A wszystko przez te szachy

Przewodnik Katolicki 46/2010 Przewodnik Katolicki 46/2010

Kiedy spotyka się małżonków, którzy przeżyli ze sobą wiele lat i do tego wyglądają na szczęśliwych, to aż ciśnie się na usta, banalne może, pytanie: jaka jest ich recepta na udany związek?

 

Kanapki przed ślubem

Po zakończeniu wojny Urząd Stanu Cywilnego mieścił się w Poznaniu w jednym z mieszkań w kamienicy przy ul. Matejki. Funkcję poczekalni pełniła tam klatka schodowa. – Wówczas wszyscy się pobierali. Kiedy więc 20 października 1945 r. miał się odbyć nasz ślub, staliśmy w kolejce przez parę godzin. Tyle się po prostu czekało. Wielu przyjezdnych nowożeńców stojących obok nas posilało się kanapkami zapakowanymi w gazetę – wspomina pani Maria. Sakramentalny związek małżeński Maria i Feliks zawarli tydzień później, 27 października, w wągrowieckiej farze. Następnie odbyło się wesele w rodzinnym domu panny młodej. Kilka dni później nowożeńcy zamieszkali w swoim pierwszym mieszkaniu w Gorzowie Wielkopolskim. – Kiedy w 1945 r. ukończyłem szkołę, zaraz w maju zacząłem pracować w dyrekcji kolei jako młody technik. W lipcu tego samego roku skierowano mnie na Ziemie Odzyskane – wyjaśnia pan Feliks. Do mieszkania w Gorzowie swój dobytek młodzi stopniowo zwozili w walizkach. To właśnie w tym mieście przyszły na świat ich córki, najpierw w 1946 r. Barbara, a sześć lat później Dorota.

Pan Feliks rozpoczął także zaoczne studia na Politechnice Śląskiej. − Dokładnie 28 czerwca 1956 r. miałem obronę pracy dyplomowej w Gliwicach. Gdy wracaliśmy do domu, wiedzieliśmy już, że w Poznaniu wybuchły zamieszki. Nasz pociąg zatrzymano w podpoznańskim Luboniu – mówi pan Feliks. Tymczasem pani Maria usłyszawszy o tych wydarzeniach w radiu, zaczęła niepokoić się o męża. Postanowiła więc wyjechać mu naprzeciw. Pojechała pociągiem do Krzyża i tam czekała na peronie, wiedząc, że na tej stacji pan Feliks musi się przesiąść. – To było dla mnie niesamowite zaskoczenie, ale i wielka radość, gdy wysiadając z pociągu, zobaczyłem żonę – wspomina z uśmiechem.

Rodzina w sąsiedztwie

Z biegiem lat pogarszał się stan zdrowia rodziców pani Marii. W 1958 r. zdecydowali więc o sprzedaży gospodarstwa. Za uzyskane pieniądze kupiono dom w Swarzędzu, w którym z rodzicami zamieszkały dwie córki: Maria i Zofia. To w tym domu państwo Pankowscy mieszkają do dzisiaj. Pan Feliks wrócił wówczas do pracy w dyrekcji kolei. Zajmował się tam elektryfikacją, najpierw jako inspektor nadzoru, a następnie główny inżynier. − Ciągle odbywałem służbowe wyjazdy. Domem i dziećmi, a potem rodzicami zajmowała się więc głównie żona – przyznaje pan Feliks.

Mijały lata. Córki skończyły szkoły. Barbara została technologiem budownictwa, a Dorota projektantem i kosztorysantem instalacji elektrycznych. Wkrótce na świat przyszły wnuki, dzieci starszej córki: Anna i Szymon. Pani Maria chętnie pomagała Barbarze w opiece nad dziećmi, zwłaszcza że mieszkają w sąsiedztwie. Także w pobliżu dziadków i rodziców zamieszkała po założeniu rodziny Anna, która jest już mamą dwóch licealistów: Łukasza i Daniela. – Mamy ze sobą stały kontakt, pomagamy sobie i wspólnie radzimy z problemami – stwierdza senior rodu.

Trzy razy w roku

Po przejściu na emeryturę w 1980 r. pan Feliks zainteresował się językiem esperanto. Miał 30 stałych korespondentów na całym świecie. Zaangażował się także w działalność klubu seniora PTTK. Do dzisiaj nie wyobraża sobie żadnej środy bez spotkania w tym klubie. Podróże są zresztą od lat bardzo ważnym elementem życia państwa Pankowskich, szczególnie od czasu, gdy usamodzielniły się ich dzieci. – Nie sposób zliczyć wszystkich naszych wyjazdów. Było ich kilkadziesiąt. Jeździliśmy głównie nad morze i w góry, nieraz i trzy razy w roku. Naszą receptą na zdrowie jest aktywność fizyczna, dlatego podczas wspólnych wypraw bardzo dużo spacerowaliśmy – opowiada pan Feliks. Tak było jeszcze cztery lata temu. − Teraz zażywamy ruchu w ogrodzie. Lubimy go pielęgnować na tyle, na ile nam zdrowie pozwala. Moją pasją są kwiaty, uwielbiam robić z nich bukiety – wyznaje pani Maria.

Ręka w rękę

Kiedy pytam o receptę na udany związek, małżonkowie podkreślają, że nikogo nie chcą pouczać. − Naszym zdaniem najważniejsza jest umiejętność dostrzegania piękna otaczającego nas świata. Wtedy ładują się „życiowe akumulatory”. Łatwiej wówczas pokonywać codzienne trudności i łagodzić stresy – zauważa pan Feliks, dodając, że w budowaniu relacji w ich małżeństwie bardzo ważna jest pogoda ducha jego żony. − Ona nie umie się gniewać – dopowiada.

Jak przyznaje ks. Wiesław Garczarek, proboszcz parafii pw. św. Józefa Rzemieślnika w Swarzędzu, w której mieszkają państwo Pankowscy, to skromni, pobożni i szanowani przez mieszkańców ludzie. – Pani Maria i pan Feliks bardzo często są na Mszy św., także w dzień powszedni. Zawsze przystępują do Komunii św. we dwoje, ręka w rękę. To bardzo piękne i budujące świadectwo – przyznaje duszpasterz, dodając, że autentyczna miłość tych małżonków ujmuje po prostu za serce.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...