Odmienne stany świadomości

Rycerz Niepokalanej 12/2011 Rycerz Niepokalanej 12/2011

Odmienne stany świadomości. Czym one są? Czy mogą stanowić jakieś zagrożenie, zwłaszcza dla młodego pokolenia?

 

W dzisiejszej rzeczywistości pluralizmu kulturowego szczególnym zainteresowaniem wśród szerokich kręgów społecznych, w tym młodzieży, cieszą się odmienne stany świadomości. Czym one są? Czy mogą stanowić jakieś zagrożenie, zwłaszcza dla młodego pokolenia?

Według Encyklopedii Psychologii odmienne stany świadomości (ASC - ang. altered states of consciousness) to termin używany na określenie wszystkich stanów świadomości oprócz normalnego stanu czuwania. Stany te są wywoływane przez oddziaływanie na ludzki organizm czynników o podłożu fizjologicznym, psychologicznym lub farmakologicznym. Do odmiennych stanów świadomości literatura przedmiotu zalicza ekstazę, trans, opętanie i doświadczenia mistyczne.

Nauka a odmienne stany świadomości

Nie ulega wątpliwości, że odmienne stany świadomości są przedmiotem zainteresowania trzech dyscyplin naukowych: psychologii, psychiatrii i antropologii. Rozkwit badań nad tym zagadnieniem nastąpił w latach osiemdziesiątych XX w., wraz z rozwojem psychologii transpersonalnej, i trwa do dziś. Początkowo ASC klasyfikowano jako formę patologii psychicznej, pozbawionej właściwego kontekstu kulturowego. Z biegiem czasu zaczęto prowadzić badania opisujące zachowania związane z ASC w różnych kulturach. Dokonywali ich antropolodzy, którzy jako obserwatorzy, uczestniczący w rozmaitych obrzędach, dostarczali materiału źródłowego dla analizy ASC. Nie uwzględniali jednak stanów psychicznych osób, które tego typu rzeczywistości doznawały.

Współcześnie odmienne stany świadomości (ASC) uznaje się za rezultat działań prowadzących do nadstymulacji lub deprywacji fizjologicznej (biologicznej) i sensomotorycznej oraz działania środków psychotropowych. Wśród praktyk, mających na celu nadmierne pobudzenie ludzkiego organizmu, wymienia się tańce ekstatyczne, zadawanie sobie bólu, słuchanie mocnych, rytmicznych dźwięków, ograniczenie ilości snu, autohipnozę. W każdym z wymienionych przypadków dochodzi do wydzielenia się w mózgu endorfin, posiadających działanie halucynogenne (psychoaktywne). Substancje te są odbierane przez receptory skupione w okolicach pośredniczących przy odbiorze bodźców bólowych oraz odpowiedzialnych za regulację stanów emocjonalnych. Kiedy przeżycie bólu lub strachu jest dla organizmu nieprzystosowawcze, następuje uwolnienie endorfin, czego skutkiem staje się przeżywanie stanów ekstatycznych przy jednoczesnym braku wrażliwości bólowej. W ten sposób dochodzi do zmiany metabolizmu ludzkiego organizmu, ze szczególnym uwzględnieniem przyspieszenia akcji serca, wzrostu lub obniżenia ciśnienia krwi, nadprodukcji adrenaliny, podwyższenia się poziomu aktywności i wrażliwości emocjonalnej.

Podróże astralne

Odmienne stany świadomości praktykowane przez młodzież noszą nazwę podróży astralnych bądź doświadczeń poza ciałem (OBE, OOBE - ang. out of body experience). Tego typu doznania wiążą się z niebezpieczeństwami, ponieważ otwierają na rzeczywistość duchową (niekoniecznie dobrą), siły (moce) nadnaturalne (nadprzyrodzone). Z chrześcijańskiego punktu widzenia są formą okultyzmu i stanowią poważne zagrożenie dla kondycji psychofizycznej człowieka. Człowiek otwiera się bowiem na możliwość zniewolenia duchowego, wystąpienie zaburzeń psychicznych, takich jak: histeria, schizofrenia, epilepsja, napady lękowe, paranoidalne.

Zawsze warto pamiętać słowa Maxa Schelera: "Człowiek jest istotą, której sposób istnienia jest kwestią otwartej decyzji, kim chce być i kim chce stać się".


Podziękowania
Pruszków, 10 czerwca 2011

Na początku lat 50. partia socjalistyczna wytypowała mnie do Oficerskiej Wojskowej Szkoły Politycznej w Łodzi. Odmówiłem. Byłem jedynym żywicielem rodziny, gdyż matka chorowała. Wojskowa komisja, niezadowolona z tego, że odmówiłem partii takiego "wyróżnienia", przydzieliła mnie do karnej kompanii. W aktach personalnych dopisano: "niepewny politycznie". Widząc jednak moje zaangażowanie, oficer Służby Informacji upatrzył sobie mnie jako kandydata do Oficerskiej Szkoły Informacji Wojska Polskiego w Wesołej. Przeszedłem kilka przesłuchań kwalifikacyjnych. Uznano mnie za dobrego kandydata. Życie w wojsku układało mi się bajkowo. Miałem stałą przepustkę, z której korzystałem w każdą niedzielę, aby udać się do kościoła na Mszę świętą.

Na początku lipca 1953 r. oficer informacyjny zapytał mnie, czy jestem wierzący. Odpowiedziałem, że jestem wierzący i praktykujący. Oficer wpadł w szał. Pobił mnie dotkliwie, kopiąc, gdzie popadnie, i zrzucił ze schodów.

Kilkanaście dni później zachorowałem. Zaczęła boleć mnie lewa noga. Lekarz, do którego się zgłosiłem, nazwał mnie symulantem i podał wniosek o ukaranie mnie. W najbliższą niedzielę musiałem umyć wiele "hektarów" koszarowych.

Ból w nodze nie ustępował, więc ponownie zgłosiłem się do lekarza, który odesłał mnie na izbę chorych. Po trzech dniach zawieziono mnie do Szpitala Wojskowego w Gliwicach. Po wielu badaniach stwierdzono, że noga została zaatakowana gangreną, i to w najgorszej formie - zgorzelą gazową. Zaczęto wypróbowywać na mnie jakiś nowy antybiotyk, sprowadzony ze Stanów Zjednoczonych. Mimo to noga gniła aż do pośladka, sprawiając gorączkę i ból nie do zniesienia. Systematycznie wycinano mi z nogi zmartwiałe części ciała. Dużo później chirurg, który mną się zajmował, powiedział, że moją nogę powinno się od razu amputować. Tymczasem trzymano mnie jak królika doświadczalnego.

W końcu sierpnia przewieziono mnie do Szpitala Wojskowego w Krakowie. Tam amputowano mi nogę aż do pośladka, chociaż nie było pewności, czy choroba nie zaatakuje innych części ciała.

Pozostała część kikuta nadal gniła. Odór z gnijącej nogi był okropny. Ból nie ustępował. Prawie nic nie jadłem. Czułem, że umieram. Prosiłem lekarza, żeby nie dawano mi już antybiotyku, gdyż po nim czułem się coraz gorzej. Lekarz z politowaniem popatrzył na mnie, gdyż wiedział, że umieram - o czym powiedział mi później - i zaordynował: "Siostro, odstawić wszystkie lekarstwa".

W takim stanie minął kolejny tydzień. Niespodziewanie poczułem się głodny. Lekarze ze zdumieniem przecierali oczy. Gangrena powoli ustępowała. Zaczynałem wracać do zdrowia. Po pewnym czasie zacząłem poruszać się o kulach.

Lekarz prowadzący wyznał, że operację zrobiono po to, by zobaczyć, jak dalej przebiegnie choroba, bez nadziei uleczenia. Dodał też: "W twoim leczeniu medycyna doznała porażki i nie stała się mądrzejsza. To był jakiś niewytłumaczalny cud, który ciebie uratował". Komisja lekarska nie przyznała mi jednak renty wojskowej, uznając, że choroba była samoistna i wojsko nie ponosi tu żadnej odpowiedzialności. O rentę wojskową walczyłem z ZUS-em przez 20 lat. Dopiero w październiku 1973 r. przyznano mi prawa inwalidy wojskowego.

Od tamtego wypadku minęło już wiele lat, a ja żyję nadal. Ożeniłem się. Mam wspaniałą żonę i dwóch synów.

Gdy byłem bardzo chory i leżałem w szpitalu wojskowym, moja matka bardzo gorąco modliła się do Matki Bożej Częstochowskiej z prośbą o uratowanie mi życia. Widocznie jej gorące modlitwy dotarły do tronu Niepokalanej i Ona sprawiła cud, że wyszedłem z tej choroby, chociaż medycyna postawiła na mnie już krzyżyk. Dlatego starałem się tak żyć i postępować, by było to podzięką za łaskę otrzymaną z nieba. Dziękuję Panu Bogu i Matce Przenajświętszej za dar życia.
Jerzy Kaleta

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...