Na zdjęciu dwóch chłopaków siedzi na kanapie. Wszędzie leżą porozrzucane papierosy, na stole puszka z piwem. Chłopcy wydają się bardzo znudzeni. Jeden z nich (ten w dresie) mówi do swojego przyjaciela: – Ej, Kuba, zróbmy coś szalonego! – Ok, chodźmy do kościoła – odpowiada drugi. To jeden z moich ulubionych demotywatorów. Na spotkaniu z osobami przygotowującymi się do bierzmowania to zdjęcie, opatrzone komentarzem, wzbudziło dużą radość. Kilka dni później przyszedł do mnie jeden z moich podopiecznych i zapytał: – Ojcze, pamiętasz ten demotywator z ostatniego spotkania? – Trudno zapomnieć.– Zrobiłem tak z moją dziewczyną… To działa!
lifting PR
Nie wszyscy żyją z Bogiem. Młodzi ludzie są tego świadomi, bo coraz więcej ich rówieśników rezygnuje z katechezy i praktyk religijnych. Wiele osób odkrywa jednak, że z Bogiem i Jego Kościołem żyć warto, o czym sami pisali podczas jednego z naszych duszpasterskich spotkań. Przyznali, że w Kościele znaleźli to jedyne miejsce, gdzie „jest cicho, gdzie nikt nie wygania, gdzie można się pomodlić". Odnaleźli ludzi, którzy myślą podobnie, często takich, którzy są inspiracją i przykładem, którzy mają w sobie „wewnętrzny spokój i ciepło".
Wydawało mi się, że rekolekcje, o których wspomniałem wcześniej, zakończą się sromotną klęską. Spotkało mnie jednak miłe rozczarowanie. Nie wszyscy uciekli. Wielu zostało, słuchało, dyskutowało, prosiło o rozmowę, spowiedź. Była też okazja, by na kartkach napisali swoje intencje. Niektóre z nich były bardzo konkretne i rzeczowe: „Panie Jezu, żeby nie było sprawdzianu z historii". Podpisała się prawie cała klasa. Większość próśb wzruszała. Dotyczyły najbliższych marzeń, trudności, kłopotów, często jakichś podstawowych potrzeb (nawet nowych butów), pragnienia stania się lepszym, tęsknoty za doświadczeniem Boga w swoim życiu. Tych karteczek były dziesiątki. Pisał, kto chciał. Niektórzy notowali intencje przy swoich znajomych ze szkolnej ławki. Ci, którzy się krępowali, wracali do kapitularza, w którym mieliśmy rekolekcje, przynosząc swoje prośby pod jakimś banalnym pretekstem. Na koniec obiecałem młodym, że włożę ich intencje do tabernakulum, żeby Pan Bóg nie mówił, że ich nie widział. Następnego dnia usłyszałem pytanie: „Ojcze, zaniosłeś nasze prośby do kaplicy?"
Po rekolekcjach przyszły do mnie dwie dziewczyny. „Bardzo dziękujemy, że ksiądz nas poważnie potraktował - powiedziały. Podczas rekolekcji szkolnych nieczęsto się to zdarza. Wy, księża, macie kiepski PR. Popracujcie nad tym. Nam też będzie wtedy łatwiej".
dać dziecku to, co najcenniejsze
Z ankiet przeprowadzonych w grudniu w Przystani wynika, że do duszpasterstwa przychodzi się po to, żeby pogłębić religijność wyniesioną z domu. Mówiąc krótko: młodzież, która ma wsparcie w domu w wyznawaniu swojej wiary, do kościoła przychodzi. A co, jeśli wsparcia w rodzinie nie ma? „Czy wasi rodzice są wierzący?" - zapytałem kiedyś. „Moi nie" - odpowiedział jeden z chłopaków z duszpasterstwa. „To dlaczego chodzisz na spotkania przygotowujące do bierzmowania?". „Bo moi rodzice tego nie chcą!"
Ten przykład nie zmienia jednak faktu, że wiara kształtuje się przede wszystkim w domu rodzinnym. Wspólnej modlitwy, uczestniczenia razem w Eucharystii i wspólnych rozmów na tematy związane z wiarą (czy niewiarą i wątpliwościami) nie da się niczym zastąpić.
Pozostaje pytanie, jak przekazywać dzieciom wiarę skutecznie. Jeden z rodziców opowiadał mi, że nie za bardzo przykładał się do wychowywania swoich dzieci, rezygnował z nieustannego pouczania. Robił to bardzo świadomie, bo jego rodzice nieustannie prawili mu kazania i za dużo ich usłyszał. On w swoim domu postanowił tego nie robić. Pewnego dnia przy kolacji, gdy jego dzieci kończyły już liceum, przysłuchiwał się ich rozmowie. Wtedy uświadomił sobie, że jego dzieci podzielają jego poglądy. Rozpoznawali wartość tych rzeczy, które i dla niego były wartościowe. Odkrył, że jego dzieci są tam, gdzie on, chociaż nigdy ich nie pouczał. Zakorzenianie w świat wartości religijnych niewiele ma wspólnego z pouczaniem, prawieniem kazań. Właściwsze jest słowo „promieniowanie". Na co dzień nie mamy świadomości, że świeci nad nami słońce, że nasze twarze się opalają. Tymczasem te promienie nas dotykają, chociaż nie musimy o tym wiedzieć. Dziecko „nasiąka" tym, co mówią rodzice, jak komentują rzeczywistość, co wybierają, co jest dla nich ważne.
A co zrobić, kiedy trudno znaleźć w domu wyższe wartości i prawdziwą miłość? Nawet jeżeli z różnych powodów zostaliśmy pozbawieni tego odblasku miłości i wiary rodziców, to jest jeszcze Bóg prawdziwy, do którego zawsze można dotrzeć. To, czego nie dali nam pośrednicy, możemy otrzymać z samego Źródła.
Maciej Chanaka OP - dominikanin, mieszka i pracuje w Krakowie, prowadzi duszpasterstwo szkół średnich „Przystań".
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.