Franciszek Ksawery wyruszył więc do Chin, ale nigdy tam nie dotarł. Mając 48 lat umarł schorowany w wiosce rybackiej na wyspie Shanchuan Dao. Do Państwa Środka dotarli jednak inni jezuici.
Tym bardziej że pomiędzy tymi dwoma Kościołami nie ma różnic doktrynalnych…
To prawda. Poza tym Watykan nigdy nie wydał ekskomuniki dla żadnego mianowanego przez chińską władzę biskupa. Co więcej, Benedykt XVI niektórych biskupów Kościoła „oficjalnego" zaakceptował. Zrobił to niewątpliwie po to, aby rozładować pewne napięcia, żeby zbliżyć oba Kościoły do jedności. Obecny papież napisał nawet list do chińskich katolików, bardzo dobry zresztą, ale niestety spotkał się on z negatywnym przyjęciem ze strony władz Pekinu, jako kolejna ingerencja Kościoła w wewnętrzne spawy Chin.
Podziały między chińskimi duchownymi widoczne są nawet w Europie. W Niemczech i w innych miastach Europy, gdzie kształcą się chińscy klerycy, zarówno z Kościoła „oficjalnego", jak i podziemnego, dochodzi między nimi do różnych napięć. Sam byłem tego świadkiem.
Jaki procent ludności chińskiej stanowią katolicy? Czy jest to zauważalna liczba?
Na miliard trzysta milionów Chińczyków raczej nie jest to liczba zauważalna. Nikt dokładnie nie wie, ilu jest katolików w Chinach. Niektóre źródła podają, że od 12 do 24 milionów, ale to tylko szacunki. Jedno jest pewne, są to bardzo gorliwi chrześcijanie. Tam, gdzie są prześladowania, tam jest też wielka gorliwość. Może w tym wielkim morzu ludności nie są zauważani, ale są kroplą, która z mocą Ducha Świętego drąży skałę. I tylko On zna czas, kiedy ich praca i wierność wyda owoce.
A jak jest w Korei i Japonii?
Chrześcijaństwo trafiło do Korei w bardzo nietypowy sposób. To chyba jedyny kraj na świecie, który poprosił o chrześcijańskich misjonarzy. Koreańczycy usłyszeli w XVII w. o nowej religii w Chinach. Pojechali do Państwa Środka, zbadali, czym jest chrześcijaństwo, przywieźli Biblię i książki jezuitów wydane po chińsku i zaczęli rozpowszechniać katolicyzm w swoim kraju. To była zasługa najpierw ludzi świeckich. Chrześcijaństwo rozwija się tam do tej pory. W Korei Południowej żyje obecnie 6 milionów katolików. Nie wiemy, jak jest w Korei Północnej, bo zajmuje ona pierwsze miejsce wśród 50 krajów świata, które najbardziej prześladują wyznawców Chrystusa, ale wiemy, że katolicy tam są.
W Japonii katolicy stanowią ok. 1-1,5% ludności. To niewiele jak na 130 milionów mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. Mamy w Japonii uniwersytety, mamy szkoły, Kościół jest w niej obecny i zauważalny, ale nie przekłada się to na zwiększenie liczby wiernych. Japończycy mają bardzo pragmatyczne, wręcz materia-listyczne podejście do życia.
Czy to znaczy, że w ogóle nie są religijni?
Są, ale na swój sposób. Nie brakuje w Japonii świątyń. Jeśli jednak spytamy Japończyka, w co wierzy, to odpowie, że to zależy. Jest trochę buddystą, trochę szintoistą, ale ślub najchętniej weźmie w Kościele katolickim ze względu na piękną oprawę. U nas takie myślenie jest nie do przyjęcia. My lubimy jasność, zasadę: niech wasza mowa będzie „tak tak, nie nie". Mentalność ludzi Wschodu jest nieco inna. Kiedy rozmawiam z Japończykiem, zanim dojdę do sedna problemu, muszę wcześniej dość długo krążyć wokół. My, Europejczycy, od razu przechodzimy do rzeczy. Tam podstawowa zasada rozmowy brzmi: „Nie mogę urazić twoich uczyć, nie mogę cię obrazić". Chińczyk nie potrafi powiedzieć „nie". Nawet gdy mówi „nie", to robi to tak, żeby tego nie powiedzieć. Dlatego nie zadaje się Azjacie niewygodnych pytań, bo on się pogubi, nie będzie wiedział, jak z tego wybrnąć.
Japończyk jest perfekcjonistą, ma ogromną cierpliwość i samodyscyplinę. Ceni rodzinę. W Azji małżeństwo zawsze pełniło ważną rolę. Rodzina jest w pewnym sensie - nawet dla niewierzących - sakramentem, elementem wielkiej jedności. Tego nie widać w Ameryce czy w Europie, gdzie mamy wielką falę rozwodów. Tymczasem do niedawna w Japonii rozwód był nie do pomyślenia.
Ale mentalność Azjatów chyba trochę się zmienia?
Największym problemem staje się kult pieniądza, zwłaszcza w Chinach, które przeżywają boom ekonomiczny. Trzeba jednak przyznać, że w różnych rejonach Chin różnie to wygląda. W regionach bogatszych, na południu, np. w Szanghaju, gdzie ludzie żyją dostatnio, łatwiej trafić z Ewangelią, tu z religijnością nie jest źle. Na północy, gdzie Chińczycy dopiero starają się wzbogacić, jest znacznie gorzej. Tam też dokonuje się znacznie więcej aborcji, nawet w 8 i 9 miesiącu ciąży, zwłaszcza jeśli ma się urodzić dziewczynka. Czasem dziewczynki wyrzuca się na śmietnik tuż po porodzie. W Chinach, w Japonii, w Korei, w Indiach zawsze ceniono tylko męskiego potomka i tylko przy narodzinach chłopca składa się rodzicom gratulacje. Nawet dzisiaj, kiedy kobiety zdobywają tytuły naukowe, pełnią ważne stanowiska, także państwowe, to płeć je określa. Kobieta jest zawsze tylko kobietą. Jeszcze teraz zdarza się, że Japonka idzie kilkanaście metrów za mężem, a kiedy ten przychodzi do domu, podaje mu z ukłonem kimono. Japończyk po pracy najpierw idzie do pubu z kolegami, bo oni są najważniejsi. Cóż, kultura azjatycka to kultura męska.
W mentalności Azjatów nie zmienia się jedno - zasada: „Najpierw grupa, potem jednostka". Nie jest im znane, tak cenne dla nas, pojęcie wolności osobistej. Cała filozofia europejska i nasza kultura podporządkowane są zasadzie: „ja i społeczeństwo", tutaj jest odwrotnie. Już w przedszkolach dzieci uczą się podporządkowania liderowi. W szkole, na studiach, w pracy jest tak samo: trzeba znaleźć swoje miejsce w grupie i słuchać przywódcy.
To znalazło także odbicie w systemie społecznym - kult cesarza w Chinach został przeniesiony na kult przywódcy partii.
Czy chrześcijaństwo może być dziś atrakcyjne dla mieszkańców tej części Azji?
Myślę, że tak. Dla wielu mieszkańców Dalekiego Wschodu, z którymi rozmawiałem, powodem do wielkiej radości jest to, że Jezus był Azjatą (mimo że to głównie Europejczycy głoszą Ewangelię). Czują, że Jezus jest im bliski także przez to.
Nie spotkałem w Chinach czy Japonii osoby, której nie podobałaby się Ewangelia. Żaden z moich rozmówców nie odrzucał przekazu biblijnego. W wymiarze etycznym jest on bliski wartościom wyznawanym przez mieszkańców tego regionu, poza tym w żaden sposób nie kłóci się z kulturą, jest ponadkulturowy. Trudno im jednak zrozumieć krzyż. Ghandi czasem stawał pod krzyżem i medytował, jakby chciał usłyszeć głos samego Chrystusa. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Jezus został ukrzyżowany. To pytanie ważne i trudne także dla Chińczyków i Japończyków. Co to za Bóg, który umarł w ten sposób? Dla wielu Chińczyków widok ukrzyżowanego Chrystusa jest po prostu rażący. To jest dokładnie scandalum crucis.
Gandhi powiedział kiedyś i wciąż są to słowa aktualne: „Wy, ludzie zachodu Europy, głośno krzyczycie, głosicie wiele kazań. A popatrzcie na kwiat róży. W ciszy wydaje swoją woń". Brakuje nam milczenia, nasz Kościół jest przegadany. Za dużo w nim słów niewiele znaczących. W ten sposób Słowo traci swą moc. Od Azjatów powinniśmy się uczyć milczenia i pokory. Wśród katolików w Chinach i Wietnamie uderza mnie ewangeliczne ubóstwo świeckich i duchownych. Biskupi i księża naprawdę bardzo ubogo mieszkają. Być może dzięki temu panują tam naprawdę świetne relacje, nikt się nie wywyższa, nikt nie tworzy barier. Każdy może na drugiego liczyć. Myślę, ze tego też potrzebuje Kościół w Europie, aby był bardziej wiarygodnym w swoim nauczaniu.
Zamiast krzyczeć, że my wszystko wiemy i mamy rację, warto nauczyć się słuchać, nie tyle uszami, co sercem. A w filozofii chińskiej serce i umysł są nierozdzielne, stanowią jedność. Tego w historii nam zabrakło, a teraz płacimy za to ogromną cenę.
o. dr Jan Konior, jezuita, wykłada filozofię i kulturę Wschodu na Akademii Ignatianum w Krakowie. Jest rekolekcjonistą i autorem książek z dziedziny duchowości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.