Świadek świętości Papieża Polaka

Niedziela 19/2011 Niedziela 19/2011

Szanował każdego człowieka, jego pracę, rodzinę. Tę postawę można było dotknąć ręką. To było namacalne podczas wszystkich podróży, kiedy spotykał się z osobami, które chciały z nim rozmawiać. Często czynił to poza protokołem, przekraczał nieraz strefę bezpieczeństwa. Najważniejszy dla niego był zawsze człowiek.

 

– Jako fotograf dokumentował Pan pontyfikat Jana Pawła II, teraz można powiedzieć, że także jego świętość…

– Najpierw chciałbym podziękować Bogu za jego dobro, że mogłem być blisko tego człowieka – od pierwszego dnia pontyfikatu aż do ostatniego dnia życia. Mogę zagwarantować, że był on człowiekiem świętym za życia. Tej świętości nie dało się jednak przenieść na moje zdjęcia. Jan Paweł II był nie tylko papieżem, ale przede wszystkim był człowiekiem, kapłanem. Papieżem był, kiedy miał ważne spotkania z głowami państw, z ważnymi osobistościami świata. Zawsze kierował do nich jako papież słowa: „Mówię w imieniu tych wszystkich, którzy nie mają głosu”. To było „credo” jego życia – występować w imieniu tych, którzy nie mają głosu. Szanował każdego człowieka, jego pracę, rodzinę. Tę postawę można było dotknąć ręką. To było namacalne podczas wszystkich podróży, kiedy spotykał się z osobami, które chciały z nim rozmawiać. Często czynił to poza protokołem, przekraczał nieraz strefę bezpieczeństwa. Najważniejszy dla niego był zawsze człowiek. Dlatego mogę zaświadczyć, że to, co dokumentowałem dla świata, pokazuje prawdę o świętości Jana Pawła II. Był człowiekiem Bożym. Nie mogę nigdy zapomnieć jego spotkań z głowami państw, szczególnie tam, gdzie panował jakiś reżym, czerwony czy czarny, gdzie nie szanowano ludzkiej godności. Wielokrotnie w takich sytuacjach uczestniczyłem, choć nie było to do końca zgodne z protokołem. Stałem z dala, a Papież zawsze zadawał rozmówcom to samo pytanie: „Jesteście odpowiedzialni za ludzi, reprezentujecie swój lud, co zatem czynicie, by mu pomóc? Ludzie umierają z powodu biedy, co czynicie, by im ulżyć?”. To była bardzo często twarda mowa. Na przykład w Chartum, w Afryce, człowiekowi odpowiedzialnemu za miliony zabitych w konflikcie między północną a południową częścią Sudanu Papież powiedział znamienne słowa: „Uzbrajasz rękę twojego ludu. Oni się zabijają, jesteś za to odpowiedzialny. Co najlepszego czynisz?”. Trudno też zapomnieć twarz Papieża, kiedy zwrócił się do mafii w Agrigento na Sycylii. Powiedział, że pewnego dnia Bóg im zapłaci, a na jego twarzy nie było lęku.

– Na fotografiach z Janem Pawłem II są często też inne postacie. Na ile zauważał Pan tych, którzy byli obok Papieża – z ich dramatami i cierpieniem?

– Kiedy robiłem zdjęcia z osobami dotkniętymi cierpieniem, odczuwałem smutek. Pamiętam spotkanie w Korei, kiedy Ojciec Święty miał się spotkać z trędowatymi, pobłogosławić ich, krótko przemówić, a potem – zgodnie z planem – równie szybko opuścić to miejsce, bo program był bardzo napięty. Kiedy weszliśmy na spotkanie, natychmiast zakryłem dłonią oczy z przerażenia i odszedłem na bok. Na twarzy Ojca Świętego pojawił się smutek, ukląkł przed tymi ludźmi i modlił się przez osiem minut. Potem wstał i – nie zważając na protokół – podszedł do nich. Jeden z kardynałów chwycił Papieża za rękę, by się nie zbliżał, ale on w zdecydowanym geście odsunął rękę zatroskanego kardynała. Trędowatych było ośmiuset, a Jan Paweł II podchodził do każdego z nich, indywidualnie głaskał i błogosławił, całował, przytulał. To pokazywało ogromną pokorę tego człowieka, był Bożym człowiekiem. Najpierw kapłanem, a potem papieżem.

W dalszych latach pontyfikatu Ojca Świętego zaczęło dotykać cierpienie. Dosięgło najpierw nóg, potem nie mógł mówić. Ten człowiek, który okrążył świat, podróżował, powoli był ograniczany. Nie wstydził się swoich chorób, pokazywał przez to ogromną pokorę. W czasie cierpienia zachował tę samą aktywność, co wcześniej. Nigdy nie zrezygnował z wychodzenia ku ludziom, nigdy się nie cofnął. Zbliżał się do dzieci, młodzieży. Pamiętamy Światowy Dzień Młodzieży w Rzymie, kiedy był już cierpiący, widzieliśmy, jak śpiewał, żartował, czynił życzliwe gesty. Zapadło nam w pamięci słynne jego powiedzenie, że stał się młody z młodymi.

Chcę zwrócić uwagę na to, że Papież napisał wiele encyklik, które są owocem jego własnego doświadczenia. Zawarte są w nich treści, które przeżył osobiście. Podobnie, jeśli chodzi o inne dokumenty – skierowane do kobiet, dzieci itp. Te dokumenty były bardzo silnym punktem pontyfikatu. Ale istnieje też wyjątkowa encyklika – nienapisana słowami, a wyczytana przeze mnie osobiście, przez Arturo Mariego. Jest to encyklika napisana jego życiem. Tam jest zawarte całe nauczanie dla wszystkich. Nazywam ją Encykliką Wielkiego Cierpienia Jana Pawła II. Co osobiście Papież uczynił w moim życiu? Mogę zrozumieć cierpienie i znosić je. On ofiarował to cierpienie za nas. Tę encyklikę przekazał mi osobiście.

– Ile zdjęć zrobiono Papieżowi?

– Nie tylko ja robiłem zdjęcia, ale w sumie około 6 milionów.

– Pracował Pan z różnymi papieżami. Jak ocenić różnicę w stylu pracy z Janem Pawłem II i poprzednikami?

– Jako fotograf pracowałem od czasów Piusa XII. Był on papieżem nieco zamkniętym. Dopiero Jan XXIII otwarł Kościół, wyszedł na zewnątrz, i zmienił się przez to styl pracy papieskiego fotografa. Każdy papież ma swój charyzmat. Jan Paweł II całkowicie otwarł Kościół, a fotografowanie stało się formą dokumentowania pontyfikatu. Widziałem Papieża w różnych sytuacjach. W czasach młodości potrafił wchodzić na stół, na drabinę, byle spotkać się z ludźmi. Zwracał się do młodych, chciał ich mieć blisko siebie i zwracał się do kapłanów: „Macie być ich przewodnikami. Jeśli oni odejdą, to będzie wasza wina”. Był wybrany, mając 58 lat, a Benedykt XVI w wieku 78 lat. Nie będzie więc obecny Papież chodził po stołach, bo ma już osiemdziesiątkę. Ale jest papieżem wielkiej pracy. Przedtem przynosił dokumenty Janowi Pawłowi II, który podejmował decyzje, dzisiaj on sam stoi przed tą wielką odpowiedzialnością.

– Jakie znaczenie ma beatyfikacja Jana Pawła II dla Pana osobiście?

– Z punktu widzenia formalnego żadne. Przez dwadzieścia siedem lat byłem przy człowieku, który realizował świętość na co dzień. Z mojego punktu widzenia dzień beatyfikacji to dzień potwierdzenia jego świętości. Dla mnie był już święty za życia. Znałem dobrze Jana Pawła II. Przypominam sobie jego częste powiedzenie: „Nie zasługuję na to”. Kiedy ktoś napisał coś szczególnego o jego osobowości czy działaniach, komplementował to, zawsze powtarzał, że na to nie zasługuje. To była jego wielkość. Myślę, że kiedy w niebie zakomunikowano mu, że będzie błogosławiony, na jego twarzy pojawił się charakterystyczny grymas, a na ustach słowa: „Nie zasługuję na to”.


 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...