Pokonali Goliata

Tak Rodzinie 10/2014 Tak Rodzinie 10/2014

Nie patrz na Goliata, czyli na swój problem, ale popatrz na Jezusa, a twoje życie i małżeństwo zaczną się zmieniać, ponieważ nie ma takiej możliwości, by Bóg ci odmówił. Kryzys może być początkiem, a nie końcem.

 

„Kryzys nie jest kwestią chwili. On powstaje w procesie. Wchodzi powoli, w białych rękawiczkach” – stwierdzają Monika ze Zbyszkiem, małżeństwo z piętnastoletnim stażem. Wiedzą to z autopsji. Teraz na nowo cieszą się życiem, a przede wszystkim budowaniem odnowionej relacji. Z każdym dniem głębszej, tak jak wcześniej z dnia na dzień narastało coraz większe poczucie frustracji i wzajemnego niezrozumienia. Przyjmują w swoim domu małżeństwa, które teraz – tak jak oni trzy lata temu – mają poczucie, że już „nic nie da się zrobić”. Monika i Zbyszek wiedzą, że się da. Da się przebaczyć, odbudować nadszarpniętą więź, dotrzymać przysięgi małżeńskiej. „Gdy mąż lub żona odchodzi, każdy uważa, że to już koniec i nic już nie da się zrobić. Ale tak nie jest. Wiara ma potężną moc” – przekonuje Monika.

Najpierw zgubiliśmy Boga

Najpierw w gonitwie codziennego życia oraz w natłoku mniejszych i większych problemów gdzieś zagubili Tego, który jest „Źródłem wszelkiej miłości”. „Do kościoła chodziliśmy z przyzwyczajenia, ponieważ w domu nauczyliśmy się, że tak trzeba, i tyle. Jednak gdzieś pogubiliśmy podstawowe wartości. Usunęliśmy Boga z naszej świadomości” – opowiada o przyczynach kryzysu Monika. Mieli wspólnych znajomych, ulubione wypady i tradycję picia kawy zaparzanej przez Zbyszka. Jednak, jak sami podkreślają, byli analfabetami komunikacji. O uczuciach i problemach po prostu się nie rozmawiało. Były regularnie zamiatane pod dywan. Zbyszek w ogóle nie lubi dużo mówić, a chociaż Monika jest rozmowną osobą, to jej komunikaty ograniczały się tylko do wylewania z siebie pretensji. Wtedy mąż jeszcze mocniej zamykał się w sobie… i było po dyskusji. „Zamknęliśmy się w sobie. Każdy z nas miał swoją wizję małżeństwa i rodziny, o których ze sobą nie rozmawialiśmy. I w ten sposób nasze drogi się rozchodziły” – tłumaczą. Rodzina nawet się nie domyślała, że coś jest nie tak – na zewnątrz przedstawiali się jako wzorowe, poukładane małżeństwo. Kiedy problemy zaczęły narastać, nawet nie wiedzieli, gdzie szukać pomocy – znajomi się od nich odsunęli. „Nie wiedzieliśmy, że istnieją jakiekolwiek formy pomocy, a jeżeli nawet, to uważałam, że i tak nie są skuteczne. Co jednak najgorsze, to nawet nie przyszło nam do głowy, że Bóg może nam pomóc. Był On Kimś dalekim, nieinteresującym się naszymi sprawami” – stwierdza Monika.

Odejście i powrót

W końcu przebrała się miarka frustracji. Zbyszek pracował weekendowo w firmie, w której pracowała także Monika. Tam poznał nową koleżankę. Zaczęło się niepozornie od kilku rozmów, potem jakieś SMS-y i więź między nimi zaczęła się zacieśniać. Monika niczego nie podejrzewała aż do momentu, gdy przez przypadek natknęła się na SMS-ową korespondencję męża. Była zszokowana. W końcu otworzyły jej się oczy na całą sytuację. „Dzień później spakowałem walizkę i wyszedłem z domu z myślą, że już nie wrócę. Ale potem zaczęły się telefony od żony i dzieci, które zrozpaczone prosiły, abym ich nie opuszczał. I zdecydowałem, że jednak wracam” – wspomina tamte ciężkie chwile Zbyszek. „Kiedy mąż wychodził z domu, nawet nie chciał się pożegnać, a wtedy ze mnie wyszedł tylko jeden jęk: «Boże, ratuj!». Nie miałam wtedy świadomości, że to jest modlitwa. To był punkt zwrotny. Po tym wydarzeniu wszystko zaczęło się odkręcać” – wspomina Monika.

Tego samego dnia Zbyszek wrócił. Wieczorem zadeklarował, że już nie odejdzie. „Otrzymałam wtedy ogromną łaskę przebaczenia – wyznaje Monika. – Kiedy doszło do mnie, że mąż zostaje, chciało mi się tańczyć ze szczęścia. To było tak mocne uczucie, że każdy kolejny dzień niósł uzdrowienie i scalenie naszej relacji. Od tego momentu przestałam oskarżać męża, a zamiast tego na każdym kroku pytałam Boga, co mam zrobić, aby uzdrowić naszą relację. Było to tym trudniejsze, że wiedziałam o jego dalszych kontaktach z koleżanką z pracy, jednak zrozumiałam, że złość nie pomoże rozwiązać tej sytuacji”.

Nowy początek

Wtedy znajoma z pracy namówiła Monikę, aby pojechali na rekolekcje dla małżeństw. Nie był to dla nich łatwy czas. Musieli stanąć twarzą w twarz ze wszystkimi problemami małżeńskimi nagromadzonymi przez lata i na nowo uczyć się rozmowy. Później zapisali się na prowadzony online przez wspólnotę „Sychar” program „12 kroków do wolności”. „To jest program pracy nad sobą. Nie naprawia się w nim małżonka, ale siebie. Nie jest trudno wypunktować, jak powinna zmienić się ta druga osoba, ale chodzi o to, aby zamiast tego zmienić swoje własne podejście” – podkreśla Monika.

Po jakimś czasie okazało się, że Wspólnota Trudnych Małżeństw „Sychar” otwiera swoje ognisko przy sanktuarium Matki Bożej w Rychwałdzie. Tam otrzymali pomoc.

„Jesteśmy teraz ukierunkowani na Bożą miłość, aby z niej czerpać wiedzę, jak kochać. Bezapelacyjnie warto «zakasać rękawy i wziąć się do roboty», aby ratować swoje małżeństwo. Nam się otwarły oczy w ostatniej chwili, ale Bóg przychodzi za pięć dwunasta i zawsze zdąża. Odbudowaliśmy związek na trzech filarach, jak mówił ksiądz z naszej wspólnoty: Bogu, terapii i wspólnocie – podkreślają. – W tej chwili mówimy, że był to błogosławiony kryzys, ponieważ nasze małżeństwo nigdy nie byłoby takie jak teraz, gdybyśmy przez niego nie przeszli. W tym kryzysie dokonało się nasze przebudzenie” – dopowiadają. Dają jedną receptę na wszystkie kryzysowe i beznadziejne sytuacje: „Nie patrz na Goliata, czyli na swój problem, ale popatrz na Jezusa, a twoje życie i małżeństwo zaczną się zmieniać, ponieważ nie ma takiej możliwości, by Bóg ci odmówił. Jednak nie oczekuj szybkich, natychmiastowych efektów. W «Sycharze» mówi się, że tyle, ile się psuło, tyle trzeba naprawiać”.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...