Z bp. Kazimierzem Ryczanem – Krajowym Duszpasterzem Ludzi Pracy – rozmawia ks. inf. Ireneusz Skubiś
– Z pozycji duszpasterza ludzi pracy i człowieka Kościoła chcielibyśmy usłyszeć tzw. komentarz dnia. Jak się żyje polskiej robotniczej rodzinie? Czy robotnicy i ich rodziny mają szansę rozwoju?
– Nie można uogólniać sądów na temat prosperity klasy robotniczej na całą Polskę. Są regiony bardziej i mniej zamożne. Nie będę też uruchamiał wyobraźni, ale podam kilka sprawdzonych danych z początku bieżącego roku, które – moim zdaniem – wystarczają, by dopowiedzieć sobie resztę. GUS informuje, że w tym roku mamy 1,8 mln bezrobotnych. Są regiony, gdzie liczba bezrobotnych przekracza 20 proc. Najniższa stawka wynagrodzenia miesięcznego w 2011 r. wynosi 1386 zł. Wysokość 1000 zł przekroczyła dopiero w 2008 r. Inspekcja Pracy w swym sprawozdaniu za ubiegły rok wykazuje kwotę należności niewypłaconej pracownikom przez zakłady pracy w wysokości 180,6 mln zł.
Od strony moralnej zatrzymywanie słusznej zapłaty jest grzechem wołającym o pomstę do nieba. Cena kilograma cukru od grudnia ubiegłego roku wzrosła z 2,95 zł do 4,45 zł w marcu 2011 r. Podatek VAT wprowadzony na podręczniki szkolne spędza sen z oczu rodziców, którzy mają kilkoro dzieci. Inflacja wzrasta, wynagrodzenia nie wzrastają. Jeśli dodamy do tego klęski żywiołowe oraz kolejki w służbie zdrowia i drogie leki, możemy sobie wyobrazić położenie klasy robotniczej w Polsce. Boję się myśleć o małohektarowych gospodarstwach rolnych...
– Jak należy spoglądać na zagospodarowanie polskiej własności? Czy rzeczywiście wyprzedaż majątku narodowego będzie sprzyjać rozwojowi rynku pracy i dochodu narodowego?
– Przypomnę lata 90. i proces likwidowania PGR-ów. Inwentarz zarówno żywy, jak i martwy został samowolnie wyprzedany przez dyrekcję. Pracownicy PGR-ów stali i patrzyli z płaczem, jak znikają narzędzia ich pracy. Pozostały bloki mieszkalne, o które już nikt nie będzie się troszczył, nieuprawiana ziemia i niepewność jutra. Z kolei rozpoczął się proces prywatyzacji.
Na moich oczach sprzedano zagranicznemu właścicielowi najlepsze zakłady Kielecczyzny: dwie cementownie i wytwórnię wapna – Francuzom, fabrykę Iskra – Japończykom. Dziś na autostrady kupujemy cement wytworzony z rodzimych kopalin, także sprzedanych. W Polsce pozostaje tylko zanieczyszczenie środowiska naturalnego i podatek płacony gminom. Zwolniono część pracowników, a związki zawodowe są niechętnie widziane. Nie powstają nowe zakłady pracy. Polacy nastawili się na emigrację zarobkową.
– Czy polityka państwa, które mieni się być państwem rządzonym przez tzw. ludzi „Solidarności”, sprzyja polskiemu robotnikowi, stoczniowcowi, górnikowi, hutnikowi i innym i jest przyjazna także dla ich rodzin?
– „Solidarność” lat 80. to już przeszłość. Polityka gospodarcza kieruje się rachunkiem ekonomicznym i czystą kalkulacją. Idea „Solidarności” została zaprzepaszczona. Zróżnicowało się pod względem zasobności polskie społeczeństwo. Powiększa się liczba osób bardzo bogatych i bardzo ubogich. Pieniądz generuje pieniądz, a ubóstwo generuje stan biedy. O tym mogą wiele powiedzieć nauczyciele w szkołach wiejskich i podmiejskich. Wydaje się naturalne, że zakłady nierentowne, w które nie opłaca się już inwestować, podlegają likwidacji. Ale pozostają ludzie. Starsi przejdą na emeryturę. A co z młodymi? Rodziny czekają na chleb. Ojców już nie stać na wyjazd zagraniczny. Stoi porzucona Stocznia Gdańska. Ileż było kłamstwa przy jej ratowaniu! Uśmiercono kolebkę „Solidarności”. Niemcy zainwestowali w swoje stocznie, zainwestowali w przemysł samochodowy. U nas pada przemysł metalowy, stają huty, przemysł zbrojeniowy, przemysł lotniczy. Rosjanie ostrzą sobie zęby na przemysł naftowy i na nasze rafinerie. Przedstawiciele niektórych partii politykę prorodzinną sprowadzają do bezpłatnych środków antykoncepcyjnych i do bezpłatnego in vitro. Rodziny wielodzietne są zaniedbane. Zajmujemy ostatnie miejsce pod względem przyrostu naturalnego w Europie. Przed nami widmo wyludnienia.
– Istnieje pojęcie „przyjaznego państwa”, także w naszym polskim parlamencie. Czy można powiedzieć, że Polska jest państwem przyjaznym dla wszystkich obywateli? Czy w Polsce mamy faktycznie rządy demokratyczne?
– Wydaje się, że punkt widzenia „państwa przyjaznego” zależy od przynależności do partii. Koalicja rządząca głosi propagandę sukcesu gospodarczego. Stoimy na czele państw, które najłagodniej przetrwały czas kryzysu. Tymczasem na nic nas nie stać. Przyjazne państwo nie może poradzić sobie z bezrobociem, nie może pozbyć się korupcji na najwyższych szczeblach. Przyjazne jest dla wszystkich, którzy przyłączą się do programu zniszczenia PiS jako opozycji parlamentarnej. Przyjazne jest dla inności seksualnych, dla rodzimych lewaków, którzy sprofanowali krzyż na Krakowskim Przedmieściu. Niezależnie od poglądów na fakt krzyża przed Pałacem Prezydenckim nie wolno było do tego dopuścić. Sztandarowi katoliccy prezydenci Warszawy i Polski nie powinni zezwolić w godzinach nocnych na lewacki happening. Ich zachowania były przewidywalne dla uczciwego obserwatora. Państwo jest przyjazne dla środków przekazu, które popierają politykę państwa. Jednoznacznie należy stwierdzić, że nie jest przyjazne wobec katolickich środków masowego przekazu, a szczególnie wobec Radia Maryja i Telewizji Trwam. Szkoda narodu, który dzielony jest przez „przyjazne państwo”. Współczuję naiwnym duchownym, którzy nie widzą tego, że poniża się jedną trzecią narodu.
Gdy chodzi o demokrację, mogę powiedzieć, że mamy demokrację wyborczą, i tej nie możemy kwestionować. Nie mamy demokracji, której towarzyszyłaby solidarność narodowa. Komuniści walczyli z opozycją, chociaż można było spotkać ich przy wspólnej wódce. Obecnie strony sporu politycznego własną nienawiść przypisują swoim przeciwnikom i zrobili z tego zasadę współżycia. Młodzi patrzą, myślą i gorszą się. Przestaje ich interesować Polska. Tragedia!
– Co dla Księdza Biskupa jako duszpasterza ludzi pracy jest priorytetem?
– Priorytetem pozostaje dla mnie człowiek zmierzający do celu ostatecznego. Priorytetem jest towarzyszenie mu na co dzień, niezależnie od tego, czy sobie tego życzy, czy nie. Priorytetem jest propozycja prawdy ewangelicznej i etosu kamiennych tablic. Priorytetem jest pójście nawet z pojedynczym człowiekiem drogą kamienistą i pod górę, by dojść pod Krzyż. Nie jest ważne, czy człowiek ten jest sprawiedliwy, czy grzeszny. Do takich zostałem posłany. Proszę się nie dziwić, że tym, którzy wskazują błędne drogi, którzy usiłują potłuc kamienne tablice przykazań, będę zawsze mówił „nie”. Modlę się też o prawdziwą solidarność narodu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.