czy relacji z Bogiem jest istotnym błędem poznawczym i ma cha­rakter wielkościowy.

Autor Ćwiczeń duchowych nie znał pojęcia „nerwica eklezjogen­na”, ponieważ stworzono je prawie pięć wieków później – w la­tach pięćdziesiątych XX wieku – dla opisania konfliktu religijne­go będącego równocześnie konfliktem nerwicowym. O powstaniu takiego konfliktu decyduje połączenie dwóch czynników: nie­świadomego używania religijności przez psychikę jednostki jako nerwicowego mechanizmu obronnego oraz uprawomocnienie i umocnienie nerwicowej, niedojrzałej religijności przez instytu­cję religijną (Kościół) czy też nieprawidłowe wychowanie religij­ne albo jedno i drugie.

Mówiąc w największym skrócie, mamy wtedy do czynienia z osobami, dla których lęk przed Bogiem stał się główną motywacją w praktyko­waniu ich indywidualnej religijności, a ich „pobożność” zdominowana została przez przymus „uświęcania się”, który często jest niczym in­nym jak religijnym masochizmem. Bóg przeżywany jest jako zagraża­jący nie tylko karą doczesną i wieczną, ale także swoimi wymagania­mi w dużej i małej skali. W przypadku jednak natręctw o charakterze egosyntonicznym mamy do czynienia z osobami, które uznają się za wyjątkowo czyste moralnie i predysponowane do zajęcia bliższej Bogu pozycji „dusz wybranych”. Nierzadko czują, że są z Nim w specyficz­nej relacji, która z psychologicznego punktu widzenia pełni wielora­kie funkcje – od karzących do nagradzających. Neurotyczne cierpie­nie traktują jednak jako znak swojej bliskości z Bogiem[5].

Trzy pary ludzi

Aby być osobą dojrzałą moralnie, nie wystarczy uwolnić się ze „szponów” nerwicy eklezjogennej bądź nie wpaść w jej objęcia. Nie wystarczy również powoływanie się na sumienie, bo może to być praktyka fasadowa. Nawiązując do rozmyślania o „Trzech parach ludzi” (Ćd 149–157) i odwołując się do badań świadomości moralnej Polaków, możemy w analogiczny sposób mówić o trzech parach osób, które różnią się pojmowaniem relacji pomiędzy własnym su­mieniem a zewnętrznymi wobec nich normami (prawami moralny­mi) oraz standardami wyznaczanymi przez Magisterium Kościoła.

Do kategorii pierwszej, zdecydowanie najmniej licznej, należą ci, którzy nie wyobrażają sobie, aby głos ich własnego sumienia mógł się rozmijać z prawdami głoszonymi przez Kościół. Na przeciw­nym biegunie (kategoria druga) znajdują się osoby, które traktują własne sumienie jako instancję nadrzędną nie tylko wobec prawd głoszonych przez Kościół, ale także wobec jakichkolwiek zobiekty­zowanych norm moralnych. Osoby te są przekonane, że człowiek dokonuje najwłaściwszych wyborów moralnych, jeśli kieruje się „wewnętrzną busolą”, w którą każdy jest wyposażony. Nie muszą jednak tych zewnętrznych norm ignorować, uważają jedynie, że w przypadku konfliktu pomiędzy którąś z nich a głosem sumienia należy słuchać sumienia. Trzecią kategorię stanowią ci, którzy nie absolutyzują własnego sumienia jako jedynej „busoli moralnej” i po­trafią krytykować kogoś, kogo sumienie rozmija się z oczywistymi, ich zdaniem, normami moralnymi, ale nie mają nieograniczonego zaufania do moralnej nieomylności Kościoła i jego autorytetów. Jak podkreśla prof. Krzysztof Kiciński, „łączy ich przede wszystkim ów brak zaufania, natomiast na naturę zewnętrznych wobec jednost­ki norm czy praw mogą mieć różne poglądy. Jedni pojmują je jako prawdy obiektywne, inni jako uniwersalia kulturowe, jeszcze inni jako standardy, które ukształtowały się w określonych warunkach społecznych itd. Do kategorii tej należą między innymi ci katolicy, którzy w przytaczanych badaniach uznali, że katolik w swych decy­zjach powinien kierować się sumieniem i przykazaniami bożymi, a nie wybrali odpowiedzi, że – nauczaniem Kościoła katolickiego”[6].

Biorąc pod uwagę fakt, że brak zaufania do moralnej nieomyl­ności Kościoła i jego autorytetów charakteryzuje również osoby z drugiej kategorii, i to w stopniu z reguły większym niż z grupy trzeciej, można powiedzieć, że obie te kategorie łącznie stano­wią najliczniejszą część społeczeństwa polskiego. Profesor Ki­ciński podkreśla, że w przypadku ludzi młodych i wykształco­nych ich przewaga liczbowa nad kategorią pierwszą jest wręcz przytłaczająca. Dodaje, że „takie poglądy na rolę sumienia nie oznaczają jednak w przypadku większości osób kwestionowania jakiejkolwiek roli autorytetów moralnych lub niewiarę w istnie­nie oczywistych, ich zdaniem, norm moralnych (których przy­kładem najczęściej podawanym przez badanych są normy Deka­logu). Chodzi raczej o przekonanie, że o wyborze przez jednostkę uznawanych przez nią autorytetów powinno decydować przede wszystkim jej własne sumienie oraz że jego głos należy uznać za ważniejszy niż nakaz zewnętrznej normy, gdyby doszło do takiego konfliktu”[7]. Nie można na tej podstawie zakładać, że z definicji mamy tutaj do czynienia z „erozją sumienia”, bo myli się wier­ny, ale nie Kościół; nie wystarczy jednak samo powołanie się na prawa sumienia, aby mieć rację.

Sumienie po Ćwiczeniach

Żeby mieć odwagę żyć w zgodzie z sumieniem, trzeba go najpierw odróżnić od superego. Mylenie sumienia z superego prowadzi bowiem do zamieszania wokół tego, co nas zobowiązuje, z czego musimy się rozliczać i czyją wolność jako osoby odpowiedzial­ne moralnie musimy respektować. Sumienia bowiem nie można niczym zastąpić, ale – jak często podkreśla papież Franciszek – nie można go mylić ani z „ego, które kieruje się własnymi zachcian­kami”, ani z superego, „kiedy duchowni zamiast pomóc sumieniu wiernych chcą je zastąpić”[8].

W kontekście „Reguł o trzymaniu z Kościołem” (Ćd 352–370), w sytuacji konfliktu sumienia z nauką Kościoła, ważne jest nie tylko adekwatne zrozumienie sumienia, ale również samego Ko­ścioła. Inaczej konflikt ten i jego rozwiązanie wygląda, kiedy Ko­ściół pojmuje się jako instytucję hierarchiczną, inaczej – kiedy widzi się go jako „wspólnotę ludu Bożego”[9]. W pierwszym przy­padku uważa się, że sumienie ma obowiązek podporządkować się Kościołowi, w drugim – że Kościół jest w służbie sumienia, a nie vice versa. W tym drugim podejściu chodzi o pełne uwzględnie­nie podwójnej funkcji sumienia: jurydycznej – oceniającej czyn dokonany i skierowanej na przeszłość oraz rozeznającej – wyzna­czającej standardy działania na przyszłość. Teologicznie można powiedzieć, że w tym podejściu do sumienia nauka Kościoła jest w służbie mężczyzn i kobiet, kiedy używają sumienia w poszuki­waniu dobra, prawdy i poczucia spójności w tym, w co wierzą i jak myślą, z tym, jak żyją; a nie, że sumienie jest na usługach doktry­ny i władza kościelna może je zastąpić[10].

Kierowanie się w życiu sumieniem oznacza więc coś więcej niż podejmowanie właściwych decyzji czy też postawienie na niego w sytuacji, w której błądzi osąd naszego rozumu albo formalnych autorytetów. W sytuacji konfliktu między głosem własnego sumienia a nauczaniem Kościoła sumienie pyta: „Gdzie jest praw­da, kto ma rację?”, superego: „Kto ma władzę?”, a w konsekwen­cji: „Kogo bądź czego mam się bać?”, „Kto i za co mnie ukarze?”. W przypadku kierowania się superego wymagania Kościoła są przeżywane jako wymagania Boga, a posłuszeństwo Kościołowi jest równoznaczne z posłuszeństwem Bogu. Sumienie zachowuje się inaczej. Jego dojrzałe funkcjonowanie uzależnione jest od samorefleksji i gotowości konfrontowania własnych sądów z inny­mi, nie tylko dobrej znajomości samych siebie, ale uznania własnej grzeszności, po to jednak, aby móc być wolnym – czyli podążając ścieżką Ćwiczeń w praktykowaniu rachunku sumienia (por. Ćd 24–42). Jak trafnie zauważył John Glaser: „Możemy płacić superego czynsz, ale dom nigdy nie stanie się naszą własnością”[11].

Uporządkowane pragnienia

Najprostszym sposobem odróżniania superego od sumienia jest wskazanie na różnicę pomiędzy „powinieneś” bądź „musisz/nie wolno ci” a „chcę/pragnę” jako imperatywów naszego zachowa­nia w poszukiwaniu i realizowaniu prawdy i dobra, co z kolei jest zgodne z ignacjańską praktyką rozeznawania „racji serca”[12]. „Powinieneś/musisz/nie wolno ci” to czyjeś komendy, pragnie­nia zaś przynależą do nas. Pomocne w dokonywaniu rozeznawania wyborów i decyzji w zgodzie z sumieniem mogą być wskazówki zawarte w poniższej tabeli[13].

 

Superego

Sumienie

1. Motywacja: nakazuje dzia­łać ze względu na uzyskanie apro­baty albo z lęku przed utratą mi­łości. Ogólnie mówiąc, chodzi o lęk przed utratą przychylności autorytetu.

1. Odpowiada na pyta­nie „co jest słuszne?”. Zachę­ca do działania w odniesieniu do wartości.

2. Introwersja: superego zwraca nas ku samym sobie – po­stawa skupiona na własnym po­czuciu wartości.

2. Ekstrowersja: sumienie jest otwarte, uwzględnia innych oraz wartości.

3. Bywa statyczne, bo po­wtarza wcześniejszy nakaz: za­myka w świecie stereotypowych zachowań i reakcji emocjonal­nych opornych wobec wszelkiej krytycznej refleksji. Niezdolne do uczenia się czy kreatywnego funkcjonowania w nowych oko­licznościach, powiela jedynie nakazy.

3. Jest dynamiczne: podej­muje ryzyko wobec nieprzewidy­wanego rozwoju wydarzeń, orientując się hierarchią wartości.

4. Zorientowane głównie na autorytet: słuszne to, co nakaza­ne, ślepe posłuszeństwo.

4. Zorientowane głównie na wartości: są one nadrzędne bez względu na to, czy są, czy nie są uznane przez autorytet.

 

5. Zwraca uwagę na czyny spełniane jednostkowo.

5. Zwraca uwagę na kontekst i uwarunkowania: istot­ny jest całokształt postawy osoby.

 

6. Jest zorientowane na przeszłość: chodzi głównie o przy­wrócenie „czystej kartoteki”.

6. Jest zorientowane na przyszłość: „Jaką osobą chcę się stać”.

 

7. Domaga się kary: by w ten sposób oczyścić się z popeł­nionych przewinień i od jej suro­wości uzależnia pewność zadość­uczynienia (wina neurotyczna).

7. Zadośćuczynienie jest nową szansą: troska o lepszą przy­szłość jest sposobem uczenia się na błędach (skrucha).

 

Za: J.W. Glaser, Conscience and superego: A key distinction, „Theological Studies”, 32/1971, s. 38.

Wina moralna (sumienie) przeżywana jako strapienie związana jest z wzięciem odpowiedzialności za swoje czyny, pokorą w ocenie siebie, a nie poniżaniem się. Motywuje do zadośćuczynienia, po­maga w zmianie złych zachowań, jest ukierunkowana na innych: zachęca do budowania więzi i rozwiązywania czy minimalizowa­nia konfliktów w sposób realistyczny. Jest wspólniczką empatii i wspiera wgląd („czego się mogę nauczyć na swoich błędach?”). Z kolei wina neurotyczna (superego) żyje przeszłością, prowadzi do deprecjonującego postrzegania siebie, wyolbrzymia odpowie­dzialność za zło w świecie („najgorszy grzesznik”), podtrzymuje negatywizm i skupienie na sobie (ruminacje). Współpracuje z me­chanizmami obronnymi w nieadaptacyjny sposób i utrzymuje w postawie ofiary. Można wtedy osiągnąć fałszywy spokój sumie­nia („pocieszenie”), dopóki jednak nie nazwiemy fałszywego po­czucia winy po imieniu, żyć będą lęki, które je wywołały. Jak zauważył amerykański psychoanalityk Mark Baker, „poczucie winy wypływające z miłości (troski) leczy rany; poczucie winy wypły­wające ze strachu jedynie sprytnie je maskuje”[14].

Piąty tydzień

Dojrzałość moralna, jaką proponują Ćwiczenia duchowe, nie jest drogą na skróty, a rozeznawanie metodą, której można się nauczyć na jednych rekolekcjach i posługiwać jak autopilotem. Ostatnią lekcją dotyczącą rozeznawania jako wsłuchiwania się w sumie­nie jest odkrycie, że nie zawsze zasady i tradycje będą w stanie wskazać nam najlepszą drogę. Nie oznacza to, że wtedy „wszystko przejdzie”. To, co ma do zaoferowania rozeznawanie zsynchroni­zowane z głosem sumienia, to doświadczenie, że Bóg pragnie nam pomagać w podejmowaniu właściwych decyzji i że odnajdziemy wtedy Jego obecność. Nie musi to jednak oznaczać tego samego w odniesieniu do konkretnych wyborów w podobnych sytuacjach.

Widać to wyraźnie w tym, jak „piąty tydzień” swoich „papieskich rekolekcji” w drodze za Jezusem podjęli poprzednicy papieża Franciszka – św. Jan Paweł II i papież emeryt Benedykt XVI. Obaj w pewnym momencie swojego życia stanęli przed pytaniem: czy zrezygnować z urzędu piotrowego dla dobra Kościoła? Obaj roze­znawali i wsłuchiwali się w sumienie i obaj doszli do odmiennych wniosków. Obaj jednak byli pewni, że w tych decyzjach towarzy­szył im Bóg, dając im poczucie potwierdzenia. Tak wyglądało ich „ignacjańskie” Suscipe (Ćd 234). Idąc ich przykładem, miejmy od­wagę rozeznawać, wsłuchując się w swoje sumienie – ufając ser­cu, ale używając głowy. Jak przypomina nam bowiem Franciszek: „jesteśmy powołani do kształtowania sumień, nie zaś domagania się, by je zastępować”[15].

Jacek Prusak SJ (ur. 1971), teolog, psychoterapeuta, publicysta, adiunkt w Instytucie Psychologii Akademii Ignatianum w Krakowie, kierownik Katedry Psychopatologii i Psychoprofilaktyki. Opubli­kował: Poznaj siebie, spotkasz Boga.


[1] Zob. Sz. Dzyżdzyk, M. Gilski (red.), Rozeznanie: przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, Kraków 2019.

[2] Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, Kraków 2002, 313–336. Dalej: Ćd. Zob. M. Ivens, Przewodnik po „Ćwiczeniach duchowych”, Kraków 2013.

[3] Zob. J. Martin, Discernment, w: J.J. McElwee, C. Wooden (red.), A Pope Francis Lexicon, Collegeville 2018, s. 48–52.

[4] Za: ‹http://papież.wiara.pl/doc/1613930.Franciszek_Wsłuchujmy-się- -w-sumienie›.

[5] Zob. J. Prusak, Rozróżnianie sumienia od superego u osób religijnych w kontekście pracy z nerwicą eklezjogenną, „Psychoterapia” 4(179)/2016, s. 33–44.

[6] Zob. J. Prusak, Nauczyć się wsłuchiwania w sumienie, „Więź” 4(670)/2017, s. 144.

[7] Tamże.

[8] Zob. np. słowa papieża Franciszka do biskupów włoskich zebranych na konferencji poświęconej adhortacji Amoris laetitia, 11 listopada 2017, ‹http://en.radiovaticana.va/news/2017/11/11/pope_sends_vid_message_to_cei_conference_on_amoris_laetitia/1348299›.

[9] Sobór Watykański II, Konstytucja dogmatyczna o Kościele „Lumen gentium”, 9–17.

[10] Zob. M.G. Lawler, T.A. Salzman, Following Faithfully. The Catholic way to choose the good, „America”, February 2/2015, s. 17.

[11] J. Glaser, Conscience and superego: A key distinction, „Theological Studies”, 32/1971, s. 44.

[12] Zob. P. Sheldrake, Pragnienia. Ukryte źródło duchowości, Kraków 2019.

[13] 13 Zob. J. Prusak, Rozróżnienie sumienia od superego u osób religijnych w kontekście pracy z nerwicą eklezjogenną, dz. cyt., s. 40.

[14] 14 M.W. Baker, Największy psycholog wszech czasów, Warszawa 2003, s. 90.

[15] Franciszek, Amoris laetitia, Rzym 2016, 37.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...