Ktoś powiedział, że wychowanie jest swoistym nawijaniem nitki na kłębek. Gdy dziecko odchodzi z domu, odwija się nitkę. Jeżeli w procesie wychowania nawinięto dostatecznie dużo, to nawet gdyby dziecko daleko odeszło, będzie miało po czym wrócić do domu i świata wartości w nim panujących.
Powyższa ilustracja podkreśla wagę domu rodzinnego. Wydaje się jednak, że coraz częściej dzieci odchodzą od domu rodzinnego zbyt daleko i co gorsza, nie pną się pod górę ku dobru, lecz staczają się ku pseudowartościom pseudonowoczesnego świata. Giną w świecie hedonistycznego użycia, bezrozumnych i niemoralnych „gierek” seksualnych, używek i nałogów.
Warto się zastanowić, dlaczego tak się dzieje. Czy źle wychowujemy? Czy może świat jest aż tak bardzo atrakcyjny? Wreszcie co robić, by ten stan rzeczy odmienić?
Czy źle wychowujemy? Tak! W bezmyślnej koedukacji zatraciliśmy sens i cel wychowania: chłopców do ojcostwa i dziewcząt do macierzyństwa. Zrezygnowaliśmy z idei samowychowania, jako niezbędnego środka (obok korzystania z łask sakramentalnych) do osiągnięcia pełni człowieczeństwa, a tym samym pełnej wolności wyboru dobra i odrzucania zła – czyli świętości. Odeszliśmy od świata wartości fundamentalnych i nieprzemijających (Bóg, honor, Ojczyzna) na rzecz „postępowych” (indywidualizm, tolerancja, poprawność polityczna). Tym samym hołdujemy relatywizmowi moralnemu, zgodzie na zło i bezwstyd oraz bezmyślności w przyjmowaniu „jedynie słusznych” prawd formułowanych przez… kogoś. Skłaniamy się ku szatańskiej cywilizacji śmierci, zdradzając Boży plan cywilizacji miłości. Możliwe jest to dlatego, że przestaliśmy używać w życiu rozumu i woli, czyli przymiotów stwórczych. Bez użycia rozumu i woli nie może być mowy o odpowiedzialności. Odpowiedzialność za losy rodziny, społeczności i w ostateczności całego świata to misja mężczyzn. To powołanie do ojcostwa. Doszliśmy do sedna sprawy! U podstaw wszystkich współczesnych zagubień, a szczególnie zagubień dzieci wychodzących w świat z domu rodzinnego, leży dramatyczny kryzys ojcostwa. Nieobecność ojców w wychowaniu owocuje totalnym nieprzystosowaniem dorosłych dzieci do dorosłego życia. Tego, czego dzieci nie dostają od ojców, niestety, w żadnej mierze nie mogą nadrobić matki. Warto to sobie jednoznacznie uświadomić.
Zilustrujmy to przykładem. Siedmioletni synek włazi niebezpiecznie wysoko na drzewo. Przerażona matka próbuje uchronić go przed zagrożeniem, krzycząc: „Złaź natychmiast, bo spadniesz, zabijesz się, nie dostaniesz deseru i będziesz miał przez tydzień zakaz oglądania telewizji i grania w gry komputerowe!”. Nieważne, jaka jest logika tego straszaka – ma on spowodować, że syn natychmiast zlezie z drzewa. Podejście ojca jest (a przynajmniej powinno być) diametralnie inne. On zawoła: „Synku, tak jak mówiliśmy: zasada alpinistyczna – trzy chwyty. Gdy dwie nogi i ręka mają pewne oparcie, drugą ręką szukaj chwytu. Kiedy znajdziesz pewny, możesz jedną nogą szukać następnego”. Matka chce uchronić przed niebezpieczeństwem, a ojciec ma nauczyć stawiać mu czoła, pokonywać trudności. Chłopcy wychowywani wyłącznie przez mamusie są często niezdolni do dorosłego życia. Boją się podjęcia elementarnej odpowiedzialności i wymyślili… wolne związki. Pozwalają one na czerpanie przyjemności bez żadnych zobowiązań. Podobno ponad 90% kobiet w takich związkach ma nadzieję na małżeństwo, podczas gdy powyżej 80% mężczyzn w tych związkach w ogóle nie dopuszcza takiej myśli.
Ostatnio była w poradni mamusia w sprawie zagubionego synka, który oczywiście do poradni nie przyjdzie. Prosiła, bym przyszedł do nich do domu. Na pytanie, ile lat ma synek, odpowiedziała, że 46… Ani roku nie dodałem.
Tu powinno się zacząć najciekawsze: o roli ojca w wychowaniu dzieci ku dorosłości. Niestety, ramy tej wypowiedzi się wyczerpały. Może więc innym razem…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.