O św. Maksymilianie Kolbe z o. Lucjanem Ubyszem z Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych (OFMConv), rekolekcjonistą i duszpasterzem Rycerstwa Niepokalanej, rozmawia ks. Artur Filipiak.
Przeżywamy obecnie „rok kolbiański” zwany też „maksymilianowskim”. Okazało się jednak, że ten rok przedłużył się na niemal półtora roku. Jak do tego doszło?
Odnośnie nazwy, to wszystko zależy od tego, czy tworzymy ją od imienia czy od nazwiska, ale to jest ten sam rok. Nie ma tu dysonansu. A dlaczego zrobiło się półtora roku? Mianowicie z tej racji, że najpierw polscy prowincjałowie franciszkańscy postanowili w jakiś sposób zaznaczyć siedemdziesiątą rocznicę męczeńskiej śmierci Maksymiliana Kolbego czyli jego decyzji oddania życia za drugiego człowieka. Wybrał prawo miłości. Jest to coś niezwykłego, wyjątkowego. W październiku 2010 r. postanowiono więc, że do 15 sierpnia następnego roku będziemy przygotowywać się do tej rocznicy. A zatem niecały rok. Ale ku naszej radości i zdziwieniu Senat Rzeczpospolitej także w październiku 2010 r. podjął – jak słyszałem jednogłośnie - uchwałę, że cały rok 2011 będzie poświęcony o. Maksymilianowi, ponieważ - jak napisano w uzasadnieniu - jest on wyjątkową postacią w panteonie wielkich Polaków dwudziestego wieku.
W jaki sposób franciszkanie przygotowują się do rocznicy śmierci o. Maksymiliana?
Chcemy przypomnieć młodszym i starszym ideały, które mu przyświecały. Maksymilian Kolbe jest naszą chlubą, ale jego przesłanie jest również wyzwaniem. Chcemy pokazać św. Maksymiliana jako człowieka Kościoła, do którego zawsze się przyznawał, choćby w tym ostatnim momencie, gdy zapytany przez esesmana, kim jest, odpowiedział: „Jestem księdzem katolickim”. To stanowiło o jego tożsamości, a nie było tylko dodatkiem do człowieczeństwa. Przypomnieniu tych ideałów mają służyć organizowane sympozja, rekolekcje czy dni „kolbiańskie” w parafiach, przedstawienia teatralne, katechezy, homilie. Im bliżej rocznicy, tym więcej materiałów dotyczących o. Maksymiliana będzie się pojawiało również w mediach…
Tym bardziej, że św. Maksymiliana Kolbego można uznać za patrona czy też prekursora wykorzystania mediów w dziele głoszenia Ewangelii…
Maksymilian włączył media do ewangelizacji i – co trzeba podkreślić - do szerzenia kultu maryjnego. Wydawane przez niego tygodniki i miesięczniki stanowiły połowę całej prasy katolickiej w Polsce. Kiedy rozpoczynał swą pracę w Grodnie, „Rycerz Niepokalanej” miał 10 tysięcy nakładu. W latach trzydziestych osiągnął prawie milion egzemplarzy. Maksymilian planował zbudowanie w Niepokalanowie lotniska, by usprawnić kolportaż wydawanych przez siebie tytułów. Zaczął już nawet szkolić braci jako pilotów. Ale myślał też o radiu i telewizji. Pierwszy program telewizyjny zobaczył w 1938 r. na wystawie w Berlinie. Bardzo mu się ten wynalazek spodobał i zaraz wpadł na pomysł stworzenia katolickiej telewizji. Niestety wojna przerwała te plany.
Co w postaci św. Maksymiliana może być, zdaniem Ojca, szczególnie pociągające dla młodych ludzi, dla naszych uczniów?
Myślę, że warto pokazać jego dorastanie do świętości. Przecież nie od razu był święty. Co prawda dorastał w religijnej i patriotycznej rodzinie, ale chłopcy – było ich trzech braci: najstarszy Franciszek, dalej Rajmund czyli późniejszy Maksymilian i najmłodszy Józef – nie raz pokłócili się i czy psocili. Któregoś razu ich mama Marianna zapytała po kolejnej kłótni: „Chłopcy, co z was wyrośnie?” Rajmund bardzo się tym przejął. Poszedł do kościoła św. Mateusza w Pabianicach i przed figurą Matki Bożej postawił Maryi to samo pytanie: „Matko Boża, co ze mnie wyrośnie?” To piękny przykład wrażliwości młodego serca.
Odpowiedzi na to pytanie towarzyszyły niezwykłe wydarzenia.
Maksymilian jednak nikomu o nich nie powiedział, ani rodzeństwu, ani rodzicom. Dopiero po wielu latach zwierzył się współbraciom w Niepokalanowie, że wtedy Maryja w figurze jakby ożyła i pokazała mu dwie korony: białą i czerwoną. „Którą chcesz”? – zapytała. Odpowiedział: „Matko Boża, obie”. Na tym skończyło się widzenie. Jego pełny sens odkryliśmy dopiero wiele lat później, już po śmierci Maksymiliana, w czasie jego procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego.
Historia tego procesu jest rzeczywiście ciekawa. Toczył się on z początku jako proces świętego wyznawcy, a nie męczennika…
Tak podpowiedzieli prawnicy. Właściwie do samego końca proces toczył się w ten sposób. Maksymilian Kolbe został beatyfikowany w 1971 r. jako wyznawca i dalszy proces kanonizacyjny szedł też tym torem. Dopiero na ostatni etapie delegacja Episkopatu Niemiec poprosiła papieża Jana Pawła II o to, by ogłosił Maksymiliana świętym męczennikiem. Tak, też się stało. Nota bene, na czele tej delegacji stał wówczas kardynał Joseph Ratzinger czyli nasz obecny papież Benedykt XVI. Msza święta kanonizacyjna w 1982 r. była więc celebrowana w czerwonych szatach liturgicznych. I tak okazało się, że to nie był wymysł Maksymiliana o dwóch koronach. Po tylu latach, decyzją Kościoła zrealizowała się zapowiedź Matki Bożej. Maksymilian otrzymał białą koronę oznaczającą czystość w czasie beatyfikacji i czerwoną – symbolizującą męczeństwo – w czasie kanonizacji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.