Jak w soplicowskim dworku

Niedziela Niedziela
31/2011

W domu Wyszyńskich w Zuzeli wisiały portrety wybitnych Polaków: Tadeusza Kościuszki i księcia Józefa Poniatowskiego. Historia była na wyciągnięcie ręki

 

Dom Wyszyńskich z nabożeństwem czcił Maryję. Matka Stefana lubiła jeździć do Ostrej Bramy, a ojciec na Jasną Górę. Kiedy powracali z pielgrzymki, chłopiec pełen ciekawości chłonął ich opowieści. „Jako mały brzdąc – wyznał kiedyś kardynał Wyszyński – podsłuchiwałem to, co stamtąd przywozili. A przywozili bardzo dużo, bo oboje odznaczali się głęboką czcią i miłością do Matki Najświętszej – i jeżeli co na ten temat ich różniło, to wieczny dialog – która Matka Boża jest skuteczniejsza: czy Ta, co w Ostrej świeci Bramie, czy Ta, co Jasnej broni Częstochowy”.

Kult Maryjny rodzinnego domu wywarł ogromny wpływ na osobowość i przyszłą formację religijną Stefana. Nie bez znaczenia pozostawał też fakt, że w domu Wyszyńskich żyło się pobożnie, codziennie na kolanach wspólnie odmawiano cały pacierz. Po polsku. Na przekór rusyfikacji.

Inny kościół, ta sama parafia

Gdy wjeżdża się do Zuzeli od strony Warszawy, po prawej stronie widać kościół. Wprawdzie nie ten sam, który pamiętał z dzieciństwa Wyszyński (tamten, drewniany, XVIII-wieczny, na początku XX wieku został rozebrany; w latach 1908-1913 obok powstała nowa, murowana świątynia). Jest to jednak ta sama parafia, w której został ochrzczony i do której należał Stefan.

Nad budową tego kościoła czuwał ojciec Wyszyńskiego. Prowadził rachunki, kontrolował prace gospodarcze. Siedmioletni wtedy Stefan zapamiętał, że „ojciec prowadził rozmowy z murarzami i majstrami”. Sam również pomagał – razem z murarzami nosił cegły.

Świątynia do dziś nosi wezwanie Przemienienia Pańskiego. W jej wnętrzu znajduje się chrzcielnica, przeniesiona ze starego kościoła, z której, jak wspomni po latach Prymas, „kapłan, sędziwy ks. Antoni Lipowski, ówczesny duszpasterz tej parafii, czerpał wodę chrzcielną, aby obmyć mnie i moje trzy siostry”.

Dzisiaj przed kościołem stoi pomnik kard. Wyszyńskiego – Prymasa Tysiąclecia Nauczyciela Narodu.

Jak Stefan spalił lalki

Naprzeciw kościoła, po drugiej stronie drogi, znajdowała się szkoła powszechna, do której od 1908 r. uczęszczał mały Stefanek. Obecnie również jest zrekonstruowana w Muzeum w Zuzeli. Ławki w klasie stoją w dwóch rzędach. Na ścianie – tablica, a nad nią portret cara Mikołaja II. To na jego oblicze musieli patrzeć uczniowie, gdy uczyli się rosyjskiego, matematyki, elementów polskiego i religii (innych przedmiotów w programie nauczania nie było).

W domu zaś jako dziecko Stefan lubił bawić się z siostrami: Natalią, Stanisławą i Janiną. Czuł nad nimi pewną przewagę, zwłaszcza że był wśród dzieci Wyszyńskich jedynym potomkiem płci męskiej. Kiedyś jednak w czasie zabawy tak bardzo się na dziewczynki zdenerwował, że rozpruł ich szmaciane lalki i spalił w piecu.  Gdy ojciec zabierał się do wymierzenia za to synowi surowej kary, chłopak schował się pod pianino. A wszystkie trzy siostry solidarnie stanęły wtedy w obronie brata. „On się poprawi, nawróci…” – przekonywały ojca. „Jak widzicie, nawróciłem się!” – żartował później w jednym z kazań prymas Wyszyński.

„Cicho, pan organista gra…”

Dom rodzinny Prymas utracił bardzo wcześnie. Kiedy skończył osiem lat, rodzina wyprowadziła się z Zuzeli. Zaraz potem zmarła matka Stefana, Julianna Wyszyńska. Podczas porodu kolejnej córeczki. Tydzień później zmarło też dziecko.

Tuż przed śmiercią matki miało miejsce dziwne zdarzenie. Żegnając się ze Stefanem, powiedziała do niego: „Stefan, ubieraj się”. Chłopiec był święcie przekonany, iż matce chodziło o jego zdrowie. Była jesień i dni stawały się coraz chłodniejsze. Gdy włożył palto, matka powiedziała do niego raz jeszcze: „… ale nie tak. Inaczej się ubieraj”.

Zdezorientowany Stefan spojrzał na ojca. „Później ci to wyjaśnię” – usłyszał.

Dopiero po latach zrozumiał, że matka – tak symbolicznie – troszczyła się, aby „ubierał się” w prawdziwe wartości, przygotowujące do wyboru życiowej drogi. Chciała, aby jej syn podobał się Bogu i przywdział szaty kapłańskie.

Śmierć matki bez wątpienia była cezurą w jego życiu. Najbardziej bolesnym zdarzeniem w dzieciństwie. Odtąd życie nie oszczędzało Stefana. Nic więc dziwnego, że lata spędzone w Zuzeli określał jako najszczęśliwszy okres w życiu. Mimo że było to jedynie osiem lat. „Zdawałoby się tak mało, ale dziecięca pamięć jest szczególnie świeża i wrażliwa” – jak sam napisał.

Z ojcem prymas Wyszyński związany był przez całe dorosłe życie. Przez ostatnie lata znów razem mieszkali: w rezydencji Arcybiskupów Warszawskich przy Miodowej. A kiedy ojciec Prymasa umarł, kard. Wyszyński często wchodził do jego pokoju, modlił się, a potem mówił półgłosem: „Cicho, pan organista gra…”.


 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...