Może lubisz ponarzekać na Kościół – że zbyt bogaty, że za mało ma wspólnego z Ewangelią. Ale czy naprawdę jesteś pewien, że go znasz? Może się okazać, że bezdomni na ulicach Rio de Janeiro, Lizbony czy Szczecina wiedzą o Kościele więcej niż ty.
Oby Buk zadziwił świat
Kiedy usłyszy się Dobrą Nowinę i naprawdę przyjmie się ją, to nie sposób nie dzielić się nią z innymi, zwłaszcza z najbliższymi. Nic więc dziwnego, że skoro Marek pochodzi z Buku k. Poznania, to i tutaj dotarli misjonarze Wspólnoty Przymierze Miłosierdzia. Tym bardziej że spotkali księdza, który już wcześniej przyglądał się w internecie działaniom ojców Enrique i Antonella.
– 14 czerwca 2010 r. ojcowie założyciele Wspólnoty odwiedzili Buk po kongresie dla liderów wspólnot charyzmatycznych i ewangelizacyjnych, który odbywał się w Warszawie. Na spotkanie z nimi i modlitwę przyszło do kościoła ponad 1500 osób – mówi ks. Piotr Pieprz, wikariusz parafii w Buku. Jak wspomina kapłan, w wielu osobach zrodziło się wówczas przekonanie, że to jest właśnie droga, którą przygotował Bóg. – Również ojcowie mówili nam, że Pan Bóg prosi tę parafię o trzy rzeczy: o wieczystą adorację, o ewangelizację i o ducha miłosierdzia. A jeśli ta parafia je spełni, to nie tylko zadziwi Polskę, ale także świat – zaznacza ks. Pieprz. Już od września ub.r. 30 osób z bukowskiej parafii uczestniczy w Rocznej Szkole Ewangelizacji w Poznaniu przygotowującej liderów wspierających kapłanów w pracy duszpasterskiej. Natomiast 1 grudnia dokonano uroczystego wprowadzenia Najświętszego Sakramentu do kaplicy Wieczystej Adoracji w tamtejszym kościele. Z kolei w nowo powstałą grupę Wspólnoty Przymierze Miłosierdzia zaangażowało się prawie 90 osób, a na organizowane przez nią w każdy pierwszy piątek miesiąca o godz. 20 Msze św. z modlitwą o uzdrowienie przyjeżdża kilkaset osób, nawet z odległych miejscowości.
Podobna grupa Wspólnoty Przymierze Miłosierdzia zawiązała się także w Warszawie. I takie to są początki tego Bożego dzieła w Polsce...
O swojej tęsknocie za Ojcem opowiada Rafael Ferreira z São Paulo, koordynator misji na Europę
– Pochodzę z bardzo biednej rodziny, która należała do świadków Jehowy. Moja mama urodziła mnie, gdy miała 14 lat, a ojciec zostawił ją, gdy tylko dowiedział się, że jest w ciąży. Wychowywała mnie babcia, a po jej śmierci ciocia.
Najgorszym dniem w roku był dla mnie Dzień Ojca. Kiedy miałem 9 lat, przyszedłem do domu, otworzyłem Pismo Święte i przeczytałem słowa z Księgi proroka Jeremiasza: „Zanim się urodziłeś, znałem cię”. Pomyślałem, że skoro Bóg znał mnie, zanim się urodziłem, w takim razie to On jest moim ojcem. Jak to dziecko, prosiłem, żeby stanął w drzwiach, abym mógł Go obdarować prezentem...
Kiedy po ośmiu latach niewidzenia się ze mną moja mama zabrała mnie do siebie, zacząłem chodzić na imprezy, pić alkohol, zażywać extasy. Tak było do 15. roku życia. Pewnego razu po trzydniowej imprezie mój przyjaciel poprosił mnie, żebym poszedł z nim do kościoła. Nigdy wcześniej nie myślałem nawet, żeby wejść do kościoła katolickiego. Ale byłem w stanie odurzenia, więc zgodziłem się i usiadłem na końcu świątyni. Pierwsze czytanie czytał mały chłopiec, który wskazał ręką jakby w moją stronę i usłyszałem słowa: „Zanim się urodziłeś, znałem cię”. Upadłem wówczas na kolana i zacząłem bardzo płakać. Płakałem długo, a kiedy przestałem, byłem już zupełnie trzeźwy, bez żadnych efektów zamroczenia. Poczułem wtedy mocny, wewnętrzny głos: „Rafaelu, jesteś moim synem”. Jak się później okazało, był to Dzień Ojca... Od tamtej chwili zacząłem chodzić do kościoła, nie biorę narkotyków, nie piję alkoholu, a mija właśnie 12 lat.
Jakiś czas później poznałem Wspólnotę Przymierze Miłosierdzia i przyłączyłem się do niej. Po roku pojechałem do domu odwiedzić mamę. I jak ewangelizujemy bezdomnych we Wspólnocie, tak postanowiłem pójść i porozmawiać z tymi, których spotkam. Mama wyszła wówczas z domu, więc chciałem zaprosić kilka osób do domu, żeby się umyli i coś zjedli. Na placu siedziało kilku bezdomnych, ale z mojego zaproszenia skorzystał tylko jeden. Kiedy się wykąpał i ogolił, zaczęliśmy rozmawiać o życiu. Słuchając jego opowieści, odkryłem, że to jest mój biologiczny ojciec. Tak właśnie spotkałem swojego tatę.
A Wspólnota? Mam nadzieję, że będę w niej do końca moich dni.
O swojej drodze do Wspólnoty mówi Claudio Pinheiro, misjonarz z São Paulo, obecnie mieszkający w Lizbonie
− Katolikiem jestem od urodzenia, ale jako młody chłopak zacząłem popełniać błędy. Wiele było też problemów w moim domu, zwłaszcza związanych z tatą, który był alkoholikiem. Moje ciągłe chodzenie na imprezy było w pewien sposób ucieczką od tej domowej, trudnej rzeczywistości. Na szczęście po jakimś czasie mój tata się nawrócił, a mnie dane było uczestniczyć w rekolekcjach dla młodych, podczas których doświadczyłem miłości Boga. Rozpocząłem je jako osoba zagubiona, bez nadziei, a wyszedłem z nich przemieniony.
Ojców Enrique i Antonella oraz s. Marię Paolę poznałem, zanim jeszcze założyli Wspólnotę Przymierze Miłosierdzia. Zacząłem uczestniczyć w prowadzonych przez nich spotkaniach. Z każdym kolejnym czułem coraz większe powołanie do tego, by pozostawić to, co robię i zacząć coś nowego. Miałem wówczas dziewczynę, pracę, studia i trudno było mi z tego wszystkiego zrezygnować. Ale wołanie Boga wewnątrz mnie było tak silne, że w 2001 r. zostawiłem wszystko i przyłączyłem się do Wspólnoty.
Słowo Boże mówi nam, że kto zostawi swoją rodzinę i dom z powodu Pana, to otrzyma jeszcze więcej. I czuję, że Bóg obficie mi to wynagrodził. We Wspólnocie On posyła nas w takie miejsca, stawia nas w takich sytuacjach, o których nigdy nawet byśmy nie pomyśleli. To piękne wiedzieć, że Bóg chce się posłużyć każdym z nas. Potrzebuje jednak naszego „tak”, żeby zbudować świat miłosierdzia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.