Pan Bóg, stwarzając nas, dał nam pewien układ orientacyjny w świecie, nie tylko tym fizycznym, ale również moralnym. W tym sensie sąd sumienia można interpretować jako głos Boży, ale nie chodzi o to, że Pan Bóg stoi obok mnie i szepcze mi przez anioła stróża do ucha, co robić.
Dla Freuda sumienie było chyba głosem jakiegoś wewnętrznego autorytetu. To raczej takie nie do końca świadome i rozumne ujęcie sumienia...
Dla Freuda sumienie to był głos superego, czyli takiego uwewnętrznionego cenzora, który nas ocenia i wywiera na nas nieustannie presję, byśmy spełniali wszystkie oczekiwania naszego otoczenia. W rzeczywistości jednak tym głosem superego nie jest sumienie, ale właśnie poczucie winy. Miałem kiedyś wykład w Polskim Towarzystwie Psychoanalitycznym na ten temat i słuchacze zgodzili się ze mną, że Freud chyba niesłusznie nazwał sumieniem poczucie winy. Ten głos superego, czyli oczekiwania innych wobec nas, trzeba dopiero poddać osądowi rozumu i to jest sumienie.
Jeżeli utożsamimy sumienie z poczuciem winy, to liczenie się z sumieniem w gruncie rzeczy będzie jakąś formą zniewolenia.
Wielu ludzi myli poczucie winy z głosem sumienia i próbuje się za wszelką cenę dostosować do oczekiwań innych. Chłopak wstępuje do zakonu dlatego, że mamusia miała powołanie. Potem dochodzi do wniosku, że to nie ma sensu, występuje i ma poczucie winy, ale nie dlatego, że nie sprostał powołaniu, tylko dlatego, że mamusia cierpi. Wychowawca w klasztorze mu mówi: „Uciekaj, bo tutaj ani ty nie będziesz miał z nas pożytku, ani my z ciebie. Twoja droga jest chyba inna, ale musisz to wszystko rozpatrzyć wobec Pana Boga". Bardzo często robimy różne głupstwa właśnie dlatego, że ktoś ma wobec nas takie oczekiwania.
W tym sensie sumienie nie jest zniewalające, tylko wyzwalające; odwołuje się do tego, co jest we mnie. Ostatecznie to ja jestem tą instancją, która decyduje, nawet kiedy mówię „nie" Panu Bogu.
Czy sumienie jest omylne?
Człowiek jest omylny, to i rozum może być omylny. Mogę fałszywie oceniać. Jak wiadomo, na nasze myślenie mają wpływ różne rzeczy, np. poczucie winy, jeśli je pomylę z głosem sumienia, złe rozeznanie czy też jakieś moje interesy. W związku z tym człowiek potrafi pomylić się nie tylko w matematycznych obliczeniach, ale też w ocenieniu swojego postępowania. Wiele zależy od wychowania, dojrzałości sumienia. Chodzi o to, bym miał dobrze ułożoną hierarchię wartości. Wiem np., że człowiek ma być moim celem, a nie narzędziem, za pomocą którego osiągam cel; wiem, że powinien postępować wobec niego sprawiedliwie. Ludzie są jednak zwierzętami interesownymi i często łamią sprawiedliwość w relacji z drugim człowiekiem, oszukując, kłamiąc itd. Wtedy oszukują też własne sumienie, uważając, że własne dobro jest ważniejsze od tego, które należy się drugiemu człowiekowi.
Czy sąd takiego „oszukanego sumienia" obowiązuje?
Zawsze obowiązuje.
Nawet jeśli moje zachowanie jest sprzeczne z normami, ale z mojego osądu wynika, że jest dobre?
Ale jakimi normami? Tu tkwi problem. Św. Tomasz mówi, że gdyby ktoś wbrew przekonaniu przyjął chrzest, grzeszy. Człowiek przyjął chrzest, bo np. ktoś mu powiedział: „Nie ożenię się z tobą, jak się nie ochrzcisz". On wtedy gwałci swoje sumienie, bo nie jest przekonany o prawdzie tej wiary, albo też jest to zachowanie pogardliwe - chrzest jest dla niego tylko obrzędem, jakimś wyrazem konformizmu społecznego: „Wszyscy się chrzczą, to ja też".
Chodzi np. o normy zawarte w nauczaniu Kościoła. Rozumiesz je czy nie, musisz przestrzegać i już.
„Rozumiesz, czy nie rozumiesz" - tutaj trzeba pewne rzeczy rozdzielić. Jeżeli ktoś nie rozumie jakiegoś przykazania, to nie znaczy, że ono go nie obowiązuje. Dopóki nie zabijesz drugiego człowieka, nie wiesz, jaka to zbrodnia. Lepiej tego nie sprawdzaj. Zawierz temu, który ci mówi, że to jest coś złego. Tak samo
jest z wieloma innymi kwestiami objętymi nauczaniem Kościoła. Pozostają jeszcze sprawy indywidualne - te rozstrzyga się w konfesjonale.
A co z żalem w sytuacji, gdy sumienie nie wyrzuca mi czegoś, co powinno? Trudno żałować czegoś, czego nie uznawało się za zło. „Żałuję, że nie żałuję"?
Jeśli ktoś w ogóle nie rozeznawał, czy coś jest dobre, czy złe, żył bezmyślnie i w pewnej chwili stwierdził: „Głupio robiłem, ale co będę żałował", to znaczy, że rozumie żal nie jako ocenę etyczną, ale w sensie emocjonalnym. Jak ma żałować tych pięciu milionów dolarów, które ukradł? Żałuje - w sensie emocjonalnym - że mu je zabrali policjanci, kiedy go złapali.
Powiedzenie: „Żałuję, że nie żałuję" oznacza natomiast, że ktoś zgadza się na to, że jego zachowanie jest niedobre, mimo że nie jest w stanie - znowu w sensie emocjonalnym - ocenić go negatywnie. Nie żałuje kradzieży pięciu milionów dolarów, bo był do nich przywiązany. Niemądrze byłoby żądać od niego emocjonalnego aktu żalu. Pytanie, czy jest gotów ocenić, w sensie moralnym, że to było po prostu złodziejstwo. „No tak, to było złe, ale jak mam żałować?. Żałuję, że nie żałuję, ale nie potrafię żałować".
I to już wystarczy do spowiedzi?
Mnie się wydaje, że Panu Bogu to wystarczy, bo ten człowiek już na tyle uchylił drzwi, że Pan Bóg nogę wsadził.
o. prof. dr hab. Jan Andrzej Kłoczowski, dominikanin, filozof religii, historyk sztuki, wykładowca UPJP II w Krakowie i Kolegium Filozoficzno-Teologicznego oo. Dominikanów w Krakowie, ceniony duszpasterz i kaznodzieja
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.