Zróbmy coś szalonego - chodźmy do kościoła

List 6/2012 List 6/2012

Na zdjęciu dwóch chłopaków siedzi na kanapie. Wszędzie leżą porozrzucane papierosy, na stole puszka z piwem. Chłopcy wydają się bardzo znudzeni. Jeden z nich (ten w dresie) mówi do swojego przyjaciela: – Ej, Kuba, zróbmy coś szalonego! – Ok, chodźmy do kościoła – odpowiada drugi. To jeden z moich ulubionych demotywatorów. Na spotkaniu z osobami przygotowującymi się do bierzmowania to zdjęcie, opatrzone komentarzem, wzbudziło dużą radość. Kilka dni później przyszedł do mnie jeden z moich podopiecznych i zapytał: – Ojcze, pamiętasz ten demotywator z ostatniego spotkania? – Trudno zapomnieć.– Zrobiłem tak z moją dziewczyną… To działa!

 

lifting PR

Nie wszyscy żyją z Bogiem. Młodzi ludzie są tego świadomi, bo coraz więcej ich rówieśni­ków rezygnuje z katechezy i praktyk religij­nych. Wiele osób odkrywa jednak, że z Bogiem i Jego Kościołem żyć warto, o czym sami pisali podczas jednego z naszych duszpasterskich spotkań. Przyznali, że w Kościele znaleźli to jedyne miejsce, gdzie „jest cicho, gdzie nikt nie wygania, gdzie można się pomodlić". Odnaleź­li ludzi, którzy myślą podobnie, często takich, którzy są inspiracją i przykładem, którzy mają w sobie „wewnętrzny spokój i ciepło".

Wydawało mi się, że rekolekcje, o których wspomniałem wcześniej, zakończą się sro­motną klęską. Spotkało mnie jednak miłe roz­czarowanie. Nie wszyscy uciekli. Wielu zosta­ło, słuchało, dyskutowało, prosiło o rozmowę, spowiedź. Była też okazja, by na kartkach na­pisali swoje intencje. Niektóre z nich były bar­dzo konkretne i rzeczowe: „Panie Jezu, żeby nie było sprawdzianu z historii". Podpisała się prawie cała klasa. Większość próśb wzruszała. Dotyczyły najbliższych marzeń, trudności, kło­potów, często jakichś podstawowych potrzeb (nawet nowych butów), pragnienia stania się lepszym, tęsknoty za doświadczeniem Boga w swoim życiu. Tych karteczek były dziesiątki. Pisał, kto chciał. Niektórzy notowali intencje przy swoich znajomych ze szkolnej ławki. Ci, którzy się krępowali, wracali do kapitularza, w którym mieliśmy rekolekcje, przynosząc swoje prośby pod jakimś banalnym pretekstem. Na koniec obiecałem młodym, że włożę ich inten­cje do tabernakulum, żeby Pan Bóg nie mówił, że ich nie widział. Następnego dnia usłysza­łem pytanie: „Ojcze, zaniosłeś nasze prośby do kaplicy?"

Po rekolekcjach przyszły do mnie dwie dziewczyny. „Bardzo dziękujemy, że ksiądz nas poważnie potraktował - powiedziały. Pod­czas rekolekcji szkolnych nieczęsto się to zda­rza. Wy, księża, macie kiepski PR. Popracujcie nad tym. Nam też będzie wtedy łatwiej".

dać dziecku to, co najcenniejsze

Z ankiet przeprowadzonych w grudniu w Przy­stani wynika, że do duszpasterstwa przychodzi się po to, żeby pogłębić religijność wyniesioną z domu. Mówiąc krótko: młodzież, która ma wsparcie w domu w wyznawaniu swojej wiary, do kościoła przychodzi. A co, jeśli wsparcia w rodzinie nie ma? „Czy wasi rodzice są wierzą­cy?" - zapytałem kiedyś. „Moi nie" - odpowie­dział jeden z chłopaków z duszpasterstwa. „To dlaczego chodzisz na spotkania przygotowu­jące do bierzmowania?". „Bo moi rodzice tego nie chcą!"

Ten przykład nie zmienia jednak faktu, że wiara kształtuje się przede wszystkim w domu rodzinnym. Wspólnej modlitwy, uczestniczenia razem w Eucharystii i wspólnych rozmów na tematy związane z wiarą (czy niewiarą i wątpli­wościami) nie da się niczym zastąpić.

Pozostaje pytanie, jak przekazywać dzie­ciom wiarę skutecznie. Jeden z rodziców opowiadał mi, że nie za bardzo przykładał się do wychowywania swoich dzieci, rezygnował z nieustannego pouczania. Robił to bardzo świadomie, bo jego rodzice nieustannie prawili mu kazania i za dużo ich usłyszał. On w swo­im domu postanowił tego nie robić. Pewnego dnia przy kolacji, gdy jego dzieci kończyły już liceum, przysłuchiwał się ich rozmowie. Wte­dy uświadomił sobie, że jego dzieci podzielają jego poglądy. Rozpoznawali wartość tych rze­czy, które i dla niego były wartościowe. Od­krył, że jego dzieci są tam, gdzie on, chociaż nigdy ich nie pouczał. Zakorzenianie w świat wartości religijnych niewiele ma wspólnego z pouczaniem, prawieniem kazań. Właściwsze jest słowo „promieniowanie". Na co dzień nie mamy świadomości, że świeci nad nami słoń­ce, że nasze twarze się opalają. Tymczasem te promienie nas dotykają, chociaż nie musimy o tym wiedzieć. Dziecko „nasiąka" tym, co mó­wią rodzice, jak komentują rzeczywistość, co wybierają, co jest dla nich ważne.

A co zrobić, kiedy trudno znaleźć w domu wyższe wartości i prawdziwą miłość? Nawet jeżeli z różnych powodów zostaliśmy pozba­wieni tego odblasku miłości i wiary rodziców, to jest jeszcze Bóg prawdziwy, do którego za­wsze można dotrzeć. To, czego nie dali nam pośrednicy, możemy otrzymać z samego Źró­dła.                        

Maciej Chanaka OP - dominikanin, mieszka i pra­cuje w Krakowie, prowadzi duszpasterstwo szkół średnich „Przystań".

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...