Kufer.com

W gruncie rzeczy terminy „prawica” i „lewica” funkcjonują dziś jako zawołania bojowe i bez analizowania ich wiadomo z grubsza, kto pod którym się zwołuje. Rzecz idzie zatem o stosunek do tradycji patriotycznej i katolickiej. Więź, 7/2007




Sprawa druga jest jednak poważniejsza. W gruncie rzeczy terminy „prawica” i „lewica” funkcjonują dziś jako zawołania bojowe i bez analizowania ich wiadomo z grubsza, kto pod którym się zwołuje. Rzecz idzie zatem — nie ma co zgrywać kosmity, który się w ziemskich stosunkach nie może rozeznać — o stosunek do tradycji patriotycznej i katolickiej. O to, żeby w kanonie, którym będzie się w najbliższych latach posługiwał (daj Boże) wykształcony Polak, reprezentowany był nie tylko krytycyzm wobec polskości i religii, ale także mądra afirmacja.

Otóż to właśnie, epitet „mądry” wydaje się tutaj kluczowy. Powiedzmy zatem po pierwsze, że — nic nie ujmując Sienkiewiczowi jako pisarzowi o genialnych umiejętnościach narracyjnych — powoływanie się dziś na jego Trylogię i „Krzyżaków” jako dzieła wzorcowe dla polskiej tożsamości jest cokolwiek nieroztropne. Wystarczy porównać ekranizację „Ogniem i mieczem” z powieściowym oryginałem, żeby zobaczyć, jakie fikołki fabularne trzeba wykonywać, by uchronić się przed zarzutem, że ożywia się upiory z czasów, gdy między narodami naszej części Europy toczyła się zażarta walka o przetrwanie. Nawiasem mówiąc, na ryzykowne uproszczenia w aksjologii tej powieści narzekał już Bolesław Prus (lewica?). Byłoby dobrze wychowywać młodzież w duchu patriotyzmu, nie ośmieszając tegoż jego anachronicznym kształtem. A dojrzały patriotyzm mierzy się także umiejętnością krytycznego spojrzenia na samych siebie.

I druga sprawa, związana z religią. Wspominałem o wyobrażeniu, że papiery z kufra, choć pochodzące zaledwie z okresu moich studiów, zdążyły już pożółknąć. Wiem, że tak się dzieje, bo choć nie mam strychu, trochę najważniejszych dla mnie notatek z tamtych lat trzymam po szufladach. Na czwartym roku sporo czasu spędziłem w warszawskim Muzeum Literatury, przeglądając rękopisy Piotra Odmieńca Własta (czyli Marii Komornickiej z okresu, gdy uznawano ją za chorą psychicznie, twierdziła bowiem, że w jej życiu „okres płciowości się skończył”). Kilka z nich dotyczyło katolicyzmu i były zadziwiająco trzeźwe jak na osobę uważaną wówczas za wariatkę. Czytamy tam m.in., że myślący wierny nie powinien poddawać się egzegezie przekupek z Kercelaka i ich elegantów niepełnoletnich. Oraz że im większą byłaby pewność, że Katolicyzm jest najwyższą dotąd Religią i że istotnie otwiera Niebiosa dotąd nieznane, tym większa byłaby potrzeba i obowiązek rewizji, rehabilitacji i aneksji Starych Teogonii — czyli innych światopoglądów, których wartości dojrzały katolicyzm winien wchłonąć, nie zaś zwalczać.

Przedstawianie katolicyzmu w wersji anachronicznej, w formie artystycznie dość wątpliwej, przyspiesza dziś proces laicyzacji społeczeństwa, któremu należałoby skutecznie zapobiec. Istnieje przecież choćby eseistyka Bolesława Micińskiego czy powieści François Mauriaca (skoro nie mieliśmy katolickich prozaików tej miary, sięgnijmy po przekłady). Nic nie ujmując urokowi „Quo vadis” — że o Dobraczyńskim nie wspomnę — kiedy podsuwamy tę książkę jako kwintesencję polskiej religijności, sami ochoczo zamykamy się w kufrze na strychu, a wieko tylko czeka, żeby opaść z łoskotem.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...