W początkach chrześcijaństwa dopuszczało się do głosu wszystkich, bo pominięcie kogoś mogło oznaczać pominięcie głosu Ducha Świętego.
A można Go po prostu przywoływać?
Duch Święty nie przychodzi na zawołanie, a nad rzeczywistością charyzmatyczną człowiek nie całkiem panuje. Jeżeli Duch raz przeze mnie przemówił, to nie mogę zakładać, że moja następna myśl też będzie od Niego. Nawet jeżeli Kościół rozeznał, że miałem rację rozpoznając w sobie powołanie do prezbiteratu, to od tego momentu każda moja myśl nie jest charyzmatycznie nieomylna. Na to Bóg dał człowiekowi rozum, żeby Duch Święty nie miał przymusowych lądowań. Bądźmy rozsądni, przyzywając Ducha. Jeśli wesprze nasz rozsądek – to świetnie. Jeśli nie – zostanie przynajmniej rozsądek.
Przecież chciałbym, żeby Duch prowadził mnie cały czas. Mam Go do tego namawiać?
Prosto: trzeba nie grzeszyć i prosić o dar Ducha Świętego. Tyle człowiek może. A potem Bóg odpowie albo nie. Wyłączny sposób na zmuszenie Ducha Świętego do przemówienia to uruchomienie charyzmatu nieomylności – soboru bądź papieża.
Staram się, jak mogę, ale Bóg się nie odzywa. A obok widzę człowieka działającego pod wpływem Ducha Świętego. Więc pójdę za nim, by być bliżej zbawienia – czego ja nie mogłem rozpoznać, on rozpoznał i poprowadzi mnie bezpieczną drogą.
Zawsze trzeba to odnieść – krytycznie – do tego, co już jest dziedzictwem Kościoła. Jeżeli ten człowiek jest przedłużeniem tego, czym jest Kościół, to trzeba za nim iść. Jeżeli w tym, co głosi czy robi, pojawia się inna droga: obok, na skróty – iść za nim nie wolno.
Ależ on już jest dwa kroki „przed” – nawet w stosunku do Kościoła, który po prostu nie jest przygotowany na jego wielki dar proroctwa.
Chrześcijaństwo jest proste jak budowa cepa: przyjąć przebaczenie, być gotowym wydać życie za drugiego i codzienność konfrontować z przykładem Chrystusa, przegadywać z Bogiem. Kryterium zwyczajności, szarości życia jest w chrześcijaństwie kluczowe. A człowiek chciałby być wyjątkowy. W Starym Testamencie jest taka scena: Naaman przyjeżdża do Elizeusza, by prorok uzdrowił go z trądu. Ten przekazuje mu tylko, że ma siedem razy zanurzyć się w Jordanie i będzie oczyszczony. Naaman się obraża, chce odjechać. Zatrzymują go słudzy: zanurz się w rzece, to takie proste, a byłeś gotów na wielkie trudy. Kąpiel w Jordanie zdaje się być zbyt pospolitym środkiem. Chcielibyśmy czegoś niezwykłego. Pasowałaby nam rola zbawców świata, choć świat już przez Chrystusa jest zbawiony.
Popularne dziś wspólnoty charyzmatyczne są z dala od szarości: ludzie jeden po drugim przemawiają językami, dzielą się świadectwami, kapłani uzdrawiają...
W szarości chodzi o żywego Boga. On nie sprawi, że szarość ustąpi, ale pośród codzienności będziesz mocno przeżywać Jego obecność. Bóg wręcz pogłębia szarość: im bardziej przeżywam Tę obecność, tym bardziej szarość jest szara. Ilustruje to Pawłowe doświadczenie: chętnie bym stąd już odszedł – w sensie ostatecznym.
Jeżeli ktoś szuka doświadczeń charyzmatycznych ze względu na ich niezwykły charakter, to jest na złej drodze, bo już nie szuka Chrystusa. A kiedy ktoś szuka Boga, może charyzmat otrzymać. Charyzmat pojawia się wtedy, kiedy Bóg tego chce, więc człowiek może podskakiwać do woli i nic się nie wydarzy. Próby prorokowania z chęci poczucia się prorokiem to czysta perwersja. Charyzmat użyty do innych celów, niż chce Duch Święty, dla swojej chwały, dla zjednania zwolenników, dla lepszego samopoczucia, staje się przeszkodą w drodze do Boga. Charyzmat wówczas wygasa, człowiek zaś próbuje go nadal symulować. Wygaśli prorocy nieraz jeszcze długo prorokują.
Co jeśli z dobrą wolą trafiłem do fałszywego proroka i popłynąłem?
Odpowiedzialność ponosi prorok. Odpowiedzialność ucznia jest proporcjonalna do tego, czego chciał i co mógł rozpoznać, zrozumieć. Niestety skutki mogą być paskudne, zwłaszcza jeśli sytuacja zmierza do sekty. Człowiek może włożyć dużo zapału i dobrej woli w naukę latania, ale skacząc z mostu raczej się poobija.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.