13 maja 1981 rok. Środa, godzina 17. W Watykanie trwa papieska audiencja. Przerywa ją świst kuli. Jan Paweł II osuwa się bezwładnie. Świat wstrzymuje oddech… W 30. rocznicę zamachu na papieża Polaka przytaczamy wspomnienia tych, którzy byli wtedy na placu Świętego Piotra.
WYSZEPTAŁ COŚ PO POLSKU
Francesco Pasanisi, który zmarł w zeszłym roku, w latach osiemdziesiątych był inspektorem generalnym ochrony publicznej w Watykanie – właśnie dlatego w czasie zamachu jechał w jeepie z papieżem Janem Pawłem II.
Francesco Pasanisi: Ojciec Święty z samochodu, który powoli objeżdżał plac Świętego Piotra, na stojąco pozdrawiał zgromadzonych pielgrzymów. Siedziałem obok papieża. Nagle rozległ się strzał. Zorientowałem się, że to strzał z pistoletu – byłem komendantem wojennym i potrafię rozróżnić takie odgłosy. Odruchowo doskoczyłem do Jana Pawła II, który bezwładnie osunął się na mnie. Objąłem papieża, aby go chronić. „Odwagi, Ojcze Święty” – powtarzałem. Papież miał zamknięte oczy, kilka razy powiedział do mnie: „Dziękuję, inspektorze, dziękuję”… Na jego białej sutannie ukazała się plama krwi, moje ubranie też było nią poplamione. Potem wyszeptał coś po polsku do ks. Dziwisza, zrozumiałem tylko słowo „Częstochowa” – być może było to wezwanie do Matki Bożej… Gdyby Ali Agca strzelił raz jeszcze, następna kula na pewno trafiłaby nas obydwu. Mogę powiedzieć, że to był pierwszy cud Karola Wojtyły. Moje ubranie, na którym są ślady papieskiej krwi,
przechowuję jak relikwię.
OJCIEC PIO WIEDZIAŁ
Ksiądz Kazimierz Przydatek SJ, rektor kościoła św. Andrzeja w Rzymie i członek Międzynarodowej Rady Duszpasterstwa Pielgrzymów tamże. Pamiętnego 13 maja czekał wraz z pielgrzymami na placu, blisko papieskiego tronu.
Ksiądz Kazimierz Przydatek:
Pogłoski o tym, że ma być zamach na papieża, usłyszałem już w czerwcu 1980 roku. Do mojego biura zgłosili się włoski oficer i ksiądz kapucyn – przełożony ojca Pio. Pytali, czy mam kontakt z papieżem. Poprosili, żebym go ostrzegł, by zmienił sposób spotykania się z pielgrzymami na placu Świętego Piotra, bo grozi mu niebezpieczeństwo. Przekazałem tę wiadomość papieżowi. Jak się później dowiedziałem, podobnych przestróg napływało o wiele więcej, głównie od jasnowidzów.
Kiedy 13 maja 1981 roku na placu rozległy się strzały, stałem z pielgrzymami blisko podium, na którym był tron papieski. Kiedy jeep z Janem Pawłem II zniknął w watykańskiej bramie, poinformowano tłum, że Ojciec Święty został ciężko raniony. Komunikat nadano w kilku popularnych językach, a większość Polaków zebranych na audiencji go nie zrozumiała. Podszedłem więc do mikrofonu i powtórzyłem to samo po polsku. Na tronie, gdzie miał usiąść Ojciec Święty, umieściłem obraz Matki Bożej Częstochowskiej wykonany z nasion
– dar pielgrzymów z Wielkopolski, na którym widniały litery: SOS. Zaraz też rozpocząłem z pielgrzymami modlitwę różańcową. Obraz, dziś nazywany Świadkiem Zamachu, znajduje się w Centrum Dokumentacji Pontyfikatu Jana Pawła II w Rzymie. Podczas długiej rekonwalescencji Ojca Świętego w szpitalu w każdą środę, kiedy powinna się odbywać audiencja, prowadziłem na placu Świętego Piotra godzinę modlitw w intencji papieża. Przyprowadzałem też grupy pielgrzymów pod okna szpitala, a sam byłem nawet nieraz przy łóżku papieża. I żartowałem, że nie wypada, by kapelan, który pracuje od 30 lat w Rzymie, nie odwiedził Ojca Świętego. Smutne to były czasy, ale i radosne, bo to Matka Boża uratowała Jana Pawła II. Kula zatańczyła i ugodziła go, ale nie śmiertelnie. Dwa dni po zamachu rozmawiałem z siostrą zakonną, która podczas audiencji stała przed
Agcą. Była niska, ale kiedy wspięła się na palce, nie tylko zasłoniła zamachowcowi widok, lecz także pociągnęła go za marynarkę. Matka Boża ratowała papieża po ludzku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.