Większość Polaków, może nie 90%, ale w granicach połowy ma poczucie, że Dekalog jest zestawem wartości, wokół którego powinny funkcjonować reguły prawa w państwie, ale jak się tych samych Polaków pyta, czy powinni być wybierani do władzy ludzie związani z Kościołem, to już większość mówi „nie”.
Ale połowa społeczeństwa w demokracji to wciąż bardzo dużo, a jednak w Polsce można się z katolikami nie liczyć...
Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle. Są sfery, w których widać, że nawet jeśli w mediach i w debacie publicznej politycy nie odwołują się wprost do wartości chrześcijańskich, to jednak muszą brać je pod uwagę. Jeśli ktoś, kto kandyduje do stanowiska prezydenta bierze po latach ślub kościelny, to widać ma świadomość, że to się liczy, nawet jeśli Polacy tego wprost nie żądają.
Jednak ten sam ktoś przed innymi wyborami mówi, że przed księdzem klękać nie będzie. A może nasz katolicyzm to przede wszystkim emocje? Kościół miesza się do polityki – jesteśmy przeciw, wzruszy nas wspomnienie o Janie Pawle – jesteśmy za.
Tak by powiedział sceptyk, a mój sposób interpretacji jest inny: jeśli zakładamy, a ja tak zakładam, że Jan Paweł II był i będzie na zawsze kimś, kto wyrasta daleko ponad przeciętność, to jego słowa muszą ważyć więcej i nie jest to tylko kwestia emocji. Czy można odebrać Polakom radość, poczucie sukcesu i nadzieję, gdy sam Jan Paweł II, przyjeżdżając w 1979 roku do Polski mówił: w Watykanie jest syn polskiego narodu. Przypominał piękne i ważne dziedzictwo naszego narodu, mówił – tu wyrosłem, to czego jesteście częścią, jest źródłem mojej dzisiejszej posługi. Ja nie mówię, że to ma owocować jakąś megalomanią czy triumfalizmem, bo nie do tego wzywał Ojciec Święty, ale jeśli Polacy dzisiaj stracili odwagę do aktywnej obecności w sferze publicznej, to także dlatego, że odebrano im poczucie sukcesu. Żyjemy zanurzeni w bylejakości, dominujący nurt myślenia o dawnej i niedawnej przeszłości odbiera nam poczucie narodowej wartości. A przecież to, że jesteśmy, że mamy własne państwo zawdzięczamy wartościom, które przechowaliśmy i o które walczyliśmy.
A może chodzi o to, żebyśmy się stali w końcu jak inni?
Chodzi o to, żebyśmy byli szczęśliwą, możliwe zamożną wspólnotą żyjącą w bezpiecznym państwie. Nie widzę powodów, dla których Polacy musieliby się zmienić i przyjmować ponowoczesne wartości, które – jak nam się wmawia – są warunkiem modernizacji. Obaliliśmy komunizm, dlatego, że byliśmy wierni tradycji (!), wierze, wartościom chrześcijańskim. To było i nadal jest naszym źródłem wolności, innowacyjności, kreatywności.
Te wartości są albo coraz mniej obecne, albo wręcz zwalczane. To jakiś nowy „kulturkampf”?
Bertrand Russell powiedział kiedyś, że to, co w świecie przyrody nieożywionej uruchamia energia, to w życiu społecznym czyni władza. Zgodzę się, że walka o władzę angażuje różne siły. Walka o wartości, to swoista „wojna kulturowa” o władzę symboliczną. A władza w świecie symboli daje także władzę realną. Są ludzie, którzy mają autentyczną wewnętrzną, moim zdaniem szaleńczą, potrzebę ciągłych, rewolucyjnych zmian w obyczajowości, którzy żyją w przekonaniu, że ten dzisiejszy świat jest „straszny” i trzeba go gwałtownie zmienić zgodnie z ich rewolucyjnymi wyobrażeniami. Żeby to zrobić, trzeba mieć władzę, a tę dzisiaj zdobywa się poprzez władzę symboliczną, uprawiając to, co w PRL nazywaliśmy propagandą lub indoktrynacją. By mieć za sobą większość wyborców trzeba wygrać „kulturową wojnę” z innymi sposobami widzenia świata – także z ludźmi wierzącymi. To jest wojna o przewagę w sferze symbolicznej, o nasze umysły.
W tej wojnie o umysły czy o dusze, jedna strona jest aktywna – chce zmieniać świat, a druga (katolicy) wydaje się być bierna...
Katolicy czują się dyskomfortowo, gdy mają walczyć o władzę, bo dali sobie wmówić, że im nie wypada. Jak człowiek głęboko wierzący ma walczyć z innymi o tzw. stołki? A tymczasem dzisiaj, moim zdaniem, katolicy czy chrześcijanie są w sferze wartości odpowiedzialni za przyszłość naszej cywilizacji. A to oznacza, że nie mogą uchylać się od polityki, a więc i od rywalizacji o władzę zarówno symboliczną, jak i polityczną. Jeśli do tej rywalizacji nie przystąpią, będą odpowiedzialni wobec przyszłych pokoleń. Nie mają prawa się cofnąć, bo jest zbyt wiele symptomów takich projektów zmian, które czynią ludzi nieszczęśliwymi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.