Teatr dziś jest już mniej zjawiskiem stricte artystycznym, a bardziej narzędziem w rękach środowisk politycznych o profilu lewacko-liberalnym. Narzędziem, które ma formować społeczeństwo, głównie młodzież, w kierunku zgodnym z opcją lewacko-liberalną, a tym samym z preferowaną przez tę opcję wizją świata. Taką wizją, w której nie ma miejsca dla Boga, wartości chrześcijańskich i narodowych, natomiast jest miejsce na nieograniczoną wolność. Wolność od wszystkiego.
Teatr nie jest wyspą, odbija się w nim rzeczywistość pozateatralna w zakresie modelu kultury a także w zakresie życia społeczno-ekonomiczno-politycznego. Widzimy więc jak ważną rolę odgrywa w naszym życiu. Poprzez wyżej wspomniane elementy posiada narzędzia do formowania publiczności tak w zakresie światopoglądowo filozoficznym, jak i pod względem wrażliwości estetycznej. A jak tę publiczność formuje? Odpowiedzią jest zachowanie publiczności, która po zakończeniu przedstawienia daje brawa na stojąco. A przecież spektakl, który ci ludzie obejrzeli obraża ich, uwłacza godności człowieka, infekuje zło, antywartości, wypowiada się poprzez wulgaryzm słowny i obrazowy, a do tego jest bełkotem artystycznym promującym dewiacje seksualne i zasadza się na epatowaniu widza tzw. mocnymi scenami uderzającymi w Kościół i wartości narodowe. Jak zatem zrozumieć bezkrytyczną reakcję publiczności? Myślę, że jest to dowód formacyjnego oddziaływania teatru.
Nie przypominam sobie, by teatr w Polsce kiedykolwiek znajdował się w takiej zapaści artystycznej i moralnej jak dziś. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Określiłabym je jako wewnętrzne i zewnętrzne. Do zewnętrznych zaliczam wspomniane już wyżej przyczyny natury politycznej, ideologizację i związane z tym lobby tzw. salonu „trzymające władzę” nie tylko nad teatrem, ale i nad całą kulturą w Polsce, poprawność polityczna, nurty postmodernistyczne, z najsilniejszym nihilistycznym. Do wewnętrznych zaś zaliczam działalność niedouczonych, ale za to wypełnionych pychą reżyserów, którzy obecnie zawładnęli teatrami i prą do kariery na skróty realizując w błyskawicznym tempie spektakl po spektaklu, co sprawia, że często na scenie oglądamy bezsensowny bełkot nikomu do niczego nie potrzebny. Wśród przyczyn także należy wymienić całkowicie zaniedbane dziś aktorstwo. Te zaniedbania mają swój początek już na etapie studiów. W szkolnictwie teatralnym nie przywiązuje się wagi do dykcji, do wymowy słowa. Efekt jest taki, że publiczność siedząca nawet blisko sceny nie rozumie, co aktor mamrocze pod nosem. Ani dyrektor teatru, ani reżyser nie wymagają od aktora, by mówił wyraźnie. A bywa, że reżyser nawet życzy sobie by aktor mamrotał, bo w ten sposób rzekomo dodaje tajemnicy postaci, którą gra. To jest typowy przykład reżyserskiej pychy – nieliczenia się z publicznością.
Nie można nie wspomnieć o tak ważnym elemencie jak repertuar. To, co teatr gra łączy się też z wymienionymi wcześniej przyczynami „zewnętrznymi” wpływającymi na obraz teatru. Pytanie o tematykę przedstawień, wymowę ideową, przesłanie i ich kształt inscenizacyjny jest zarazem pytaniem o to kto zawłaszczył dziś przestrzeń życia teatralnego i komu to ma służyć. Bo na pewno nie Polakom, nie katolikom. Nagminnie pojawiająca się dziś w spektaklach zajadła krytyka wartości narodowych oraz Kościoła, ośmieszanie naszej tradycji, piętnowanie klasyków, zwłaszcza dramatu romantycznego i otwarte wręcz podlizywanie się unijnoeuropejskim standardom, gdzie kierunkiem poprawnym politycznie i „jedynym słusznym” jest opcja lewicowo-liberalna, jest tego wystarczającym dowodem. Że nie wspomnę już o sztukach pisanych współcześnie, pełnych wulgaryzmu językowego, obrazowego i wymyślnych scen dewiacyjnych (łącznie z homoseksualizmem, kazirodztwem i zoofilią). Najczęściej sztuki te dmą w tubę poprawności politycznej, są ukierunkowane antynarodowo i atakują Kościół.
To nie brak funduszy stanowi o tak nędznym dziś i wynaturzonym jak nigdy dotąd obliczu teatru, lecz brak ducha, którego twórcy skutecznie wypędzili ze sceny. A wraz z nim wypędzili sacrum, co spowodowało zawłaszczenie przestrzeni scenicznej przez profanum, które dotyczy zachowania teatru nie tylko wobec Kościoła i sfery życia religijnego, ale także wobec innych przestrzeni naszego funkcjonowania, jak na przykład sfera życia społecznego, obyczajowego, etyczno-moralnego itd. Owo profanum przybiera dziś rozmaite formy w przedstawieniach teatralnych: od – można powiedzieć – dość łagodnych aż po brutalne i szokujące widza. Od dowcipu, groteski po niewybredną, prymitywną karykaturę. Każda z tych form jednak użyta jest celowo i ma zdecydowanie negatywną wymowę. Jeśli nawet nie wynika to bezpośrednio z prezentacji samego wizerunku Pana Jezusa czy obrazu Matki Bożej, to wulgarny, obsceniczny kontekst, w jakim owa prezentacja następuje, jest nie do przyjęcia. Nie widzę żadnego uzasadnienia artystycznego dla takiego wykorzystywania symboliki religijnej. Poza jednym: prowokacją, zaczepką, co zapewnia swego rodzaju nagłośnienie spektaklowi.
Wizerunek Matki Bożej należy do najczęściej profanowanej symboliki religijnej. Choć ostatnio jeszcze częściej i perfidniej profanowany jest krzyż Chrystusowy. Parę sezonów temu w warszawskim Teatrze Dramatycznym wystawiono przedstawienie zatytułowane Ewangelia w reżyserii Szymona Kaczmarka i na afiszu wydrukowano, że jest to spektakl na podstawie Ewangelii według św. Jana, co jest ewidentnym nadużyciem, które powinno mieć konsekwencje przewidziane prawem. Nie do wyobrażenia jest podobny spektakl, w którym by tak ohydnie brukano, karykaturowano, ośmieszano i drwiono np. z religii mahometan, Koranu czy żydowskiej Tory. A w przedstawieniu Ewangelia zbrukano wszystko, co wiąże się z Męką Pańską. Jeden z aktorów wdrapał się na zawieszoną pod sufitem metalową szynę udając, że właśnie się powiesił. To niby taka metafora ukrzyżowania. Możemy się więc domyśleć, że aktor zwisający u sufitu gra niby Pana Jezusa, tym bardziej, iż wypowiada znane ewangeliczne słowa: „Dokonało się”. Po czym drugi aktor, grający niby Jana, zdejmuje tamtego z owej szyny i dźwigając bezwładnego na rękach siada w fotelu upozowawszy się na pietę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.