Może lubisz ponarzekać na Kościół – że zbyt bogaty, że za mało ma wspólnego z Ewangelią. Ale czy naprawdę jesteś pewien, że go znasz? Może się okazać, że bezdomni na ulicach Rio de Janeiro, Lizbony czy Szczecina wiedzą o Kościele więcej niż ty.
W grupie, która podczas jednej z tygodniowych ewangelizacji w Rio de Janeiro była odpowiedzialna za modlitewne wsparcie misjonarzy, znalazła się także Magda Wenus. 26-letnia misjonarka Wspólnoty Przymierze Miłosierdzia z Polski wraz ze swoim narzeczonym Arturem Włodarczakiem uczestniczyła w Brazylii w kilkumiesięcznej formacji. – Podczas gdy inni wyszli na ulice miasta, by ewangelizować, my trwaliśmy na modlitwie wstawienniczej w prowizorycznej kapliczce pod namiotem, gdzie był wystawiony Najświętszy Sakrament. Wstępowali tam również ludzie przechodzący ulicą i prosili o modlitwę. Byłam zdumiona działaniem Ducha Świętego. Mimo że modliłam się po polsku i wcześniej nie pytałam ich o intencję, bo słabo posługuję się ich językiem, przeważnie okazywało się, że to, o co ja prosiłam, było zgodne z tym, czego potrzebowała dana osoba – opowiada z przejęciem Magda. Jednak, jak przyznaje, to był dopiero początek, bo następnego dnia przyszły do kapliczki dzieci ulicy. – Miały strasznie brudne, popękane stópki. Z potrzeby serca zaczęłam wycierać je jednemu z nich nawilżonymi chusteczkami, które miałam przy sobie. Poczułam, że po prostu muszę to zrobić, mimo że byłam w kaplicy. Byłam przekonana, że Pan Jezus nie odepchnąłby tych najmniejszych swoich dzieci. Potem coraz więcej dzieci pytało: „A mnie też umyjesz nóżki?” Następnego dnia wzięłam ze sobą baniak z wodą, mydło, nożyczki do paznokci i krem do smarowania ich ran. Nie skończyło się jedynie na stópkach, bo myłam im też buzie i ręce. Chociaż tyle mogłam dla nich zrobić... Byłam też zaskoczona ich radością. Kiedy były już czystsze, chodziły i chwaliły się: „Ciociu, spójrz, jakie mam czyste rączki, a jakie nóżki!” To było z pewnością jedno z najbardziej poruszających doświadczeń podczas całego mojego pobytu w Brazylii – wyznaje misjonarka, która z wykształcenia jest muzykiem.
Mówię ci, wstań!
Niezmierzona łaska Miłosierdzia Bożego rozlewa się wszędzie, gdzie tylko znajdą się ludzie, którzy zechcą o nim świadczyć swoim życiem. Nic więc dziwnego, że Wspólnota Przymierze Miłosierdzia dotarła także do Europy. Została życzliwie przyjęta w 2008 r. przez metropolitę portugalskiej Lizbony José da Cruz Policarpo. W mieście powstał dom, w którym mieszka 9 misjonarek i misjonarzy. Ewangelizują przede wszystkim w dzielnicy, w której mieszkają imigranci z Afryki, głównie z Zielonego Przylądka. – Wychodzimy też na ulice, gdzie opiekujemy się bezdomnymi: rozmawiamy z nimi, ale też myjemy ich, golimy im brody, strzyżemy włosy, wspólne się modlimy – wymienia Claudio Pinheiro. – Przez spotkania i naszą obecność wśród tych ludzi chcemy „przynieść” w jakiś sposób obecność Boga w te miejsca, gdzie tak bardzo jej potrzeba – dodaje.
Wspólnota w Lizbonie organizuje też spotkania modlitewne i Msze św. o uzdrowienie oraz rekolekcje Talitha Kum (Dziewczynko, mówię ci, wstań!). Nazwa została zaczerpnięta od słów Jezusa cytowanych w Ewangelii po aramejsku przez św. Marka (Mk 5, 41). Przeznaczone są one szczególnie dla młodych, którzy oddalili się od Kościoła. Starają się również docierać do osób, które jeszcze nigdy w swoim życiu osobiście nie doświadczyły Boga. Z Lizbony misjonarze ruszają też w głąb Starego Kontynentu, zakładając nowe wspólnoty we Włoszech, Belgii, a także w Polsce.
Z Lizbony do Szczecina
W naszym kraju Wspólnota rozpoczęła działalność w Szczecinie. Tak miasto, jak i cała archidiecezja szczecińsko-kamieńska uważane są raczej za tereny duszpastersko trudne. Ale misjonarzom się udało, bo jak zwykle modliła się wtedy za nich i za miasto Wspólnota w Portugalii i w Brazylii, wraz z tamtejszymi dziećmi ulicy.
W maju 2008 r., w kościele u ojców dominikanów odbyło się spotkanie z o. Enrique i Rafaelem, Msza z modlitwą o uzdrowienie, a następnie dwudniowe warsztaty ewangelizacyjne Talitha Kum. – Doświadczyliśmy wówczas rzeczywistego działania Ducha Świętego, a te dwa dni bardzo nam pomogły odkryć płaszczyzny, które w naszym życiu potrzebowały jeszcze uzdrowienia – przyznają Ania i Marek Tomikowscy, dziś współodpowiedzialni za Wspólnotę szczecińską, a wówczas jedni z 70 uczestników warsztatów. Odtąd misjonarze gościli w Szczecinie, regularnie prowadząc spotkania formacyjne i ewangelizację, w efekcie czego jesienią 2008 r. powstała szczecińska grupa Przymierze Miłosierdzia. – Od tamtej pory spotykamy się wraz z naszym duszpasterzem dominikaninem o. Jakubem Nesterowiczem, starając się pogłębiać własną duchowość i ewangelizując innych, chociażby przez rekolekcje czy warsztaty. Podczas nich ludzie mają okazję doświadczyć rzeczywistej obecności Boga w swoim życiu, czego owocem jest nawrócenie – wyjaśnia Marek.
Doświadczyłam żywego Kościoła
Opowiada też, że czasami o. Jakub wysyła ich po dwóch, tak jak czynił to Jezus, i mówi: „Idźcie w miasto i módlcie się na Różańcu za ludzi, których spotkacie”. Jedna z grup Wspólnoty w Szczecinie gromadzi się także w każdą środę o godz. 19 pod katedrą. Jej członkowie najpierw wspólnie się modlą, aby Bóg prowadził ich do tych osób, które potrzebują miłosierdzia, a potem ruszają w swoje stałe miejsca miasta do ubogich i bezdomnych.
– Ci ludzie wiedzą już, że mogą nas tam spotkać, i przychodzą często też po to, aby podzielić się swoim świadectwem skuteczności modlitwy, jeśli np. dostaną pracę, o którą razem prosiliśmy – podkreśla Marek Tomikowski, dodając, że starają się też zawsze podprowadzić tych ludzi do kapłana, by mogli skorzystać z sakramentów i powrócić do Kościoła. – Kiedyś na nasze wspólnotowe spotkanie zaprosiliśmy dziewczynę napotkaną w parku. Przyszła, a potem wyznała nam, że 10 lat nie była w kościele. A między nami, po raz pierwszy, doświadczyła żywego Kościoła, jego miłości i jedności. Przyłączyła się do nas – opowiada Marek. Z kolei jego żona Ania wspomina, że kiedy dołączyli do Wspólnoty Przymierze Miłosierdzia, nie wiedzieli jeszcze, co tak naprawdę ich czeka. – Dla mnie i dla męża była to pierwsza wspólnota, w którą się zaangażowaliśmy, i nie ukrywam, że na początku wcale nie było łatwo. Ale teraz, po dwóch latach, widzimy, jak wiele owoców ona przynosi, jak przemienia życie nasze i naszych rodzin – przyznaje z radością.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.