Jan Paweł II i cierpienie

Apostolstwo chorych 4-6/2011 Apostolstwo chorych 4-6/2011

Do dziś dobrze pamiętam pełne miłości spojrzenie i gesty Jana Pawła II zawsze wtedy, gdy w jego pobliżu znajdowali się ludzie cierpiący, chorzy, niepełnosprawni. Z relacji świadków wiem, że już jako metropolita krakowski miał zwyczaj odwiedzać chorych i samotnych w ich domach, szpitalach, ośrodkach pomocy.

 

Jest powszechnie znanym faktem, że bł. Jan Paweł II, jak mało kto, zasługuje na przydomek „Papieża cierpienia”. Nie tylko dlatego, że sam, i to od najmłodszych lat tego cierpienia doświadczał. Najpierw była przedwczesna utrata Matki i śmierć ukochanego brata Edmunda, potem niebezpieczny wypadek, któremu uległ w latach młodzieńczych. Już jako papież cudem przeżył zamach do którego doszło na Placu św. Piotra 13 maja 1981 r. i związane z nim liczne zabiegi i operacje, aż wreszcie przyszła ciężka, nieuleczalna choroba skutkująca wieloma cierpieniami i bolesnymi zabiegami medycznymi. To wszystko kolejne elementy składające się na jego pełne cierpienia życie. Jednak mówiąc o „Papieżu cierpienia” mam na myśli przede wszystkim, jego stosunek do cierpienia innych ludzi.

Do dziś dobrze pamiętam pełne miłości spojrzenie i gesty Jana Pawła II zawsze wtedy, gdy w jego pobliżu znajdowali się ludzie cierpiący, chorzy, niepełnosprawni. Z relacji świadków wiem, że już jako metropolita krakowski miał zwyczaj odwiedzać chorych i samotnych w ich domach, szpitalach, ośrodkach pomocy. Wsłuchiwał się bardzo uważnie w to, co mają mu do powiedzenia, sam też zadawał im pytania, przytulał ich, całował i błogosławił. Na te pełne ciepła i miłości gesty Karola Wojtyły chorzy odpowiadali wzajemnością. Zawsze, także wtedy, kiedy objął Stolicę Piotrową, prosił chorych o modlitwę w intencjach Kościoła, a od nich otrzymywał zapewnienie, że w tych modlitwach nigdy nie ustaną. Chorzy mieli w sercu Papieża Jana Pawła II miejsce uprzywilejowane. Zarówno w Watykanie, na Placu św. Piotra jak i podczas licznych pielgrzymek papieskich, dbano o to, by ludzie cierpiący zajmowali miejsce najbliższe ołtarza, nie brakowało ich też wśród osób czytających wezwania Modlitwy wiernych czy wśród przynoszących dary ofiarne. Wielu spośród chorych mogło osobiście rozmawiać z Janem Pawłem II, kiedy po zakończonej Mszy świętej czy nabożeństwie, któremu przewodniczył, zwykle podchodził właśnie do sektorów gdzie przebywali chorzy.

 O tych wyjątkowych relacjach Papieża z chorymi świadczą wspomnienia zachowane w sercach ludzi, którzy mieli szczęście spotkać się z Nim, a także rozliczne publikacje, fotografie, nagrania filmowe. Piękne wydaje mi się wspomnienie, którym podzielił się papieski fotograf - wiernie służący papieżowi przez 27 lat - Arturo Mari, opisując na kartach swej książki „Do zobaczenia w raju” takie wydarzenie: „Chłopak był bardzo chory, wyglądał jak szkielet. Mógł ważyć około 39 kilogramów, sama skóra i kości. Tylko jego oczy były ogromne. Kiedy spytałem, co się dzieje, powiedziano mi, że młody człowiek pochodzi z niewielkiej miejscowości niedaleko Bresci, z bardzo ubogiej rodziny i że sąsiedzi złożyli się na bilet lotniczy, ponieważ jego marzeniem było spotkać przed śmiercią papieża. Kiedy dotarli do bazyliki św. Piotra, rodzina chłopca doprowadziła wózek do Spiżowej Bramy i poprosiła o spotkanie z Ojcem Świętym. Żołnierze Gwardii Szwajcarskiej powiedzieli, że to bardzo trudne, ponieważ nie złożyli wcześniej żadnego wniosku, żadnego podania, ze są przeszkody związane z bezpieczeństwem, protokołem itd. Tak czy inaczej, po pewnym czasie szwajcarzy zrozumieli, że jest to sytuacja wyjątkowa, zadzwonili do arcybiskupa Stanisława i powiedzieli mu, co się dzieje. I Dziwisz natychmiast polecił, żeby wnieść chłopca na górę. Wniesiono go, było z nim pięć osób. Ojciec Święty przyjął ich w kaplicy i w chwili, kiedy tam wszedłem, właśnie się modlili. Była to niezwykle wzruszająca scena. Ojciec święty klęczał tak, i modląc się trzymał chłopca za rękę, jeszcze około 20 minut. Następnie wstał, objął go, pobłogosławił, potem rozpiął swoją białą szatę, zdjął łańcuszek i nałożył chłopcu na szyję, po czym znów go pogłaskał i pocałował. W chwili, gdy miał się oddalić, chłopak chwycił go za rękę i powiedział: „Ojcze Święty, dziękuję. Był to najpiękniejszy dzień mojego życia. Mogę powiedzieć jedynie <<dziękuję>>. Do zobaczenia w raju”.

Ta piękna scena potwierdza niejako całe nauczanie papieskie Jana Pawła II o cierpieniu, w którym często przytaczał ewangeliczną przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Dla bł. Jana Pawła II zarówno wtedy, kiedy był biskupem jak i wówczas, gdy został już Pasterzem całego Kościoła, ważne było nie tylko ukazywanie sensu cierpienia człowieka w kontekście niezawinionych cierpień biblijnego Hioba i ofiary krzyżowej Chrystusa, ale także nauczanie o tym, że każdy chrześcijanin, tak jak miłosierny Samarytanin, zobowiązany jest do współczucia z człowiekiem cierpiącym, w którym powinien widzieć odbicie cierpiącego Jezusa Chrystusa.

Kiedyś, w rozmowie z Andre Frossardem Jan Paweł II wyznał, że jego stosunek do cierpienia i ludzi chorych na przestrzeni lat ulegał stopniowej przemianie. Przyznał, że przed laty, zwłaszcza w młodości, ludzkie cierpienie bardzo go onieśmielało, nie wiedział jak się zachować, ani co powiedzieć. Wspomina: „Trudno mi było przez pewien czas zbliżać się do cierpiących, gdyż odczuwałem jakby wyrzut, że oni cierpią, podczas gdy ja jestem od tego cierpienia wolny. Prócz tego czułem się skrępowany, uważając, że wszystko, co mogłem im powiedzieć nie ma pokrycia, po prostu dlatego, że to oni cierpią, a nie ja. (…) Ale ten okres onieśmielenia przeszedł, gdy posługi coraz częściej prowadziły do spotkania z cierpiącymi – i to na różne sposoby. Muszę tu dodać, że ten okres dominującego onieśmielenia przeszedł przede wszystkim dlatego, że dopomogli mi w tym sami cierpiący. Spotykając się z nimi przekonywałem się stopniowo, a w końcu przekonałem się definitywnie, że pomiędzy ich cierpieniem jako faktem obiektywnym, a ich własną, osobistą świadomością tegoż cierpienia zachodzą relacje zupełnie nieoczekiwane. (…) Miałem przed sobą człowieka, który stracił wszystko w Powstaniu Warszawskim, sam zaś pozostawał przykuty do łóżka, jako ciężki inwalida. I ten człowiek, zamiast skarżyć się na swój los, mówi mi <<Jestem szczęśliwy>>. Nawet nie pytałem, dlaczego. Zrozumiałem bez słów, co się musiało dokonać w duszy mojego rozmówcy, jak mógł przebiegać ten proces – a przede wszystkim: Kto mógł go w nim dokonać. Odtąd spotykałem się z cierpiącymi bardzo często, odwiedzając ich po domach, w szpitalach – i często trafiałem na ślady tego samego procesu…”.

Jan Paweł II okazał się pojętnym uczniem w szkole cierpienia, ale też równie doskonałym nauczycielem. Cierpienie stało się jednym z najważniejszych wątków papieskiego nauczania. Ludzie cierpiący byli też najczęstszymi adresatami jego wystąpień. Już na początku swej posługi zakomunikował całemu światu, że chorzy zajmują szczególne miejsce w jego sercu, a w dzień po wyborze udał się do rzymskiej kliniki Gemelli aby odwiedzić swego chorego przyjaciela, biskupa Andrzeja Marię Deskura. Dziś trudno zliczyć ile na przestrzeni 27 lat pontyfikatu odbyło się spotkań Papieża z chorymi - zarówno podczas oficjalnych uroczystości, jak i w czasie odwiedzin w szpitalach. Tych spotkań nie zaniedbał także wtedy, kiedy sam podzielił los ludzi cierpiących. Może właśnie dlatego był dla świata tak bardzo wiarygodnym nauczycielem cierpienia, ponieważ sam tego cierpienia doświadczał. W świecie, w którym panuje kult zdrowia i młodości, Ojciec Święty nie ukrywając swego cierpienia i starości, znalazł jeszcze jeden sposób świadczenia o Bożej miłości, „która jest ostatecznym sensem wszystkiego, co na tym świecie istnieje”.

Błogosławiony papież Jan Paweł II – zostawił nam wiele zapisanych stron o cierpieniu. Najważniejszym jednak dokumentem jego nauczania w tym zakresie pozostaje list apostolski „Salvifici doloris” (Zbawcze cierpienie) – o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia”. Trudno przecenić jakikolwiek fragment tego dokumentu, ale dzisiejszy człowiek, tak bardzo nastawiony na konsumpcję, wygody i „branie z życia” jak najwięcej dla samego siebie, chyba najbardziej powinien pochylić się nad tym jego fragmentem, w którym Jan Paweł II stwierdza, że cierpienie w świecie jest obecne po to, „ażeby wyzwalać w człowieku miłość, ów jakże bezinteresowny dar z własnego „ja” na rzecz innych ludzi, ludzi cierpiących. Świat ludzkiego cierpienia przyzywa niejako bez przystanku inny świat: świat ludzkiej miłości – i tę bezinteresowna miłość, jaka budzi się w jego sercu i uczynkach, człowiek niejako zawdzięcza cierpieniu”.


 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...