Z takim świętym można wypić piwo, wypalić papierosa lub wytatuować go na ramieniu. Zawsze jest do dyspozycji i bez skrępowania można prosić go o każdy cud: od powodzenia w miłości po nowy samochód.
To właśnie ze względu na tę krew czerwona jest chustka Gauchita, szkarłatne flagi powiewają przy jego malinowych kapliczkach i palą się w nich świece w odcieniu wiśniowym, a kierowcy wiążą w swych autach karminowe wstążki z modlitwą. 8 stycznia każdego roku pod wpływem tej czerwieni sanktuarium w Mercedes wydaje się płonąć. Czterdzieści stopni Celsjusza, kilkadziesiąt, a może i kilkaset tysięcy ludzi, gorąca atmosfera: muzyka, wino, klaksony aut, rozżarzone drwa na grillach. W oczy rzucają się tablice rejestracyjne, z których złożono ściany kilku sanktuaryjnych pawilonów. Gauchito Gil zdetronizował bowiem w Argentynie św. Krzysztofa i patronuje kierowcom. Kolejną grupę jego fanów stanowią wszyscy, którzy czują się w jakiś sposób przegrani. O takie samopoczucie nietrudno, więc królestwo duchowe Gauchita kwitnie w najlepsze.
Cudowne dziecko
Od kilku lat w Villa Unión można mówić o sezonie. Konkretnie – od momentu wpisania na listę światowego dziedzictwa UNESCO odległych o kilkaset kilometrów parków Ischigualasto i Talampaya. W miasteczku działa informacja turystyczna, sklep z pamiątkami, a kawiarnia na rogu ma na szybie napis „wi-fi”.
Sezon ściąga do Villa Unión Marie z Francji, która prowadzi tu przez kilka miesięcy biuro oferujące adventure na najwyższym poziomie. W sezonie kelner w restauracji „La luna” nosi białą koszulę, a na tyłach zakładu fryzjerskiego można wynająć pokój. Otoczenie jest mało rozrywkowe. Pole kukurydzy. Zardzewiała ciężarówka pod wiatą bez dachu. Domy z glinianych cegieł, które urokliwie wyglądają tylko wtedy, gdy świeci słońce. Droga wiodąca na cmentarz.
O najbardziej cudownej cząstce miasteczka pracownicy informacji turystycznej niepytani nic nie powiedzą. Kto ma wiedzieć, ten wie. Trzecia uliczka na lewo od głównej cmentarnej alei, grobowiec tylko trochę bardziej okazały i zadbany od innych. To sanktuarium Aniołka Miguelita, Angelito Milagroso, który zmarł w 1967 r., piętnaście dni przed swoimi pierwszymi urodzinami. Zachorował na zapalenie opon mózgowych, karetka nie zdążyła przetransportować go do szpitala w miasteczku Chilecito. Obie miejscowości łączy odcinek sławnej ruta 40, uwielbianej przez miłośników off-road. Przejazd tamtędy to do dziś wyzwanie.
Miguel Ángel Gaitan w spokoju odpoczywał na cmentarzu w Villa Unión siedem lat, do czasu gwałtownej burzy w 1973 r. Ulewa zniszczyła ścianki grobowca i odsłoniła trumienkę ze zwłokami, które okazały się nietknięte. Pomnik naprawiono, ale po pewnym czasie znów się zawalił. Zjawisko powtórzyło się parokrotnie. W dodatku zauważono, że nocami pokrywa trumny się przesuwa. – Rodzina kładła na nią kamienie i ciężkie przedmioty, ale każdego ranka zastawała ją odsuniętą – opowiadają w biurze informacji turystycznej. – W końcu matka stwierdziła, że syn nie chce być przykryty, że chce być widoczny.
Tak Aniołek trafił do nowej trumny o szklanym wieku, w której leży do dziś. Na szybie, za którą leży pożółkła mumia chłopczyka, ubrana w wełnianą czapeczkę, białą koszulę i kraciastą minimarynarkę, ludzie kładą różne zabawki: samochodziki, laleczki, misie. Jakiś uczeń położył obok grzechotki klasówkę z matematyki. Matka zmienia ubranka regularnie. Dba też o czystość kultu: nie pozwala, by wokół jej cudownego dziecka wyrósł dewocjonalny biznes, jak stało się z jego starszymi kolegami z panteonu ludowych świętych. Wystarczy, że sezon w Villa Unión trwa w kontekście cudów natury.
Duchowa przewodniczka
Eva Perón – najsławniejsza kobieta Argentyny, tak jak Chrystus i Che Guevara zmarła w wieku 33 lat. Dlatego gdy wystawiono na sprzedaż grobowiec sąsiadujący z miejscem jej wiecznego spoczynku na cmentarzu Recoleta w Buenos Aires, wyceniono go na zawrotną sumę 330 tys. dolarów.
Argentyńczycy nigdy nie zapomną, że dzięki Evicie dostali swoją pierwszą lodówkę, okulary lub emeryturę. Pamięć o tym, że „jako jedyna zrobiła coś dla nas”, powoduje, że napisy na plakatach z jej podobizną widoczne w różnych częściach miasta głoszą wielkimi literami: „Evita jest święta”.
Pierwiastek niebiański objawił się w chwili śmierci pierwszej damy (zmarła na raka) i w znacznej mierze miał podtekst polityczny. Trumnę z jej zabalsamowanym ciałem wystawiono na widok publiczny obok gabinetu, gdzie, jak określił to jeden z dziennikarzy, „pełniła swoją świętą i odkupicielską misję”. W wielu miejscach wyrosły symboliczne ołtarze. Każdego wieczoru w godzinę jej śmierci, o 20.25, zapalano na nich świece. Na Plaza de Mayo wywieszono jej portret, a tysiące ludzi pielgrzymowało tam i klękało. Pojawiły się druki ukazujące twarz prezydentowej wśród gwiazd, w towarzystwie Matki Bożej.
Politycy w swoich przemowach mówili: „pochylmy głowy przed świętym imieniem Evy Perón”. Wśród ludzi krążyła modlitwa: Zdrowaś Evito / Łaskiś pełna / Lud z tobą / Błogosławiona bądź między dziećmi, mężczyznami i niewiastami / I błogosławiony owoc twojej myśli / Święta Evito, matko justycjalizmu / Módl się za nami, robotnikami / Teraz i w godzinę, gdy upomnimy się o swoje. /Amen”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.