Szpilek nigdzie nie wbijam

Przewodnik Katolicki 44/2010 Przewodnik Katolicki 44/2010

Mam, niestety, mocno ugruntowane wyobrażenie, że kiedy rozpoczyna się kampania samorządowa, to gdzieś tam w Warszawie partyjni sztabowcy siedzą przy ogromnym stole i wbijają szpileczki w mapę miasta: o, tu mamy swojego, tam mamy swojego, a tutaj jeszcze nie. Przy takim podejściu nie liczą się jednak sprawy ważne dla społeczności lokalnej, a jedynie wygranie kolejnego boju o strefy politycznych wpływów.

 

Mam wrażenie, że Gdynia pod Pańskimi rządami gra na bardzo wielu fortepianach – z jednej strony stawiacie na wysoką jakość usług dla mieszkańców, z drugiej organizujecie muzyczny Open’er Festiwal czy Nagrodę Literacką Gdyni, a jeszcze z innej budujecie Narodowy Stadion Rugby.

– W tej wielotorowości działań także nie ma przypadku. 20 lat temu zaczynaliśmy naszą przygodę samorządową w zupełnie innym mieście. Ponad 60 proc. gospodarczej aktywności Gdyni uzależnione było od gospodarki morskiej, a w centrum miasta wisiały wielkie tablice z napisem: „Stocznia miejscem pracy dla najlepszych”. Później jednak, na skutek niekorzystnych cyklów koniunkturalnych na świecie, a także błędów popełnianych przez kolejne rządy, owo morskie piętno w olbrzymiej części zniknęło z gospodarczej mapy miasta.

Od początku mieliśmy więc świadomość, że musimy tak przebudowywać miasto, aby w sposób bardzo płynny, nieskokowy, przygotować je na nowe wyzwania. Ot, choćby w sferze edukacyjnej – na początku lat 90. zaledwie 10 proc. młodzieży gdyńskiej kończyło szkoły o statusie maturalnym. Dziś czyni tak ponad 94 proc. Priorytetem była więc budowa nowej jakości życia w Gdyni. Bo to właśnie ona przyciąga nowoczesny biznes i inwestycje.

Przez czyste ulice i ambitne przedsięwzięcia kulturalne do wielkich pieniędzy?

– Tak. Wysoka kultura i sukces sportowy pojawiają się najczęściej w tych miejscach, gdzie istnieje wysoki poziom jakości życia. To jest prawidłowość, która potwierdziła się właściwie na całym świecie. Zadowolenie mieszkańców jest bowiem szansą na budowanie pewnej ogólnej wartości dodanej i to nie tylko w sferze zaspokajania podstawowych egzystencjalnych potrzeb.

A stocznia?

– Jest mi oczywiście niezmiernie smutno, ilekroć patrzę na martwą bramownicę Stoczni Gdyńskiej. Upadek stoczni był ogromnym dramatem dla bardzo wielu mieszkańców naszego miasta. Ale dzisiaj musimy też myśleć o przyszłości. Mamy naprawdę wiele atutów, by pokazać światu współczesną Gdynię jako nowoczesne, intensywnie rozwijające się miasto.

I tak sobie myślę, że jeśli istnieje jakaś informacja, która dociera do Londynu na temat naszego miasta, to nie jest nią przekaz o gospodarce morskiej, ale o miejscu, w którym odbywa się Open’er – jeden z najlepszych europejskich festiwali muzycznych. Każdy, kto na taki festiwal przyjedzie, zobaczy nowoczesne, wychodzące do morza miasto, które ma piękną architekturę i pogodnych, uśmiechniętych mieszkańców. I może wtedy pomyśli sobie, że warto tu przyjeżdżać, inwestować czy zamieszkać. Tak to właśnie działa. To nie jest jakaś gra w igrzyska dla ludu, to jest tak naprawdę gra na czynniki rozwojowe, które w XXI w. trzeba budować właśnie w taki sposób.

Z perspektywy reszty kraju Trójmiasto jawi się trochę jako taki nierozwiązywalny węzeł gordyjski. Gdynia to byt samodzielny czy też raczej organiczna część większej trójmiejskiej całości?

– W wielu komentarzach pojawia się najczęściej taka właśnie prosta dychotomia: albo odrębne byty, albo jedno miasto. Tymczasem rzeczywistość trójmiejska jest o wiele bardziej złożona. Zaczynając od tego, że w skład Trójmiasta wchodzi tak naprawdę siedem miast.

Przepraszam, ile?

– Siedem, bo trzeba jeszcze uwzględnić Rumię, Redę, Wejherowo i Pruszcz Gdański – z czego dwa miasta większe od Sopotu – które mają różną historię, tradycję, demografię i socjologię.

To wszystko są oczywiście odrębne byty miejskie, które w olbrzymiej części samodzielnie załatwiają bardzo wiele swoich spraw. Ale jednocześnie są miastami bardzo blisko ze sobą powiązanymi, którym łatwiej wiele rzeczy rozwiązywać wspólnie. I to jest chyba ta właściwa idea metropolizacji, polegająca na szukaniu obszarów wspólnego działania, zwłaszcza w dziedzinie promocji, rozwiązywania problemów komunikacyjnych, działań w zakresie ochrony środowiska czy bezpieczeństwa. Do tego nie potrzeba tworzyć jakiegoś sztucznego, jednolitego tworu. Wręcz przeciwnie – odrębna podmiotowość, patriotyzm lokalny i specyficzny element lokalnej więzi to czynniki, które bardzo silnie spajają społeczność oraz odgrywają bardzo ważną rolę w życiu miasta. I choćby tylko z tego powodu pomysł, by Gdynia zatraciła swoją tożsamość i zlała się w jeden organizm miejski z Sopotem i Gdańskiem nie uzyskałby u nas akceptacji ani dziś, ani w żadnej dającej się przewidzieć przyszłości.

Podkreśla Pan często swój silny emocjonalny stosunek do Gdyni. Czy potrafiłby więc Pan wskazać swoje jedno ukochane samorządowe dziecko?

– Postawił pan kolejne bardzo trudne pytanie. Samorząd jest tak zróżnicowanym obszarem aktywności, że żadna pojedyncza rzecz nie jest tą najważniejszą. Zarządzanie miastem to myślenie całościowe, dostrzeganie jednocześnie ludzi młodych i starych, bogatych i biednych. To jest fenomen, który dostrzeżony i realizowany wiarygodnie, przekłada się potem na akceptację społeczną. Jeśli jednak miałbym szukać jednego właściwego słowa klucza, to będzie nim wspomniana już przeze mnie wcześniej jakość życia. A składają się na nią wszystkie elementy działalności miejskiej, poczynając od bezpieczeństwa, miejsc pracy i ochrony środowiska, a na wysokiej kulturze kończąc. W czasie ostatnich kilkunastu lat udało się zrealizować w Gdyni setki dobrych projektów, na wiele z nich miałem bezpośredni wpływ, część jest efektem pracy mojego zespołu, ale cieszą mnie niezmiernie wszystkie.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...