Zaprojektowane przestrzenie i przedmioty kształtują nasze życie, nie tylko zmieniając jego jakość, ale także pozwalając nam wyrazić siebie jako twórców naszej codzienności. I choć dizajn długo był uważany za ubogiego krewnego sztuk pięknych, fotografii czy literatury z racji swojego ścisłego powiązania z produkcją masową i handlem, dziś już powszechnie uznawany jest za pełnoprawną dziedzinę sztuki.
Makabryła
Znana jest anegdota o malarzu Janie Styce, któremu w trakcie przygotowań do namalowania kolejnego monumentalnego obrazu religijnego objawiła się Matka Boska i powiedziała: „Styka, ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze”. Dobre rzemiosło nie jest konfesyjne, profesjonalizm (zdefiniowany zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego jako „czyjeś duże umiejętności i wysoki poziom wykonywanej pracy”) nie wynika bezpośrednio z pobudek religijnych, ale jest imperatywem obowiązującym wszystkich twórców i rzemieślników niezależnie od światopoglądu. W wypadku ludzi Kościoła dochodzi jednakże ta zależność, że jakość produktu przekłada się częstokroć na wizerunek nadawcy bezpośredniego (Kościoła) i nadawcy zapośredniczonego (Boga) czy wiarygodność treści (Dobrej Nowiny). Dlatego nie wystarczy samo zaangażowanie religijne i głęboka wiara, aby stworzyć produkt wysokiej jakości – z czystej pobożności często rodzi się religijny kicz. Aby tworzyć w Kościele dobrą sztukę użytkową, przede wszystkim potrzebne są umiejętności i pewna dojrzałość: artystyczna i teologiczna. Zła forma nie może przysłaniać treści. W dizajnie „zła” nie oznacza wyłącznie „nieestetyczna”, ale raczej nieczytelna, mało funkcjonalna, zakłócająca komunikację na linii nadawca–odbiorca. Dlatego brak profesjonalizmu oznacza nie tyle brak gustu, ile brak troski o staranną i najbardziej klarowną formę przekazu. Często efektem tego braku troski jest bylejakość gotowego produktu powstałego w sposób sztampowy i wtórny, przy wykorzystaniu lichych materiałów.
Owa bylejakość formy, którą możemy odnaleźć w kościelnym wzornictwie nie jest oczywiście niczym typowym jedynie dla tego kręgu. Forma ta jest odbiciem otaczającej nas bylejakości – źle zaaranżowanej przestrzeni publicznej pełnej prowizorycznych, absurdalnych niekiedy rozwiązań architektonicznych i wszędobylskiej reklamy wielkoformatowej. Najbardziej szpetne budowle doczekały się już nawet poświęconego sobie konkursu. Popularny serwis internetowy poświęcony architekturze i wzornictwu Bryła.pl od 2007 r. organizuje plebiscyt wśród internautów na Makabryłę, „która wyjątkowo nie pasuje do otoczenia, jest za duża lub nieproporcjonalna, pstrokata i niefunkcjonalna. To twór, który nigdy nie powinien znaleźć się w naszej przestrzeni, a jakimś dziwnym trafem występuje w niej całkiem często” – jak napisali organizatorzy konkursu na swojej stronie internetowej. Zgłoszenia nadsyłają sami czytelnicy i co roku wybór najbrzydszej budowli bywa naprawdę trudny. Wśród laureatów: wieża widokowa w Gorzowie Wielkopolskim, nazywana przez mieszkańców Pająkiem, nowy budynek TVP w Warszawie, ale także całkowicie niefunkcjonalny kompleks budynków mieszkalnych na Zakrzówku w Krakowie, z rynnami wewnątrz klatek schodowych, czy pomnik Chrystusa w Świebodzinie.
Poziom społecznej edukacji estetycznej ciągle jeszcze pozostawia wiele do życzenia, choć w przeprowadzonych przez CBOS w 2006 r. badaniach aż 86% Polaków deklaruje zainteresowanie wyglądem i jakością swojego otoczenia. Niestety trudno w to uwierzyć, gdy patrzymy na nasze domy, urzędy, kościoły. Piotr Sarzyński, autor książki Wrzask w przestrzeni, w której zajmuje się niedostatkami polskiej architektury, pisze: „Po roku 1989 wszelkie dotychczasowe reguły planowania w przestrzeni publicznej zastąpiono jedną: kto ma grupy portfel, ten decyduje”. Jak łatwo przewidzieć, na skutki tego typu polityki przestrzennej nie trzeba było długo czekać: „polskie ulice zalał budowlany kicz i urbanistyczny groteskowy, pstrokaty chaos” [4]. Przypomina się rysunek Andrzeja Mleczki, na którym jeden Polak mówi do drugiego: „Morze, góry, pola, lasy... Panie, jaki to mógłby być piękny kraj!”. Dlaczego nie jest? Tadeusz Sławek w przemówieniu na konferencji „Miasto Marzeń” próbował zrozumieć to zjawisko na przykładzie fenomenu miasta:
[...] miasto, które zaprowadziło porządek nowoczesności, straciło swą siłę duchową, stając się w zamian maszyną do mieszkania i przemieszczania się ludzi i pojazdów. Jak pisze Jan Patočka, wiele prawdziwie duchowych i intelektualnych elementów, z których zrodziło się miasto, złożyło się – paradoksalnie – na to, że powstało miasto bez reszty „praktyczne” i „bezmyślne”[5].
Być może właśnie potrzebujemy więcej refleksji i odwagi, aby nie tylko w szeroko pojętej przestrzeni miejskiej, ale także w przestrzeni kościelnego wzornictwa forma w optymalny sposób powiązana była z treścią, aby nie straciła swojej siły duchowej i nie stała się jedynie sztuką praktyczną i bezmyślną.
Ewa Karabin – ur. 1983. Teolożka, sekretarz Laboratorium WIĘZI, redaktorka WIĘZI. Członkini Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów oraz stowarzyszenia „Amicta Sole”. Publikowała także w „Tygodniku Powszechnym” i „W drodze”. Mieszka w Warszawie.
[1] P. Sparke, Design. Historia wzornictwa, Warszawa 2012, s. 9.
[2] R. Knapiński, Wstęp, w: A. Olej-Kobus i K. Kobus, A. Dylewski, Kościoły w Polsce, s. 21.
[3] J. Nowosielski, Sztuka po końcu świata. Rozmowy, Kraków 2012..
[4] P. Sarzyński, Najpiękniejsze i najszpetniejsze w architekturze, „Polityka” 2012 nr 5, s. 100.
[5] Zob. http://www.rozswietlamykulture.pl/reflektor/2010/10/06/ogrod-przebaczenia-tekst-wystapienia-prof-tadeusza-slawka-podczas-konferencji-miasto-marzen/
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.