Ludzie z opuszczonego miasta

Przewodnik Katolicki 14/2016 Przewodnik Katolicki 14/2016

Życie Kurdów w obozie dla uchodźców, przy granicy turecko-syryjskiej pokazuje, że bez względu na efekty wojennych rozgrywek największym przegranym jest zawsze ludność cywilna.

 

Choć walka z Państwem Islamskim o Kobane zakończyła się zwycięstwem Kurdów, miasto legło w gruzach, pozbawione prądu, wody i kanalizacji. Wciąż nie jest tam zresztą w pełni bezpiecznie. To dlatego wielu ludzi, którzy w pośpiechu opuścili swoje miasto, wciąż żyje w zawieszeniu w Suruç, mieście zamieszkanym również przez Kurdów, ale leżącym w granicach Turcji. Ferya jest piękną kurdyjską kobietą. Ubrana była zwykle w długie spódnice, a na głowie miała przewiązaną kwiecistą chustę, spod której wystawały kosmyki kruczoczarnych włosów. Jej wewnętrzna siła w połączeniu z kobiecością robiła niesamowite wrażenie. Odpalała papierosa za papierosem, za każdym razem proponując, bym zapaliła z nią. Pochodzi z Kobane, jak większość mieszkańców obozu dla uchodźców Arîn Mîrkan, który do niedawna znajdował się na pograniczu syryjsko-tureckim, w pobliżu należącego do Turcji miasta Suruç. Ma trzech synów. Dwudziestoletniego Aziza poznałam będąc po raz pierwszy w obozie, więcej go nie widziałam. Ferya bez cienia bólu czy strachu wyjaśniła, że wrócił do Kobane. W Suruç zostali jego młodsi bracia, osiemnastoletni Kendal i trzy lata młodszy Fawaz. Kendal uwielbiał śpiewać kurdyjskie pieśni narodowe. Jak jego imiennik Kendal Maniş, wykonawca hymnu Marşa Rojava, opiewającego utworzoną w północnej Syrii kurdyjską autonomię.

Walka o Kobane

Jej mąż zginął, broniąc oblężonego przez bojowników ISIS miasta. Kobane zaatakowane zostało w październiku 2014 r., choć Kurdowie byli mniej liczni i gorzej uzbrojeni od islamistów, to dzięki heroicznej walce Ludowych Sił Obrony i Kobiecych Sił Obrony (YPG i YPJ) i wsparciu powietrznemu ze strony USA, w styczniu 2015 r. miasto oraz kilkaset okolicznych wiosek zostało wyzwolonych. Trwający cztery miesiące opór Kurdów stał się symbolem walki z dżihadystami i pokazał światu, że samozwańcze Państwo Islamskie nie jest niepokonane. Ferya poprosiła syna o telefon, by na jego ekranie pokazać zdjęcia męża. Z dwóch pierwszych fotografii patrzył na mnie przystojny, wyprostowany mężczyzna w mundurze. Na następnym był już martwy. – Został szahidem – wyjaśniła z dumą. Czyli męczennikiem. Pojęcie męczeństwa w świecie islamu różni się od tego obecnego w chrześcijaństwie, bo męczennikami według muzułmanów zostają nie tylko ofiary prześladowań religijnych. Wbrew temu, co wydaje się wielu ludziom w Europie, nie jest ono też tożsame z terroryzmem, bo nazywani tak również są ci, którzy zginęli broniąc swojego domu przed najeźdźcami, nawet jeśli ci najeźdźcy również odwołują się do islamu. Więc dla Kurdów szahidami, czyli męczennikami, są dziś członkowie YPG czy kobiecych oddziałów YPJ, którzy zginęli z rąk bojowników ISIS. Choć walka o Kobane zakończyła się sukcesem Kurdów, miasto legło w gruzach. Wciąż nie jest tam zresztą w pełni bezpiecznie – po odbiciu z rąk ISIS zostało kilkakrotnie ponownie zaatakowane. Położone jest w istotnym strategicznie miejscu przy granicy z Turcją, stąd też nie można wykluczyć kolejnych ataków. To dlatego wielu ludzi, którzy w trakcie walk o Kobane opuścili miasto, wciąż żyje w Suruç.

 Schronienie

W Turcji, która przyjęła największą liczbę uchodźców (według danych UNHCR jest ich już ponad 2,5 mln), znajdują się obozy, w których po kilkadziesiąt tysięcy osób mieszka w kilku tysiącach namiotów lub kontenerów. Funkcjonowanie takich obozów koordynuje AFAD, czyli rządowa agencja zajmująca się pomocą humanitarną. Według oficjalnych informacji, w prowadzonych przez AFAD schronieniach znajdują się prowizoryczne szpitale, szkoły, w których dzieci uczą się w języku arabskim, i namioty służące do modlitwy, ale żeby do nich wejść, konieczne jest specjalne zezwolenie. Jeden z takich obozów znajduje się zresztą w Suruç. Powiewa nad nim wielka turecka flaga, a jego wejścia strzegą ochroniarze, po to by nikt nieuprawniony się tam nie dostał. Obóz Arîn Mîrkan był jednak inny. Nie było tam tureckich flag i choć kurdyjskie barwy też ostentacyjnie nie kłuły w oczy postronnych obserwatorów, to w środku obozu bez trudu można było dostrzec elementy wskazujące na tożsamość jego mieszkańców. Wybudowany został przez kurdyjską Ludową Partię Demokratyczną (HDP), która rządzi w tym mieście, i to właśnie tureccy Kurdowie, a nie rząd dostarczali uciekinierom z Kobane niezbędne do przetrwania produkty. Wsparli ich też aktywiści zgromadzeni w Amara Cultural Center, jednak wielu z nich zapłaciło za swoją solidarność życiem w zamachu, do którego doszło tam w lipcu ubiegłego roku.

Amara Cultural Center

W czasie gdy syryjscy Kurdowie z Kobane walczyli z Islamskim Państwem Iraku i Lewantu na terytorium Syrii, mieszkający w granicach Turcji Kurdowie planowali utworzenie korytarza pomocy humanitarnej z Suruç do Kobane. Amara Cultural Center stało się centrum logistycznym tych działań. To tam organizowano pomoc dla mieszkańców Kobane oraz dla przybywających do Turcji uchodźców. Przyjeżdżali tam zagraniczni dziennikarze i aktywiści, nieustannie toczyły się w tym miejscu dyskusje polityczne, a sącząc czaj, planowano działania na rzecz ludzi znajdujących się po przeciwnej stronie granicy i tych, którym udało się ją przekroczyć. Do zamachu doszło w poniedziałek 20 lipca w środku dnia. W ogrodzie należącym do Amara Cultural Center trwała konferencja, w której uczestniczyło około 300 osób – 33 osoby poniosły śmierć, 104 zostały ranne. W siedzibie organizacji do dziś są powybijane okna, a w miejscu wybuchu znajduje się plakat upamiętniający ofiary zamachu, widać na nim ich zdjęcia i personalia, pod plakatem leżą misie, książki i inne przedmioty osobiste. Mimo wsparcia ze strony Amara i władz miasta, potrzeby mieszkańców obozu przerastały to kilkutysięczne miasto. Brakowało leków, psuła się kanalizacja i elektryczne grzejniki, które w zimne noce ogrzewały mieszkających w namiotach ludzi. Nie było tam też opieki medycznej. A jednak wielu uchodźców z Kobane, unosząc się dumą, wolało schronić się tam niż w znajdującym się w pobliżu obozie prowadzonym przez turecki rząd, oskarżany przez nich o zbrodnie wobec ich mieszkających w Turcji rodaków.

Bohaterki

Terenu obozu strzegł jedynie płot, po którego przekroczeniu znajdowała się zamykana na klucz budka, a w niej kilka krzeseł i biurko. Na ścianach powieszone zostały pożółkłe ze starości wycinki z gazet ze zdjęciami Abdullaha „Apo” Öcallana. Apo, czyli „wujka” – przywódcy Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), przebywającego od 16 lat w tureckim więzieniu. Organizacja, na której czele stał, od lat podejmowała działania na rzecz niepodległości Kurdystanu, będąc solą w oku tureckich władz, przez które uznawana jest za ugrupowanie terrorystyczne.

 

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...