Franciszek Ksawery wyruszył więc do Chin, ale nigdy tam nie dotarł. Mając 48 lat umarł schorowany w wiosce rybackiej na wyspie Shanchuan Dao. Do Państwa Środka dotarli jednak inni jezuici.
Powiedział Ojciec, że jednym z zarzutów było określanie Boga chińskimi pojęciami. W czym tkwił problem?
W Japonii i Chinach nie było pojęcia Boga. Franciszkanie i dominikanie próbowali więc używać łacińskiego słowa Deus, ale ono było obce, niczego nie mówiło, nic ze sobą nie niosło. W chińskiej filozofii i kulturze było pojęcie Szangdi ±4, czyli najwyższej siły, pana na wysokościach. Istniało też słowo „niebo" tian , ale nie w naszym znaczeniu teologicznym. Była to raczej wielka nieokreślona siła. Odpowiednim określeniem wydawało się zaproponowane przez Matteo Ricciego Tianzhu - Pan Niebios, i tym terminem posługiwali się jezuici.
Jak zakończyła się sprawa rytów chińskich?
Potępieniem ich przez papieża, na co cesarz zareagował wypędzeniem z kraju wszystkich misjonarzy. W Chinach pozostało tylko kilku jezuitów darzonych przez cesarza szczególnym szacunkiem. Spełniali oni na dworze ważną rolę, byli tam matematykami i astronomami.
Wydaje się, że papież nie miał obiektywnych informacji na temat tego, co działo się w Chinach. Brakowało też chyba chęci zrozumienia problemu. Kolejni papieże ufali świadectwom misjonarzy zaangażowanych w spór i w ten sposób górę nad rzetelnym osądem brała ludzka zawiść.
Początek krytyce rytów chińskich dał dominikanin, Juan Baptista de Morales, który przybył do Chin w 1633 r. Dziesięć lat później przedstawił w Rzymie swoje spostrzeżenia z wyprawy. Sformułował 17 zapytań, które uderzały w jezuitów. Po dwóch latach Propaganda Fide (dzisiejsza Kongregacja ds. Ewangelizacji Narodów) przyznała mu rację i potępiła praktyki jezuickie w Chinach. To był wstrząs dla naszego zakonu. Do Rzymu wyruszył z Chin jezuita, Martino Martini, i w 1651 r. przekonywał Ojca Świętego i Propaganda Fide, że Morales nie miał powodów, by formułować takie oskarżenia. Papież Aleksander VII 23 marca 1656 r. przyznał Martiniemu rację. Ale to nie był koniec sporów.
Co stało się dalej?
W 1665 r. w Kantonie miała miejsce konferencja misyjna, której zadaniem było ujednolicenie przez zakony metod pracy w Chinach. Franciszkanie zaaprobowali na niej ryty chińskie, jednak po zakończeniu konferencji, znów dominikanin, o. Domingo Fernandes Navarette, zaatakował w Rzymie jezuitów. W 1676 r. napisał książkę, w której skrytykował jezuickie metody misjonarskie. Rozpaliła ona na nowo dyskusję.
Oliwy do ognia dolał biskup Karol de Tour-non, z Paryskiego Stowarzyszenia Misyjnego, który w swoim wikariacie zabronił jezuitom wszelkich praktyk związanych z rytami chińskimi. W 1697 r. Święte Oficjum znów rozkazało zbadać sprawę rytów chińskich. Po 6 latach dyskusji, w 1704 r., papież Klemens XI potępił ryty chińskie. Wysłał Karola de Tournona do Chin i nadał mu tytuł patriarchy antiocheńskiego i ambasadora pomocniczego Indii i Chin. To nie był dobry wybór. Legat powinien raczej poszukiwać jedności niż podziału, tymczasem już na samym początku swej działalności potępił on w Goa uznany ryt malabarski! Wywołało
to furię miejscowego biskupa, który napisał list do Watykanu z prośbą o zmianę decyzji. Gdy legat przybył do Pekinu, był pełen podejrzeń i wrogości wobec cesarza. Cesarz też nie pozostał obojętny. Trudno w takiej atmosferze o jakikolwiek dialog. Klemens XI jednak całkowicie ufał swojemu wysłannikowi i przyznał mu rację nawet w kwestii rytów malabarskich. Co więcej, wyniósł go do godności kardynała. Swój sprzeciw wobec rytów chińskich papież wyraził w bulli Ex Indie Die.
Zapewne zostało to źle odebrane w Chinach...
Wydalono misjonarzy, pojawiły się prześladowania. Papież, świadomy powagi sytuacji, chcąc uniknąć przemocy skierowanej przeciwko katolikom, wysłał - w miejsce zmarłego de Tournona - kolejnego legata; był nim Carlo Ambroggio Mezzabarba. Ten także upierał się przy bulli Ex Indie Die. W rozmowie z cesarzem Kangxi w 1720 r. przedstawił on stanowisko potępiające ryty chińskie. Cesarz odebrał to jako osobistą zniewagę.
Kolejny papież, Benedykt XIV, potwierdził ważność bulli Ex Indie Die i wszystkim nieposłusznym misjonarzom nakazał przyjazd do Europy w celu odbycia pokuty i złożenia przysięgi posłuszeństwa. Benedykt XIV był ostatnim papieżem, który sprzeciwiał się jakiejkolwiek inkulturacji w Chinach. Ostatecznie 28 lutego 1941 r. Propaganda Fide zakończyła kontrowersje wokół rytów chińskich.
Cena za niemal 300 lat sporów i niepodjęcie twórczego ryzyka w ewangelizowaniu Chin jest olbrzymia. Do tego trzeba też dodać okres komunistyczny, zwłaszcza rewolucji kulturalnej (1966-76) za Mao Tse-tunga.
Obecnie mamy w Chinach do czynienia z dwoma Kościołami: podziemnym i „oficjalnym"...
Na przełomie IV i III w. przed Chr. jeden z interpretatorów Konfucjusza, Mencjusz, sformułował doktrynę, która obowiązuje do dziś: „Na niebie nie może być dwóch słońc". Oznacza to tyle, że wszystko musi być podporządkowane jednemu ośrodkowi władzy, religia również. Władza w Chinach rości sobie prawo do kontrolowania na podległym jej terenie każdej religii. W przypadku katolicyzmu oznacza to np. decydowanie, kto będzie biskupem. Próba mianowania biskupa przez papieża jest odbierana przez władze jako ingerencja w wewnętrzne sprawy Chin. Dlatego mamy dwa Kościoły: jeden wierny władzy chińskiej, drugi - papieżowi.
Kościół podziemny jest nieustannie prześladowany. Wielu księży, biskupów i świeckich przebywa w więzieniach i obozach pracy. Kościół podziemny to Kościół cierpiący. Często rodziny księży nie mają nawet pojęcia, gdzie ich krewny jest osadzony i czy jeszcze żyje. Sytuacja ta rodzi podziały wśród duchownych; jedni się załamują i odchodzą, inni pozostają wierni. To wielka i krwawiąca rana w Kościele chińskim.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.