Czym jest charyzmat zakonny? To określona historia, która zaczyna się od konkretnego spotkania Boga z człowiekiem, a potem owocuje założeniem zakonnej wspólnoty i zarazem określonym nurtem duchowości dostępnym dla wszystkich.
Czym jest charyzmat zakonny? To określona historia, która zaczyna się od konkretnego spotkania Boga z człowiekiem, a potem owocuje założeniem zakonnej wspólnoty i zarazem określonym nurtem duchowości dostępnym dla wszystkich. Tak było w przypadku Benedykta z Nursji, Dominika Guzmána, Franciszka z Asyżu czy też Ignacego Loyoli, w których Bóg rozpalił ewangeliczną gorliwość. U tego ostatniego wszystko zaczęło się 20 maja 1521 roku, kiedy to przyszły założyciel jezuitów został poważnie ranny w nogę podczas bitwy o Pampelunę. Czas powrotu do zdrowia był dla Ignacego także czasem nawrócenia i budzenia się pragnienia służenia Chrystusowi i Jego Kościołowi. Po dwudziestu latach Ignacy zakłada wraz z pierwszymi towarzyszami zakon Towarzystwa Jezusowego. Umiera w 1556 roku, a 12 marca 1622 roku zostaje kanonizowany. Te rocznice – pięćset lat od nawrócenia walecznego Baska i czterysta lat od jego kanonizacji – skłoniły jezuitów, by ogłosić Rok Ignacjański.
Jest co wspominać i za co dziękować! Ignacy Loyola i jego duchowi synowie mieli znaczący wpływ na dzieje Kościoła. Nasuwa się jednak pytanie, czy dziedzictwo ignacjańskie jest nadal aktualne, a jeśli tak, to co z tegoż dziedzictwa jest dziś szczególnie ważne.
Duchowość na czas zamętu
„W Chrystusie ujrzeć wszystko na nowo” – tak brzmi hasło Roku Ignacjańskiego. Streszcza ono w pewnej mierze duchowość ignacjańską. Fundamentem tej duchowości są Ćwiczenia duchowe, owoc doświadczeń Ignacego Loyoli, którego sam Bóg cierpliwie prowadził. Książeczka Ćwiczeń duchowych nie tyle jest do czytania, jak wiele innych „pobożnych” książek, ile do odprawiania. Na całym świecie są setki, a raczej tysiące centrów rekolekcyjnych, w których proponowane są różne formy rekolekcji opartych na metodzie Ignacego. Jednak wszystkie one zmierzają właśnie do tego, by pomóc rekolektantowi ujrzeć rzeczywistość, własne życie, w nowym, Chrystusowym świetle. Ćwiczenia duchowe to największy skarb dziedzictwa Ignacego Loyoli, który jest wciąż aktualny i potrzebny. Metoda i treści Ćwiczeń są na tyle uniwersalne, że dają się zharmonizować z innymi charyzmatami zakonnymi, duchowościami i nowymi ruchami kościelnymi. Dlatego też przez jezuickie domy rekolekcyjne przewijają się świeccy, osoby zakonne, księża diecezjalni. Co więcej, nierzadko niejezuici prowadzą ośrodki, w których proponuje się ignacjańskie Ćwiczenia. Szacuje się, że na świecie około dwóch milionów ludzi rocznie odprawia rekolekcje inspirowane charyzmatem św. Ignacego. W Polsce funkcjonuje dziesięć ośrodków, w których udziela się rekolekcji ignacjańskich, a ponadto wiele serii rekolekcji dawanych jest w innych domach, zakonach, centrach diecezjalnych itp.
Duchowość ignacjańska jest chrystocentryczna, a także trynitarna, z wyraźnym rysem maryjnym, czyli na wskroś chrześcijańska i katolicka. Ćwiczenia są drogą porządkowania uczuć i postaw, by szukać i znajdować wolę Bożą, a następnie – z odniesieniem do Kościoła – podejmować właściwe decyzje i konsekwentnie je realizować. To propozycja szczególnie skuteczna na czasy zamętu, a w takich czasach niewątpliwie żyjemy. W XX wieku mieliśmy zbrodnicze „ideologie zła”, komunizm i nazizm. Dziś mamy różnego rodzaju neomarksistowskie ideologie lewicowo-liberalne, które w „białych rękawiczkach” robią antropologiczną, kulturową rewolucję, narzucając zmianę znaczenia podstawowych pojęć, jak płeć, małżeństwo, rodzina, dzieci. Z drugiej strony mamy klasyczne dyktatury, które odwołują się do brutalnej siły militarnej, czego wojna na Ukrainie jest dramatycznym przykładem.
W nakreślonej powyżej sytuacji łatwo się przestraszyć, zagubić, ulec ideologiom, dlatego trzeba bardziej niż kiedykolwiek powracać do tego, co najważniejsze. Czas kryzysu i zamętu potrzebuje – jak to podkreśla Benedykt XVI – postawienia na nowo kwestii obecności Boga i ustanowienia drogowskazów. Ćwiczenia duchowe przypominają nam właśnie fundamentalne prawdy i wynikające z nich reguły postępowania. Ignacy stwierdza dobitnie: „Człowiek po to jest stworzony, aby Boga, a Pana naszego chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją” (ĆD 23). A potem prowadzi rekolektanta przez wiele medytacji, by ten odnalazł się przed Chrystusem ukrzyżowanym i zmartwychwstałym i zobaczył rzeczywistość w nowej, Bożej perspektywie.
Jezuicki teolog Karl Rahner powiedział, że chrześcijanin przyszłości będzie albo mistykiem, albo w ogóle go nie będzie. Nie chodziło mu o „mistyczne” bujanie w obłokach, ale o żywe doświadczenie obecności Boga, także wśród ludzi, którzy nie wierzą w Jezusa, a nawet są wrodzy chrześcijaństwu. Minął bowiem czas, kiedy w Europie bycie chrześcijaninem stanowiło pewną społeczną oczywistość. Dziś otoczenie raczej utrudnia, niż pomaga być praktykującym katolikiem. Dlatego trzeba być twardo stąpającym po ziemi „mistykiem”, aby się ostać w wierze. Takiego mistycyzmu uczy nas Ignacy Loyola.
Odnowa gorliwości
W liście na zakończenie Roku Jubileuszowego 2000, Novo millennio ineunte, Jan Paweł II nawiązuje do pytania, które zadano Piotrowi po jego mowie wygłoszonej w dniu Pięćdziesiątnicy: „Cóż mamy czynić?” (Dz 2,37). Papież Polak zauważa, że nie istnieje jakaś magiczna formuła czy też superstrategia, która by rozwiązała problemy Kościoła i świata. „Nie, nie zbawi nas żadna formuła – podkreśla – ale konkretna Osoba oraz pewność, jaką Ona nas napełnia: Ja jestem z wami! Nie trzeba zatem wyszukiwać «nowego programu». Program już istnieje: ten co zawsze, zawarty w Ewangelii i w żywej Tradycji”[1]. Założyciel jezuitów, chociaż on i jego zakon zasłynęli odwagą w poszukiwaniu nowych sposobów ewangelizacji i katechizacji, zapewne zgodziłby się z wizją Jana Pawła II. Nowatorstwo Ignacego nie ma bowiem nic wspólnego z nowinkarstwem, pogonią za modami świata czy też sileniem się na oryginalność, by zabłysnąć. Śmiałość w podejmowaniu nowych dróg brała się u niego ze skoncentrowania na Chrystusie i z odnowionej gorliwości, by we wszystkim chwalić Boga.
Jak Ignacy odpowiedziałby dzisiaj na pytanie: „Cóż mamy czynić?”. Raczej nie próbowałby nas zaskoczyć wskazywaniem całkiem nowych zadań, ale powtórzyłby to, co znajdujemy w tzw. Formułach Instytutu, czyli pierwszych, zatwierdzonych przez papieży, dokumentach, które określają naturę i misję zakonu jezuitów. Czytamy w nich, że jezuici chcą przyczyniać się „do postępu dusz w życiu i nauce chrześcijańskiej […] przez Ćwiczenia duchowne i uczynki miłosierdzia, a szczególnie przez nauczanie dzieci i ludzi prostych chrześcijańskiej wiary i przez niesienie pociechy duchowej wiernym podczas spowiedzi”[2]. A zatem – można by powiedzieć – nic nadzwyczajnego, czego nie byłoby wcześniej. Wszak od początku Kościół głosił Słowo, sprawował sakramenty i podejmował dzieła caritas. Nowa była twórcza gorliwość, z jaką pierwsi jezuici podejmowali te zadania.
Dziś Kościół zajmuje się bardzo wieloma różnymi sprawami. I dobrze, ale niekiedy można mieć wątpliwości, czy się zbytnio nie rozdrabnia ze szkodą dla tego, co podstawowe i najważniejsze. Czy nie traci spojrzenia wertykalnego, w tym kwestii przebaczenia grzechów oraz życia wiecznego, i nie wikła się w niejednoznaczne kwestie społeczne w ich wymiarze horyzontalnym? Absolutnie nie chodzi o to, aby ograniczać się do perspektywy życia po śmierci, ale o właściwe proporcje i właściwy kontekst. Pierwsi jezuici rozeznawali, co można i trzeba robić w konkretnych sytuacjach, podejmowali różne zadania, ale nigdy nie zapominali o prawdzie, że ostatecznie chodzi o „pomoc duszom”, by przyjęły Chrystusa i osiągnęły życie wieczne.
Przypomina się tutaj to, co w jednym z listów napisał były generał jezuitów, o. Peter-Hans Kolvenbach: „Tym, co najbardziej nas zadziwia u św. Franciszka Ksawerego, jest jego żarliwe przekonanie o palącej potrzebie głoszenia Ewangelii, gdy tymczasem my wobec perspektywy ewangelizacji pozostajemy dość bierni. Fakt, że dzieło ewangelizacji wymaga dziś szacunku dla ludzkich sumień i różnorodności kultur oraz postawy dialogu, że musi brać pod uwagę religijny pluralizm i obojętność religijną, powinien skłaniać nas do dzielenia ksaweriańskiej żarliwości, a nie utwierdzać w rezygnacji, jak gdyby już nic nie było do zrobienia”. Ignacy i jego pierwsi towarzysze uczą nas, że istotą wszelkiej odnowy w Kościele jest nowa gorliwość służenia Chrystusowi, a nie mnożenie programów układanych przy zielonych stolikach.
Ewangeliczna roztropność i przebiegłość
„Bądźcie roztropni (przebiegli) jak węże, a nieskazitelni jak gołębie” (Mt 10,16) – to wezwanie Jezusa, które Ignacy Loyola i jego duchowi synowie wzięli na serio. Co prawda niektórzy krytykowali jezuitów, że owszem, byli przebiegli, ale nie zawsze nieskazitelni. Ignacemu przypisano maksymę, że cel uświęca środki, choć jej autorem był Niccolò Machiavelli. W niektórych językach przymiotnik „jezuicki” stał się synonimem bycia podstępnym. Oczywiście, zdarzało się, że ktoś mylił roztropność z cwaniactwem, a nawet z cynizmem. Niemniej ewangelicznej roztropności i przebiegłości potrzeba dziś Kościołowi bardziej niż kiedykolwiek.
Jezuici walczyli słowem i świadectwem życia z herezjami. Odegrali istotną rolę w powstrzymaniu protestantyzmu w Europie. Dziś o herezjach się już nie mówi, a oponenci Kościoła katolickiego deklarują, że chcą go jedynie zreformować dla jego własnego dobra. Dlatego trzeba nam zaczerpnąć z dziedzictwa Ignacego tej dobrej przebiegłości, która nie daje się oszukiwać i zwodzić i wie, kiedy się uśmiechnąć i poklepać po plecach, a kiedy jasno i wyraźnie się przeciwstawić. Święty Ignacy był człowiekiem caritas discreta, czyli miłości roztropnej. Dlaczego nie wystarczy samo słowo „miłość”? Po co dodawać przymiotnik „roztropna”? Ano po to, by uniknąć ześlizgnięcia się w jakąś karykaturę miłości, sentymentalizm, egzaltację, buonizm czy też po prostu pseudoewangeliczną naiwność. Dzisiejszy świat często szermuje hasłami tolerancji i miłości, aby odwracać kota ogonem i zło przedstawiać jako dobro, a dobro jako zło. Kościół musi być odporny na tego rodzaju manipulacje.
W jednym z listów Ignacy Loyola zauważa: „Nieprzyjaciel wchodzi cudzymi drzwiami, a wychodzi swoimi […]. Podobnie i my możemy postępować, by osiągnąć dobro. Pochwalamy więc albo zgadzamy się z naszym rozmówcą w jakiejś szczegółowej rzeczy dobrej, nie zwracając na razie uwagi na inne rzeczy, mające w sobie domieszkę zła. W ten sposób pozyskujemy jego przychylność. […] Tak więc wchodząc jego drzwiami, wychodzimy naszymi”[3]. Dziś, niestety, zdarza się, że uprzejmie wchodzimy czyimiś drzwiami, ale już tam pozostajemy i nigdy nie wychodzimy swoimi drzwiami. Brakuje nam silnego charakteru, roztropności, ewangelicznej przebiegłości? Jeśli tak, to uczmy się od Ignacego i pierwszych jezuitów. Uczmy się roztropnej gorliwości i gorliwej roztropności.
Na zakończenie o przyszłości jezuitów
Pytanie o aktualność Ignacego to także pytanie o zakon jezuitów, choć ignacjańskie dziedzictwo jest oczywiście szersze niż samo Towarzystwo Jezusowe. Pod koniec Soboru Watykańskiego II na świecie było trzydzieści pięć tysięcy jezuitów. Dziś niespełna piętnaście tysięcy. Cóż się stało? Czy to oznacza, że zakon Loyoli jest coraz mniej aktualną propozycją dla myślących o życiu zakonnym lub kapłaństwie? Taki wniosek byłby raczej nieuprawniony. Wszak jezuici to wciąż duży zakon prowadzący wiele ważnych lokalnie i na płaszczyźnie międzynarodowej dzieł. A problem powołań dotyczy większości zakonów i diecezji. Trzeba też pamiętać, że każdy zakon, każdy charyzmat nie jest sam dla siebie, ale dla Kościoła, bo tylko Kościół otrzymał obietnicę trwania do końca czasów.
W tej sytuacji synowie Ignacego powinni działać według kolejnej zasady przypisywanej Świętemu: „Ufaj Bogu tak, jakby całe powodzenie spraw zależało wyłącznie od Niego; tak jednak dokładaj wszelkich starań, jakbyś ty sam miał wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła”[4]. Innymi słowy, trzeba działać gorliwie i roztropnie, z całych sił, a Bogu za wszystko dziękować.
Dariusz Kowalczyk SJ (ur. 1963), profesor nauk teologicznych, wykładowca teologii dogmatycznej na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, stały publicysta tygodnika „Idziemy”. Opublikował między innymi: W co wierzymy? Rozważania o podstawowych prawdach wiary katolickiej; Między herezją a dogmatem; Kościół i fałszywi prorocy.
[1] Jan Paweł II, Novo millennio ineunte, Rzym 2001, 29.
[2] Paweł III, Regimini militantis Ecclesiae, 1, w: Konstytucje Towarzystwa Jezusowego wraz z przypisami Kongregacji Generalnej XXXIV oraz Normy uzupełniające zatwierdzone przez tę samą Kongregację, Kraków–Warszawa 2006, s. 29–30.
[3] Św. Ignacy Loyola, Listy wybrane, Kraków 2017, s. 53–54.
[4] Por. Św. Ignacy Loyola, Pisma wybrane, t. I, oprac. M. Bednarz, Kraków 1968, s. 588.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.