Zredukowany do sensacji

W drodze 1/2012 W drodze 1/2012

Niektórzy księża powinni mieć zakaz rozmawiania o seksie. Operują słownictwem z encyklik i XIX-wieczną moralnością. Są niebezpieczni.

 

Jacek Kowalski: Małżonkowie często nie potrafią rozmawiać ze sobą o seksie. Skąd się biorą te problemy?

Ksawery Knotz OFMCap: Z wychowania. Z tego, że większość ludzi nigdy nie rozmawiała o tym w poważny, pełen szacunku sposób ze swoimi rodzicami. Te rozmowy są kluczowe. Mają taką moc, taką wagę, że ludzie pamiętają je przez całe życie, i to bardzo dokładnie. Tym bardziej zapada to w pamięć, gdy rozmowa z rodzicem nawiązuje się w naturalny sposób.

Nie ma więc tak zwanego przekazu pokoleniowego. Ale idźmy dalej: nie było też takich zasadniczych rozmów z kimś ważnym dla młodego człowieka. Z nauczycielem, księdzem – krótko mówiąc z jakimś autorytetem, który wyjaśniałby wszystko z poczuciem troski i miłości.

Małżonkowie, mimo trudności, próbują jednak ze sobą rozmawiać. Jakim językiem powinni operować?

Nie ma sensu czegokolwiek im narzucać. Jestem przekonany, że oni najlepiej czują, jakiego słownictwa wówczas używać. Zresztą zarówno język, jak i styl rozmowy zależą od tego, jaka więź jest między nimi. Życie seksualne jest wkomponowane przecież w tę więź. Dobieranie słownictwa wynika z niej w naturalny sposób.

A jak księża powinni mówić świeckim o seksie?

Inaczej, niż to robią seksuolodzy. Z moich doświadczeń wynika, że małżeństwa ogromnie potrzebują duchowości. Przekazu biologicznego o seksie mają aż w nadmiarze – słyszy się przecież informacje o życiu seksualnym płynące z rozmaitych mediów. Nieraz nawet są to cenne informacje, ale na poziomie biologicznym. Na poziomie psychicznym jest znacznie mniej przekazów. A wkomponowanie życia seksualnego w duchowość i stosunek ludzi kochających się do Pana Boga – o, to w ogóle dla wielu małżonków jest rewolucja! Księża powinni tak mówić o tej sferze, żeby wszystkie te elementy połączyć, bo one się łączą w człowieku.

A można przy tym przekraczać granice? Ojciec w swoich książkach robi to regularnie, używając języka zgoła innego niż ten, do którego przyzwyczaili nas księża. Czy to dobre?

Bardzo często kontaktuję się z małżonkami i wiem, że oni mnie rozumieją. Przyzna pan, że to podstawowa sprawa. Mówią mi: „Nareszcie rozumiemy, o co chodzi”. Księża mówią do nich najczęściej tak, że w żaden sposób nie można pojąć, o czym mówią. Cytują na przykład przepisy kościelne czy jakieś kluczowe dokumenty. A ludzie potrzebują konkretu, a nie zakamuflowanej informacji, z której muszą wnioskować, o co chodzi. Obok konkretu potrzebują też duchowości i o tym nie wolno zapominać. Pan mówi, że ja przełamuję tabu, a ja odpowiadam: w moim przekazie wszystko jest skomponowane harmonijnie. Pan Bóg, tworzenie więzi, duchowość, ale i konkrety życia seksualnego. Mówię o życiu seksualnym, jakie ono jest, a nie o takim, jakie sobie ktoś wyobraża.

Mam jednak wątpliwość następującą: czy o konkretach małżonkowie nie powinni raczej rozmawiać w gabinecie seksuologicznym?

A dlaczego nie w kościele? Przecież to jest ich życie, które potrzebuje formacji, a nie terapii. Ta sfera musi być jasna i uporządkowana na tyle, aby drugiej osobie można było przekazać, co nas boli i o czym się marzy. I żeby ta druga strona miała tyle wiedzy, by się można było porozumieć. Dlatego trzeba dać małżonkom pełny obraz ich życia seksualnego, więzi, jaką tworzą poprzez życie seksualne. Jednym biegunem tego życia jest spotkanie z Panem Bogiem, a drugim – kwestie bardziej techniczne. Nie rozdzielałbym tego. Zauważam, że najczęściej małżonkowie najpierw rozwiązują sobie bardzo konkretne dylematy dotyczące pieszczot, rozbudzania się, i dopiero wtedy, gdy już odkrywają, że ich życie seksualne staje się lepsze, też bardziej atrakcyjne, a zarazem przeżywane jako dobro moralne, idą dalej w głąb i zaczynają fascynować się teologią ciała. Odwrotnie raczej nie, bardzo rzadko.

Czy jednak, kiedy spotyka się ojciec z kilkoma małżeństwami i rozmawiacie o seksie, kiedy wyciągacie na forum sprawy intymne, nikt nie czuje się zażenowany?

W takim gronie każdy mówi zgodnie ze swoją wrażliwością. Nikogo nie namawiam do mówienia czegoś, co jest dla niego wstydliwe, a nawet przypominam, aby nie mówili czegoś, co wydaje im się zbyt intymne. Z mojego doświadczenia wynika, że małżonkowie chętnie rozmawiają o swoim życiu seksualnym. To dla nich zbyt ważna sfera, żeby ją przemilczać. Nam się rozmawia tym łatwiej, że spotykamy się w gronie małżeństw katolickich, mających ten sam system wartości.

Zgodzi się jednak ojciec, że nie w każdym gronie i nie o wszystkim można mówić?

Tak. Nikogo nie wolno zmuszać do przekraczania granic, których nie chce przekraczać. Ale to kwestia poczucia bezpieczeństwa. Tę granicę małżeństwa jednak wyraźnie czują i trzymają się jej. Są takie, które dużo słuchają, a mało mówią; te nie są gotowe na dzielenie się doświadczeniem. A są ludzie bez skrępowania opowiadający rzeczy intymne i dla nich jest to łatwe.

A małżeństwa mało mówiące, lekko wycofane – nie czują się zażenowane, słuchając szczerych wynurzeń innych par?

Nie. Słuchają z zainteresowaniem. To dla nich też jest ważna informacja. Tak naprawdę wszyscy mają podobne problemy. Spotykam się często z takimi przypadkami, że starsze małżeństwa chętnie opowiadają, a młodsi słuchają. A potem niektórzy mówią „to było dla nas jak świadectwo”, wiedzą, co ich może czekać w przyszłości, jakie problemy ze współżyciem mogą się pojawić np. po urodzeniu dwójki czy trójki dzieci. Młodsze pokolenie znowu bardzo naturalnie mówi o swoich problemach, z o wiele większą otwartością. Na takich spotkaniach pojawiają się zawsze różne przekazy.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ, SEX

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...