A może będę w historii?

On umierał przez siedem dni. Ona od zakonnic zdobyła wodę z Lourdes, by go uzdrowiła. Od esbeka usłyszała, że jak nie przestanie nagłaśniać sprawy, „zginie mąż i drugi syn”. Tygodnik Powszechny, 13 grudnia 2009


11 maja 1982 r. przed kościołem Zbawiciela w Poznaniu milicjanci biją 19-letniego Piotra Majchrzaka. Powód: w klapie kurtki ma wpięty opornik, w tamtym czasie symbol oporu wobec stanu wojennego (formalnie, zdawałoby się, rzecz zupełnie legalna). 11 dni później pogrzeb: na cmentarzu tłumy, nikt nie ma wątpliwości, że żegnają ofiarę stanu wojennego.

W miejscu, gdzie pobito Majchrzaka, stoi teraz głaz ze słowami: „Zamordowany przez ZOMO” [Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej; ich funkcjonariusze tłumili demonstracje – red.]; w rocznice ludzie składają tam kwiaty.

Dziś rodzice Piotra chcą odszkodowania za śmierć syna. Choć deklarują, że zależy im nie na pieniądzach: chcą – w taki sposób, jeśli inne zawiodły – zmusić wymiar sprawiedliwości do szukania winnych.

W 2009 r. Sąd Okręgowy uznał, iż nie ma dowodów, że Majchrzak zginął za działalność opozycyjną. Sędzia, która wydała werdykt, była młoda. Stanu wojennego mogła nie pamiętać. Ale to nie zwalnia jej z obowiązku poznania realiów lat 80.

Szklanka

Tamtego dnia zerwał się wcześnie. Nie szedł do szkoły: miał odebrać prawo jazdy i książeczkę wojskową. Wcześniej pobiegł na mszę. – Chciał prosić Matkę Boską, żeby go wybroniła od wojska – opowiada matka. Nie wziął śniadania, powiedział, że zje, jak wróci.

Teresa Majchrzak pamięta szczegóły. Że był wtorek. Że było ciepło, a później spadł deszcz, ale pod wieczór się wypogodziło. Że za oknem wyły karetki pogotowia i milicyjne suki. Że w rękach pękła jej szklanka, gdy długo go nie było. „Piotr nie wróci!” – miała powiedzieć do męża. Zganił ją.

Śledztwo 1982

„Reasumując wyniki przeprowadzonego śledztwa należy stwierdzić, że pomimo wyczerpania katalogu możliwych do przeprowadzenia czynności procesowych nie udało się ustalić okoliczności doznania przez Piotra Majchrzaka obrażeń ciała, które spowodowały zgon” – w PRL-u śledztwo umorzono trzy razy, „z powodu niewykrycia sprawców”. Z początku milicja chciała zrzucić winę na pijaka: był tego wieczoru w miejscu, gdzie to się stało, miał parasol z długim szpikulcem i sugerowano, że nim zranił śmiertelnie Piotra. Ale wersja z parasolką nawet jak na realia PRL-u okazała się tak groteskowa, że z niej zrezygnowano.

W 1992 r. dochodzenie wznowiono; winnych śmierci Piotra nie udało się ustalić.

W 2009 r. Jerzy i Teresa Majchrzakowie zażądali od Skarbu Państwa miliona złotych zadośćuczynienia za śmierć syna. Uprzedzając pytanie o tak astronomiczną kwotę: rodzice postanowili zażądać takiej sumy w nadziei, że zmusi to wymiar sprawiedliwości do wyjaśnienia w końcu tajemnicy śmierci Piotra i znalezienia morderców. Mówią, że gdyby dostali odszkodowanie, zbudowaliby za nie dom dla niepełnosprawnych dzieci. Byłby to taki pomnik dla Piotra – bo wśród różnych pomysłów na dorosłe życie syn miał i ten, żeby opiekować się niepełnosprawnymi.

Sąd 2009

„Z przeprowadzonych w niniejszym postępowaniu dowodów nie można wyprowadzić wniosku, że za pobicie, a w konsekwencji za śmierć Piotra Majchrzaka odpowiedzialność ponoszą funkcjonariusze organów ścigania PRL. Nie można także stwierdzić, iż do pobicia Piotra Majchrzaka doszło w związku z prowadzeniem przez niego działalności niepodległościowej. Tym samym, nie ma podstaw do zasądzenia na rzecz rodziców Piotra Majchrzaka odszkodowania”.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...