Osoby związane z kampanią „Polska Katolicka, nie laicka” zachęcają do podpisywania petycji z żądaniem „natychmiastowego wycofania ze sprzedaży tego przerażającego bluźnierstwa!”. Chodzi o książkę Chrześcijaństwo. Amoralna religia, wydaną przez Prószyński Media. Organizatorzy petycji dodają: „Książka ta jest kolejnym bluźnierczym atakiem na chrześcijaństwo. Są to zbyt ważne i fundamentalne sprawy, żeby oburzyć się i nic więcej z tym nie zrobić”.
W pierwszej chwili pomyślałem sobie, że to nadymanie się i katolickie nabzdyczenie jest trochę dla żartów, a może nawet po to, żeby ośmieszyć nas, wierzących. I myślę, że byłoby jednak lepiej, gdyby tak właśnie się okazało. Jeżeli jednak jest to prawdziwie poważna akcja, za którą stoją szczerze zatroskani o wiarę ludzie, i naprawdę uważają oni, że jest to metoda na cokolwiek, to mają problem.
Apologetyka, czyli obrona wiary
Kiedyś katolicy mieli w sobie więcej werwy i polotu: „Ten bluźnierca i heretyk Sedes z Bakelitu spłodził książkę, w której wypisuje o nas jakieś brednie? OK, potrzymaj mi wino. Zaraz wyjaśnię gościa w dziele Przeciw Sedesowi. Zaorzę jego twierdzenia, aż będzie się kurzyło. Utonie gdzieś na poboczu historii, w ścieku rzeczy, które się nie sprawdziły, a zapamiętany zostanie tylko dlatego, że ktoś mu odpowiedział i zamknął na wieki jego gębę”.
Oczywiście hiperbolizuję z przymrużeniem oka. Tak się jednak kiedyś załatwiało te sprawy. Orygenes, filozof żyjący w II i III wieku, jest autorem pisma Przeciw Celsusowi. Celsus był natomiast autorem jednego z pierwszych antychrześcijańskich dzieł. Wiemy, że istniał i napisał swoje Słowo prawdy tylko dlatego, że zachowało się do dziś pismo Orygenesa, który go cytował i z nim polemizował. W V wieku z kolei powstało potężne dzieło Państwo Boże św. Augustyna, w którym można zapoznać się z jego polemiką wysuwaną wobec poglądów pogan i obroną prawd chrześcijańskich. Do dziś możemy więc czerpać z niego pełnymi garściami. Papież Benedykt XVI napisał:
„Ta księga jest źródłem, na podstawie którego można właściwie określić prawdziwą świeckość i kompetencję Kościoła, wielką prawdziwą nadzieję, jaką nam daje wiara. Ta wielka księga ukazuje dzieje ludzkości, którą kieruje Boża Opatrzność, a obecnie podzielonej przez dwie miłości. I to jest zasadniczy obraz Augustyna, jego interpretacja historii, która jest walką między dwiema miłościami: miłością własną, «aż po obojętność na Boga», i miłością Boga, «aż po obojętność na samego siebie» (De civitate Dei, XIV, 28), aż po pełną wolność od siebie, dla innych, w świetle Bożym”.
Wiele wieków później powstało jeszcze potężniejsze dzieło pod tytułem Suma teologiczna. Święty Tomasz z Akwinu przedstawiał w nim różne punkty widzenia i argumenty, chrześcijańskie i filozoficzne, polemizując z nimi i tworząc dzięki temu syntezę teologii, z której po dziś dzień czerpiemy jako obfitego źródła prawd teologicznych.
Dzięki tego typu polemikom, dyskusjom i ścieraniu się poglądów kwitła teologia. Trzeba było ćwiczyć umysł, konfrontować się z argumentami przeciwników, a więc wzmacniać własne przekonania i hartować swoją wiarę. Budowało się ją na solidnych fundamentach, powstawała z twardych cegieł, tworzących mur nie do przebicia, na którym mogli się także oprzeć inni. Apologetyka, czyli obrona wiary lub przekonań przed różnego rodzaju zarzutami, jest bardzo potrzebna każdemu, kto ma jakiekolwiek poglądy na jakikolwiek temat. Jest zdrowa.
W obliczu tych faktów jakże słabo wybrzmiewa postawa, którą streścić można następującymi słowami: „O nie, wydano książkę, w której ktoś brzydko o nas napisał. Zabrońmy mu, zakażmy, bo tak nie wolno. Czujemy się obrażeni”. Chyba nie tędy droga.
Wiara maluczkich
Jakimś tam powodem może być przekonanie, że musimy zatroszczyć się o wiarę maluczkich i niezbyt rozgarniętych, którzy mogliby przypadkowo przeczytać złą książkę i pod jej wpływem stracić wiarę. Tak, jeżeli chcemy wychowywać nieprzystosowanych do życia i w gruncie rzeczy upośledzonych wierzących, którzy przecież na każdym kroku będą spotykać się z atakami i złośliwościami, jest to niewątpliwie świetny pomysł.
Tylko może lepiej zmienić taktykę i pozwalać ludziom konfrontować się z innymi punktami widzenia, tak żeby mieli okazję się przewrócić, rozwalić do krwi kolano, poczuć negatywne emocje, z którymi jakoś trzeba się uporać i wymyślić odpowiedzi wobec przeciwności, które ich spotykają. Oczywiście, ktoś pewnie odpadnie i przejdzie na drugą stronę. Trudno. Jest to cena wolności. Być może ktoś musi się jeszcze trochę pozmagać, pokłócić z Panem Bogiem, pobłądzić i poszukać drogi do prawdy. Jeżeli szuka szczerze, to znajdzie, bo to zostało nam obiecane.
Z drugiej strony też nie przesadzałbym z naiwną wiarą, że jako ludzie jesteśmy jakoś specjalnie racjonalni i do zmiany zdania przekonują nas rzetelne i racjonalne argumenty. Nie zmienia to jednak faktu, że ci, którzy pozostaną przy wierze mimo zetknięcia się z zarzutami, odpowiedziawszy na nie w jakiś sensowny sposób, będą po prostu mocniejsi, a więc będą też mieć większą siłę oddziaływania na otoczenie, czyli także na tych, którzy wcześniej poodpadali.
Indeks Ksiąg Zakazanych
W przeszłości bywały pomysły, by ograniczać czytanie nieodpowiednich książek. Jednym z najsłynniejszych był tak zwany Indeks Ksiąg Zakazanych, po raz pierwszy wydany przez Kościół w 1559 roku. Indeks ten wymieniał książki, których nie było wolno czytać, drukować i posiadać. Nawet debatowanie o nich było zakazane. Jak można się domyślić, trudno było jednak egzekwować to prawo. Tylko w krajach katolickich, takich jak Hiszpania czy Włochy, było to w jakimś stopniu możliwe, ale w pozostałych państwach nie było wielkich przeszkód, gdyby ktoś zechciał zapoznać się z którymś z dzieł umieszczonych w indeksie.
Oznacza to, że nawet w czasach, gdy wydanie książki i rozpowszechnienie swoich idei na papierze było sporym przedsięwzięciem, dużo łatwiejszym do kontrolowania niż dzisiaj, zakazywanie czegokolwiek w tej kwestii skutkowało raczej istnieniem martwego prawa, niemożliwego w gruncie rzeczy do zastosowania.
W dzisiejszych czasach, gdy wydrukowanie książki nie stanowi żadnego problemu, gdy umieszczenie swoich treści w Internecie jest możliwe dla każdego za pomocą paru kliknięć myszką, gdy informacje rozchodzą się po świecie z prędkością błyskawicy, postulowanie zakazu wydania tej czy innej książki, bo nie podoba nam się jej treść, jest groteskowe. I w zasadzie naraża nas na śmieszność. No i najważniejsze – takie akcje kończą się głównie tym, że robi się czemuś darmową reklamę.
Jest wiele osób, które tym chętniej zakupią i przeczytają jakąś książkę, gdy tylko dowiedzą się, że środowiska katolickie chciałyby jej zakazać. Warto więc roztropniej podchodzić do problemu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.