O św. Maksymilianie Kolbe z o. Lucjanem Ubyszem z Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych (OFMConv), rekolekcjonistą i duszpasterzem Rycerstwa Niepokalanej, rozmawia ks. Artur Filipiak.
Wróćmy jednak do pytania o aktualność postaci św. Maksymiliana dla naszych uczniów na katechezie. Jakie fakty z jego biografii warto im przekazać? Co ich może zainteresować?
Choćby wyprawa Maksymiliana do niższego seminarium we Lwowie. Powołanie do życia zakonnego zrodziło się w nim w czasie rekolekcji parafialnych w Pabianicach, głoszonych przez franciszkanów z Krakowa. W czasie rekolekcji Rajmund miał odwagę podejść do jednego z misjonarzy i zapytać, czy on także mógłby zostać misjonarzem. „Oczywiście – odpowiedział zakonnik – ale najpierw musisz ukończyć szkołę albo po szkole powszechnej przyjść do nas, do niższego seminarium”. Problem polegał na tym, że to niższe seminarium było wtedy we Lwowie czyli pod zaborem austriackim, a Pabianice leżały w zaborze rosyjskim. Ale nie zrażony tym - wraz z młodszym bratem – Rajmund wyruszył w drogę.
Ile miał wtedy lat?
Trzynaście. Ojciec odprowadził ich do granicy na Pilicy, którą przekroczyli pod osłoną nocy ukryci w wozie pełnym siana. Pewien gospodarz zgodził się ich przewieźć. To jest historia trochę jak z filmu przygodowego. I tak znaleźli się na terenie podległym Austrii, dostali się do Krakowa, a stamtąd przy pomocy franciszkanów do Lwowa. Zostali przyjęci do niższego seminarium. Czasy były niespokojne, powstawało wiele tajnych organizacji wojskowych, mających na celu wyzwolenie ojczyzny. Rajmund chciał zrezygnować z seminarium i poświęcić się walce zbrojnej. Po konsultacji z bratem postanowił następnego dnia zgłosić swoją decyzję przełożonym. Ale nazajutrz w odwiedziny przyjechała mama, a Rajmund odczytał to jako interwencję Maryi i do przełożonych już nie poszedł. Nie odszedł z seminarium.
Jak potoczyły się jego dalsze losy?
Chłopcy zdali maturę i rozpoczęli studia. Rajmund otrzymał wtedy imię Maksymilian. Był jednym ze zdolniejszych studentów. Już po roku filozofii wraz z dwoma kolegami został przez przełożonych wysłany na studia do Rzymu, które uwieńczył dwoma doktoratami: z filozofii i z teologii. Pobyt w stolicy chrześcijaństwa był dla niego bardzo ważny. Od czasu do czasu mógł nawet zobaczyć papieża, przypomnijmy, że wówczas nie było jeszcze audiencji generalnych i papież rzadziej nic dziś pojawiał się publicznie. W Rzymie Maksymilian boleśnie przeżył pochody organizowane przeciw Kościołowi przez masonerię. To był dla niego prawdziwy szok. Na transparentach widział napisy o upadku Kościoła, o tym, że papież będzie „szwajcarem” u diabła. Maksymilian stwierdził, że nie można siedzieć cicho; trzeba stworzyć grupę ludzi, którzy będą bronić papieża i Kościoła. Zaczęło się od sześciu osób, którzy założyli „Rycerstwo Niepokalanej”. Po otrzymaniu święceń kapłańskich i powrocie do wolnej już Polski zaczął szerzyć ideały „Rycerstwa” przy pomocy założonego przez siebie pisma: „Rycerza Niepokonalnej”.
Powrót Maksymiliana do kraju był jednak naznaczony cierpieniem…
Zaczęła dawać o sobie znać gruźlica. Najpierw kilka miesięcy musiał spędzić z woli przełożonych na leczeniu w Zakopanem. Właściwie odtąd przez cały czas trawiła go gorączka…
Aż trudno uwierzyć, że człowiek o tak słabym zdrowiu później - w bunkrze głodowym, w bunkrze śmierci - przeżył dwa tygodnie bez kawałka chleba i kropli wody i że umarł jako ostatni ze skazanych…
Trudno też uwierzyć, że człowiek o jednym działającym płucu mógł zdziałać tak wiele już wcześniej. Najpierw w Krakowie a później w Grodnie zakłada redakcję i drukarnię dla „Rycerza”. Widzi jednak, że – także z względu na prymitywne warunki i problemy finansowe – lepiej byłoby zlokalizować to dzieło bliżej centrum Polski. Koło Sochaczewa miał swoje tereny książę JanDrucki-Lubecki, którego Kolbe poprosił o sprzedaż gruntu. W trakcie przeciągających się negocjacji Maksymilian umieścił na trenie, który go interesował, figurę Niepokalanej. Okazało się jednak, że książe postawił warunki niemożliwe do zaakceptowania przez zakon. „Skoro tak, to trudno – miał powiedzieć Drucki-Lubecki – Odchodząc, zabierzcie ze sobą figurkę”. Na to Maksymilian: „Matka Boża niech już zostanie”. Książe zawahał się i odpowiedział: „Jeśli ona ma zostać, to i wy zostańcie”. I ofiarował im grunt, na którym później stanął Niepokalanów. Maksymilian przybył tu z Grodna w 1927 r. wraz z 18 braćmi. Żyli w wielkim ubóstwie, w nieogrzewanych nawet zimą barakach. Przypominam: człowiek chory na gruźlicę. Ale dzieło się rozwijało. W 1938 r. liczba braci w Niepokalanowie dochodziła do 700. To był wówczas największy męski klasztor na świecie. Powstało całe miasto: ulice, połączenie kolejowe, piekarnia, masarnia, infirmeria, straż pożarna i największa drukarnia z najnowocześniejszymi wówczas maszynami, które Maksymilian kupował na Międzynarodowych Targach Poznańskich. To był naprawdę niespokojny duch, ogarnięty ideą zdobycia całego świata dla Maryi. Dlatego też ten człowiek o jednym płucu wybrał się na misje, dotarł do Indii, Chin, wreszcie do Japonii, gdzie powstał japoński Niepokalanów. Tej wyprawy omal nie przypłacił życiem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.