Moja samotność

O krzywdzie wyrządzonej przez rodziców nie wolno mówić. Można o niej wspomnieć tylko wtedy, gdy jest związana z przemocą fizyczną, czasem z alkoholem. Rodziców nie wolno krytykować. Ta społeczna zasada podtrzymywana jest przez Kościół... W drodze, 1/2009



O krzywdzie wyrządzonej przez rodziców nie wolno mówić. Można o niej wspomnieć tylko wtedy, gdy jest związana z przemocą fizyczną, czasem z alkoholem. Rodziców nie wolno krytykować. Ta społeczna zasada podtrzymywana jest przez Kościół, który zbyt rzadko przypomina sobie słowa Jezusa: „przyszedłem poróżnić syna z ojcem a córkę z matką”.

Dróg nie ma, ale iść trzeba.
Idziesz, oglądasz się za siebie
I widzisz, że wydeptałeś ścieżkę.


Kiedy widziałyśmy się ostatnio, zadałaś mi pytanie, czy jestem zadowolona z mojego życia. Czy można być zadowoloną – zabrzmiało w tle – gdy twoje życie jest niespełnione, bo brakuje w nim miłości, tej miłości, o której marzy się, będąc młodą dziewczyną, miłości, która jedyna przynosi spełnienie. „Tak” – powiedziałam ci wtedy, ale pytanie zostało we mnie i zabrzmiało ponownie, gdy wracałam pociągiem do domu.

Tak, jestem szczęśliwa, codziennie dziękuję za moje życie Bogu, choć wygląda ono zupełnie inaczej, niż projektowałam je przed laty. Dziękuję każdego dnia, mimo że jest samotne, że gdy otwieram drzwi mego domu, nikt za nimi nie czeka, że nie mam prawa do nikogo i nikt nie ma prawa do mnie, że nigdzie nie przynależę.

Niezdolni do małżeństwa

Od kilku lat towarzyszy mi zdanie Jezusa, wypowiedziane w Ewangelii według Mateusza – o tych, którzy są niezdolni do małżeństwa, ponieważ ludzie ich takimi uczynili. Jezus mówi o tym, odpowiadając na pytanie faryzeuszy o rozwody. Najpierw podkreśla nierozerwalność związku mężczyzny i kobiety, potem – gdy jego rozmówcy dochodzą do wniosku, że w tej sytuacji nie warto się żenić – stwierdza, że nie wszyscy to rozumieją. Wtedy padają te zdania – o ludziach niezdolnych do małżeństwa z trzech przyczyn: bo z łona matki takimi wyszli, bo sami siebie uczynili takimi dla królestwa, i tych, którym zrobili to inni. Kto? Na to pytanie Jezus nie odpowiada. Na to pytanie nie odpowiada także Kościół hierarchiczny.

Na to pytanie muszą sobie odpowiedzieć ci, którzy w pewnym momencie swojego życia dojrzewają do odkrycia, że ich samotność nie jest efektem życiowego pecha, pomyłek, złych wyborów, ale raczej niezdolności do dojrzałego powierzenia się drugiemu człowiekowi. Ci, którzy nie dają się zwieść ckliwej opowieści o powołaniu do życia w samotności. Nie wierzę w takie powołanie, nie można mieć powołania do kalectwa, można najwyżej nauczyć się z nim żyć. Można szukać protez, można ćwiczyć, aby usprawnić swoją niedoskonałość, można szukać opiekuna, można się załamać, stoczyć, zniszczyć nawet to, co się posiada (temu, kto nie ma, zabiorą i to, co ma), można zaufać szarlatanom, można…

Zamknięta w bólu

Najpierw próbujesz, jak każda nastolatka liczysz na spotkanie kogoś stworzonego dla ciebie, najpierw wierzysz, że dane ci będzie doświadczenie najgłębszego związku z drugim człowiekiem, choć już wtedy czujesz niepokój, że coś ci nie wyjdzie, więc budujesz swoją niezależność i samodzielność. Potem dowiesz się od katolickich fachowców od małżeństwa, że to dlatego nie udaje ci się wyjść za mąż, że to twoja wina, bo radzisz sobie w życiu.

Budujesz swoją samodzielność, bo wiesz, że musisz liczyć na siebie, że nikomu nie możesz do końca zaufać, takie jest twoje doświadczenie wyniesione z domu. Masz do tego świetną podbudowę – przecież Kościół uczy, że człowiek jest niedoskonały i liczyć można tylko na Boga. Doświadczenia uczą cię, że tak jest, po każdym rozstaniu, po każdej śmierci miłości zamykasz się w swoim samotnym bólu coraz bardziej. Zaczynasz twierdzić, że właśnie tak jest świetnie, że o to ci chodzi, że samotność ma tyle zalet. Czasami już po pierwszej klęsce nie jesteś w stanie otworzyć się znowu.




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...