Ania dwóch Wojtków (opowieść ku pokrzepieniu serc)

List 5/2012 List 5/2012

Anię poznałam przed piętnastu laty. Z jej inicjatywy przy klasztorze Dominikanów w Krakowie powstała grupa młodzieży zwana Łanową. Wspólnota zajmuje się niepełnosprawnymi intelektualnie dziećmi mieszkającymi w Domu Pomocy Społecznej właśnie przy ulicy Łanowej, od której grupa wzięła nazwę. Młodzi ludzie co tydzień przywożą swych podopiecznych do klasztoru na specjalnie dla nich odprawianą Mszę św., organizują wyjazdy w wakacje i ferie zimowe…

 

niespełniony sen

Duży Wojtek od zawsze miał potrzebę komunikacji, ale mówić potrafi niewiele: Mama to Ania, Bebe - Wojtek, Baba - babcia, mama Ani. Wypracował więc swój własny język gestów, który, niestety, nie wszyscy rozumieją. Dlatego Ania razem z Dużym nauczyła się specjalnego języka migowego: Makatonu. To system gestów i symboli graficznych, za pomocą których mogą teraz wyrażać emocje, nazywać potrzeby, szybciej się komunikować. Ania smartfonem sfotografowała książeczkę z gestami Makatonu i teraz zawsze ma przy sobie ściągę, po którą sięga, gdy czegoś nie rozumie. Z Małym Wojtkiem jest inaczej - nie mówi. Krzyczy, śmieje się, ale porozumiewać uczy się jedynie przez obrazki. I to jest niespełnione marzenie Ani, jej niespełniony sen. Ania tak bardzo chciała, by Wojtek zaczął mówić, że aż przyśniła jej się audiencja u Ojca Świętego, podczas której Jan Paweł II wręczył im magiczny języczek, taką nakładkę na język Małego, dzięki której chłopiec w tym śnie zaczął mówić.

Wśród domowych obowiązków jest przestrzeń zarezerwowana dla Dużego. To on nakrywa stół do posiłków, wiesza w suszarni pranie, a potem przynosi je do mieszkania (w drodze tam i z powrotem musi mu towarzyszyć ktoś dorosły: bo drzwi, bo schody, bo nigdy nie wiadomo kogo się spotka na klatce w bloku…). Potrafi też poodkurzać, powycie-rać szmatką zakurzone meble. Mały pozbiera swoje porozrzucane zabawki: patyki, grzebienie, łopatki, i odłoży na właściwe miejsce. Duży jako autyk jest nadwrażliwy na dotyk, na dźwięki, na zapachy, bywa że nie radzi sobie z emocjami. Każdą potrawę, nim jej spróbuje, musi powąchać, na plaży potrzebuje stoperów, bo nadmierna ilość docierających do jego uszu dźwięków doprowadza go do złości. W mieszkaniu Ania pozwoliła Dużemu na skubanie tapet, bo przy tym się wyciszał i rozluźniał. To nic, że ściany zaczęły wyglądać, jakby były przygotowane do remontu. Te rozdrapane paznokciami tapety stały się dla Wojtka jego bezpieczną przestrzenią i - paradoksalnie - kawałkiem fundamentu ich domu. Mały ma słuch absolutny, uwielbia słuchać muzyki. Gdy zdarzy mu się być w filharmonii albo na koncercie organowym w Gdańsku Oliwie, pot leje mu się z czoła, przyjmuje pozę, którą Ania nazywa: „cały jestem muzyką, nie dotykajcie mnie, nie przeszkadzajcie mi". Gdy ktoś w jego towarzystwie fałszuje, np. ksiądz w kościele, Wojtek chowa głowę, jakby chciał, by fałszywe tony go ominęły.

Bebe, Duży i Kigi

Duży już skończył edukację, Małego Ania codziennie zawozi do szkoły. W ubiegłym roku wychowawczyni wypisała na świadectwie różne jego osiągnięcia z adnotacją, że wszystkie te sukcesy Wojtek zawdzięcza swojej mamie. Samodzielne chodzenie, jedzenie, toaleta - to wielkie sprawy, ale kto wie, czy w tej hierarchii osiągnięć na samym szczycie nie powinien stanąć uśmiech. Świadomy, szczery, pieczętujący radość i szczęście. Dawniej Mały uśmiechał się tylko wtedy, gdy słuchał muzyki, teraz uśmiecha się ciągle. Cieszy się spacerem, oglądanym samochodem, uśmiechem odpowiada na uśmiech. I nie ucieka wzrokiem przed spojrzeniem innych osób, spokojnie patrzy im w oczy. Widać, że lubią się z Dużym, potrafią razem psocić. Gdy Mały jest w szkole, Duży Wojtek wciąż o niego pyta; gdy kupuje coś dla siebie, zawsze pamięta o Bebe; nakrywając stół, nigdy nie zapomni o nakryciu dla Małego. Bracia.

Przed dwoma laty w języku Dużego przybyło nowe słowo: Kigi. Kigi to Krzysztof, mężczyzna, który pojawił się w życiu całej trójki niczym mąż opatrznościowy. Najpierw spodobała mu się Ania, ale by wejść w przestrzeń jej życia musiał poznać i polubić Wojtków. Zaakceptowali go. Gdy Ania zobaczyła, z jaką czułością i odpowiedzialnością traktuje jej chłopców, odważyła się mu zaufać. Pojawienie się Krzysztofa było swoistym katalizatorem, dzięki któremu Mały poczynił spore postępy: po raz pierwszy samodzielnie zjadł drożdżówkę, zapalił światło… Krzysztofowi. Duży dzielnie pomagał, gdy przeprowadzali remont ich mieszkanka. W miejscu rozdrapanych tapet pojawiły się nowe, całe i czyste. W łazience położyli płytki, dar od pewnej krakowskiej rodziny. Teraz Duży bardzo się stara, by na nowych ścianach nie wydrapywać swoich szlaczków.

marzenia (oby) do spełnienia

Mam ten przywilej, że przez minione piętnaście lat od czasu do czasu spotykałam Anię, a każde z tych spotkań było dla mnie niczym łyk tlenu na dnie oceanu. Szczęśliwa, spełniona, silna kobieta. Dobry człowiek. Jasne, że ma swoje lęki: dawniej o kręgosłup, gdy Mały Wojtek był całkowicie niesamodzielnym dzieckiem, teraz o przyszłość chłopców, gdyby umarła przed nimi. Racjonalne lęki myślącego rodzica. Wojtki są jej synami, są jej siłą i słabością zarazem. Siłą, bo gdy się zdarzało, że nie mogła rano wstać z łóżka, ogarniało ją zniechęcenie i jakiś smutek, jedna myśl motywowała ją do otwarcia oczu i pokonania piętrzących się w głowie problemów: „Wojtki to jest najlepsza rzecz, jaka mi się w życiu przytrafiła". I z popiołu szarzyzny życia wyłuskiwała ziarenka maku, maleńkie sukcesy ich wspólnej codzienności. Wojtki sąjej słabością bo o ile, gdy opiekuje się innymi upośledzonymi intelektualnie dzieciakami, na niemiłe uwagi obcych ludzi reaguje niczym lwica i dzielnie dzieciaków broni, to przykre uwagi pod adresem jej Wojtków wywołują u niej łzy; czuje się tak, jakby to ją samą ktoś obraził. Sąjej słabością również dlatego, że to dla nich Ania chce tego, co najlepsze, a nie zawsze może im to zapewnić. Od dawna marzy o wyjeździe na turnus rehabilitacyjny, podczas którego dzieciaki z takim jak u Wojtków niedorozwojami ćwiczą pływając razem z delfinami. Metoda ta przynosi ponoć zaskakujące rezultaty w leczeniu niepełnosprawnych zarówno ruchowo jak i intelektualnie osób, niestety jest to drogi wyjazd, na który Ani zwyczajnie nie stać. Ma też marzenia znacznie bardziej prozaiczne, bo na przykład teraz to „najlepsze" i konieczne zarazem dla obu chłopców to gruntowna naprawa zębów. U osób z takimi deficytami neurologicznymi jak w przypadku Wojtków, podobny zabieg to poważna operacja wymagająca opieki anestezjologicznej, odbywająca się pod narkozą. Ania, nauczona wcześniejszymi złymi doświadczeniami, chciałaby, by ten zabieg został przeprowadzony w prywatnej, bardzo dobrej klinice stomatologicznej. To kosztuje. Wpłacając niewielkie kwoty, możemy zebrać potrzebne na tę operację pieniądze.


 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...