Już w 2004 r. mieszana komisja złożona z polskich i rosyjskich archiwistów orzekła jednoznacznie, że nie było eksterminacji sowieckich jeńców w polskich obozach, a liczba zmarłych jest znacznie zawyżona. Obóz jeniecki w Strzałkowie był miejscem potwornym – zapchlone i przepełnione baraki, głodowe racje żywnościowe, szalejące choroby zakaźne. Porównywanie go do „obozów śmierci”, w których dokonywano planowej zagłady, jest jednak absurdalne i nieuczciwe.
To nie Polacy go zbudowali. Strzałkowo w czasie zaborów leżało po stronie pruskiej, tuż przy granicy z Rosją, do której należała oddalona o 4 km Słupca. W czasie I wojny światowej w tym właśnie miejscu Prusacy wydzielili 78-hektarowy kawał ziemi, otoczyli go zasiekami i postawili drewniane baraki, w których przetrzymywali rosyjskich, angielskich i francuskich jeńców. Po wojnie i odzyskanej przez Polskę niepodległości zapadła decyzja o likwidacji obozu. Do jej realizacji jednak nie doszło. W 1919 r. zaczęła się wojna polsko-bolszewicka. W maju do Strzałkowa trafili pierwsi czerwonoarmiści w liczbie 3,5 tys. W lipcu decyzją Ministerstwa Spraw Wojskowych obóz otrzymał numer porządkowy 1. W listopadzie przebywało w nim już ponad 10 tys. jeńców ze Wschodu. Apogeum zaczęło się po zwycięskiej Bitwie Warszawskiej w sierpniu 1920 r. i późniejszych działaniach na froncie. Do końca roku w Strzałkowie stłoczono blisko 37 tys. bolszewików, czyli prawie połowę wziętych do niewoli po cudzie nad Wisłą. Sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Epidemie i głód
Odrodzona Polska nie była przygotowana do utrzymania takiej rzeszy wyniszczonych i schorowanych ludzi. Nie było zaplecza ani zapasów. Walczący w polskiej armii żołnierze też chcieli jeść. Ludność cywilna zmęczona trwającymi od lat walkami wciąż przyzwyczajała się do polskości. Głód, choroby i zachowania dalekie od humanitarnych były na porządku dziennym. Polska prosiła o wsparcie społeczność międzynarodową, ale ta pozostała głucha na wszystkie apele. Tylko Amerykanie przysłali trochę mundurów.
Istniały oczywiście odpowiednie wytyczne i procedury. Wspomniane Ministerstwo Spraw Wojskowych wydało je już w 1919 r. Wszyscy zdrowi jeńcy mieli być odwszawiani, goleni, kąpani i kierowani na 14-dniową kwarantannę, a chorzy wysyłani na leczenie. Baraki należało sprzątać raz w tygodniu. Z podobną częstotliwością miała się odbywać dezynfekcja sienników, materaców, koców i poduszek. Problem w tym, że w obozach nie było czego dezynfekować. W walących się barakach nie było pieców i często prycz. Jeńcy spali na gołej ziemi, nieludzko ściśnięci, przymarzając zimą do lepiących się od brudu podłóg. Wielu chodziło w łachmanach i dłubankach (drewniakach). O bieliźnie, zimowej odzieży, środkach czystości można było tylko pomarzyć.
Równie dramatycznie wyglądała sytuacja z aprowizacją. Głodni, osłabieni i brudni jeńcy bolszewiccy byli dziesiątkowani przez epidemie tyfusu, czerwonki, cholery i grypy. W miesiącach zimowych z 1919 na 1920 r. każdego dnia umierało w Strzałkowie ok. 100 ludzi. W przygotowanym na tysiąc chorych obozowym szpitalu kładziono niekiedy ponad 3800 jeńców. Zarażali siebie nawzajem i tych, którzy byli jeszcze w miarę zdrowi. Zmarłych grzebano na pobliskim cmentarzu, przesypując ciała wapnem. Spoczywa tam ponad 8 tys. jeńców i internowanych. Nie zostali ani rozstrzelani, ani zagazowani.
Anty-Katyń jak bumerang
Rosjanie wielokrotnie zawyżali statystyki jeńców bolszewickich zmarłych w latach 1919–1921 w obozach jenieckich na terenie Polski. Podawano fantastyczne liczby 40, 60, a nawet 100 tys. Sprawa stała się szczególnie głośna w 1990 r., kiedy Michaił Gorbaczow przyznał, że polskich oficerów w Katyniu zamordowało NKWD. Pojawiły się wówczas głosy o celowej eksterminacji i masowych rozstrzeliwaniach sowieckich jeńców w polskich obozach. „Strzałkowo – polski Katyń”, „Czerwonoarmiści w piekle polskich obozów koncentracyjnych”, „Tragedia zamurowanych w polskich lochach” – grzmiały poczytne rosyjskie gazety. Propaganda miała jeden cel, przekonać świat, że ludobójstwo dokonane przez Polaków stanowi przeciwwagę dla zbrodni katyńskiej i w jakiś sposób ją usprawiedliwia.
Odtąd sprawa Anty-Katynia, jak często nazywana jest kwestia jeńców bolszewickich, wraca jak bumerang. Tymczasem w 2004 r. mieszana komisja złożona z polskich i rosyjskich archiwistów orzekła jednoznacznie, że nie było eksterminacji sowieckich jeńców w polskich obozach, a liczba zmarłych jest znacznie zawyżona. Naukowcy potwierdzili także, że przyczyną śmierci jeńców, których liczbę oszacowano na 18–20 tys., były przede wszystkim choroby i epidemie, które zbierały obfite żniwo nie tylko w obozach, ale także wśród walczących żołnierzy i ludności cywilnej. Ustalenia te dobitnie wyjaśniają sporne kwestie rzekomego ludobójstwa żołnierzy Armii Czerwonej na terenie Polski, nie zmieniają jednak faktu, że ludzie ci umierali w warunkach przerażających, których opis jeży włosy na głowie. Z tym nie można polemizować i warto o tym pamiętać, przechodząc obok ich mogił.
Po 1921 r.
Sytuacja w obozie w Strzałkowie poprawiła się w 1921 r. Funkcję komendanta szpitala obozowego i naczelnego lekarza garnizonu pełnił wówczas kpt. Władysław Gabler. W dużej mierze dzięki jego operatywności zaczęto budowę nowych baraków, zwiększono liczbę łóżek w izbie przyjęć, selekcjonowano chorych według chorób i przeprowadzano codzienne dezynfekcje. Nie bez znaczenia były także działania Ministerstwa Spraw Wojskowych, dzięki którym w barakach pojawiły się m.in. piece. Do Strzałkowa dotarły także konwoje z pomocą od Rosyjskiego Czerwonego Krzyża. Wsparcie wciąż było jednak znikome w porównaniu z potrzebami.
18 marca 1921 r. w Rydze Polska, Rosja i Ukraina podpisały traktat pokojowy, który kończył wojnę polsko-bolszewicką i ustalał przebieg granic między tymi państwami. Dla obozu w Strzałkowie oznaczało to przekształcenie w obóz dla uchodźców i internowanych. Jesienią tego samego roku większość jeńców rosyjskich została w ramach wymiany wysłana do Rosji Sowieckiej.
Podpisanie preliminariów pokojowych nie rozwiązywało jednak tzw. kwestii ukraińskiej. Po klęsce armii Ukraińskiej Republiki Ludowej w walce z bolszewikami jej żołnierzy internowano właśnie w polskich obozach jenieckich. Pod koniec 1921 r. było ich w Strzałkowie ok. 4 tys., nie licząc cywilów: kobiet i dzieci, które razem z żołnierzami przekroczyły polską granicę. Sytuacja w obozie różniła się już wówczas radykalnie od tej sprzed roku. Na terenie obozu funkcjonował Ukraiński Uniwersytet Narodowy, gimnazjum i szkoła elementarna. Działały chóry, orkiestry, grupy teatralne, stowarzyszenia sportowe, było nawet kino. Analfabetów uczono czytać i pisać. Internowani mogli poruszać się po powiecie słupeckim i bezpłatnie zamieszkiwać obozowe baraki. W 1923 r., kiedy trwał już proces likwidacji obozu, Ministerstwo Spraw Wojskowych przekazało im uruchomione wcześniej warsztaty rzemieślnicze.
Obóz w Strzałkowie istniał do sierpnia 1924 r. Po jego oficjalnym zamknięciu byłych internowanych zaopatrzono w karty azylu i umożliwiono pracę na terenie całej Polski. Wielu nie wyjechało i związało swoje losy ze Strzałkowem i okolicznymi miejscowościami.
Materiały wykorzystane w tekście pochodzą m.in. z Muzeum Regionalnego w Słupcy i zostały przygotowane na podstawie publikacji: E. Wiszke, Ukraińcy w Strzałkowie, Z. Karpus, Jeńcy i internowani rosyjscy i ukraińscy na terenie Polski w latach 1918-1924, B. Wojciechowska, Bolszewicy pod Strzałkowem, A. Kolańczyk, Nekropolie i groby uczestników ukraińskich walk niepodległościowych w latach 1917—192.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.