O wiejskim proboszczu i kapłanach żyjących w nowoczesnym świecie oraz ich szczególnej misji w nowej polskiej rzeczywistości po katastrofie LOTNICZEJ pod Smoleńskiem
Śluby lwowskie Jana Kazimierza rozpowszechniły tytułowanie Maryi Królową Polski. Kult ten znany był jednak wcześniej, od objawień o. Mancinellego. Mija właśnie 400 lat od chwili, kiedy Matka Boża po raz pierwszy ogłosiła na polskiej ziemi, przy grobie św. Stanisława – 8 maja 1610 r. – że jest Królową naszego kraju i narodu.
Dzisiaj żegnam mojego następcę, który wzrastał przy moim boku niemal od początku ordynariatu polowego. Kapłan z mojego „zaciągu”, w 1994 r. włączony do duszpasterstwa, naznaczony gorliwą posługą...
Cała ta sytuacja przywodziła na myśl jakby starożytny rynek, gdzie można było dostać wszystko i niemal wszystko zobaczyć. O co tu chodzi? Zaciekawiło mnie to widowisko, wciągnęło, nie wiadomo kiedy stałem się jego uczestnikiem.
Jeżeli człowiek będący dla mnie dziś fundamentalistą, dla swojego otoczenia często jutro już nim nie jest, to czy ja nie mogę zostać dla niego fundamentalistą pojutrze?
W domu rodzinnym Jerzy dojrzał i wyrósł na mężczyznę mocnego wiarą, prawością, miłością do drugiego człowieka, wrażliwością na sprawy Ojczyzny. Tam spotkał go Jezus i powołał do kapłaństwa.
Katastrofa w Smoleńsku pokazuje, jak kruche jest ludzkie życie. Jak mało znaczące są wszelkie spory. Jako naród stanęliśmy przed egzaminem. Pytamy: Dlaczego, Boże?
Gdy od parafian dowiedziałem się o porwaniu Księdza Jerzego, a potem jeszcze potwierdził to jeden z księży, zaraz zaczęliśmy codzienne modlitwy za niego na nabożeństwach różańcowych. Ludzie wypytywali mnie o Księdza Jerzego, gdy im powiedziałem, że razem służyliśmy w wojsku.
Czym jest cud? Ingerencją Boga w sprawy natury? A może Bożym miłosierdziem?
W Polsce, z jej ludową, powierzchowną pobożnością – jak twierdził Miłosz – nie jest możliwe pojawienie się głębokiej refleksji duchowej. Przykład św. Faustyny Kowalskiej pokazuje jednak, że Bóg jest większy od wszelkich ludzkich spekulacji.