Scire Christum – poznać Chrystusa Siłą dla mnie jest wiara innych ludzi abp Marek Jędraszewski, metropolita łódzki w rozmowie z ks. Przemysławem Węgrzynem redaktorem naczelnym „Przewodnika Katolickiego”
O powierzeniu posługi metropolity łódzkiego dowiedział się Ksiądz Arcybiskup na górskim szlaku. Czy nie jest to szczególny znak? Przecież to w górach szczególnie mocno odczuwa się obecność Boga.
– Niewątpliwie, góry mają swój szczególny urok i szczególną mowę. Dla mnie zawsze było czymś bardzo przejmującym to, że również pod koniec swego życia, kiedy nie mógł już chodzić, swoim zwyczajem Jan Paweł II spędzał wakacje w górach. Siedząc w fotelu, wpatrywał się w nie przez wiele godzin. Ten fakt wiele mówi o jego wrażliwości na mowę Pana Boga, właśnie w górach i poprzez nie. Wspominam tutaj Jana Pawła II, ponieważ skojarzenia narzucają się same. Od dawnych, jeszcze młodzieńczych lat lubiłem góry, lubiłem zmagać się ze zmęczeniem, z wysokością. Przede wszystkim jednak lubiłem chodzić po górach, by tam słuchać mowy Pana Boga, modlić się, rozważać. Stąd, zwłaszcza w ostatnich latach, nie stroniłem od samotnych wycieczek. Po wtóre, samo ogłoszenie nominacji. Bynajmniej nie pragnę porównywać się z Janem Pawłem II, to byłoby coś wysoce niestosownego. Jednakże to inni ludzie zauważyli, że moja nieoczekiwana nominacja, niejako wyrwanie na kilka dni z wakacji, a potem powrót w góry przypominają sposób powołania ks. Karola Wojtyły na biskupa: też był na wakacjach, co prawda nie w górach, ale na mazurskich jeziorach, gdy go wezwano do kard. Wyszyńskiego w sprawie nominacji na biskupa pomocniczego krakowskiego, i też po kilku dniach wrócił do przyjaciół, by razem z nimi kontynuować przerwany szlak.
Od nominacji minął ponad miesiąc. Zapewne był to czas bardzo pracowity, pełen przemyśleń i planów. Jakie one są?
– Wielu wyobraża sobie, że już bardzo dobrze znam archidiecezję łódzką i mam precyzyjne plany odnośnie do tego, co tam zrobię. To nie jest prawdą. Poza ogólnymi danymi socjologicznymi oraz znajomością księży biskupów i kilku księży nie potrafię nic więcej o Łodzi powiedzieć. Wiem, że jest tam wiele problemów. Są to problemy związane z życiem religijnym, z siecią parafii, ale także z pewnym kryzysem ekonomicznym, który ciągle Łódź dotyka. Kilka dni temu opublikowano w Polsce dane o regionach i miejscowościach, z których najwięcej ludzi ucieka w poszukiwaniu pracy. Łódź należy do takich miejsc. Ta sytuacja jawi się także jako poważny problem duszpasterski.
Łódź to także jedno z tych miast, w których jest najmniejszy procent uczestniczących we Mszy św. i przyjmujących Komunię św. Jakie Ksiądz Arcybiskup widzi możliwości, by to zmienić?
– Uważam to za wielkie zadanie stojące przed archidiecezją łódzką. Jeśli chodzi o ożywianie pobożności eucharystycznej, to istnieje tam pewna tradycja związana z pielgrzymką Jana Pawła II w 1987 r. Odbywał się wtedy Kongres Eucharystyczny, poszczególne miejsca pobytu Ojca Świętego w Polsce wyznaczały równocześnie kolejne stacje tego kongresu. Jedną z nich była Łódź. Tu miała miejsce Pierwsza Komunia Święta dzieci. W tym roku przypadała 25. rocznica wizyty Ojca Świętego w Łodzi, co stało się tam okazją do przypomnienia tego ważnego wydarzenia związanego z Eucharystią.
Mówiąc jednak o pobożności eucharystycznej, trzeba spojrzeć na nią szerzej. Eucharystią należy żyć na co dzień. Skoro niedzielna Msza św. – jak naucza Sobór Watykański II – jest źródłem i szczytem chrześcijańskiego życia, to człowiek wychodząc w niedzielę z kościoła, powinien pamiętać nie tylko o tym, co się przed chwilą wydarzyło. Zbawcze wydarzenie dokonujące się podczas Mszy św. musi być tym, do czego powinien on nawiązywać – poprzez codzienną modlitwę, pracę, wszystkie dobre dzieła, również godziwy wypoczynek – przez cały tydzień, aby na Mszę św. w kolejną niedzielę przynieść możliwie wiele duchowych owoców swego prawdziwie chrześcijańskiego życia i złożyć je Bogu w ofierze. Całe życie chrześcijanina staje się prawdziwie sensowne właśnie poprzez i dzięki Eucharystii. Nie bez powodu ostatnia, opublikowana w 2003 r. encyklika Jana Pawła II nosi tytuł Ecclesia de Eucharistia. Jest w niej mowa o Kościele, który ciągle na nowo rodzi się dzięki Eucharystii. Właśnie z takim przesłaniem, z taką wizją chrześcijańskiego życia, chciałbym dotrzeć do dzieci, młodzieży i dorosłych. Pewnym przedłużeniem takiej wizji jest osobista adoracja Najświętszego Sakramentu. W katedrze łódzkiej, a zapewne także w innych kościołach archidiecezji łódzkiej, są kaplice wieczystej adoracji. Trzeba dążyć do tego, aby Pan Jezus wystawiony w monstrancji nie był sam. Aby stale modliło się przed nim wiele osób.
Tylko że w dzisiejszym świecie dotkniętym sekularyzacją nie jest tak łatwo prowadzić ludzi do Boga. Ten świat próbuje raczej ich odciągać i od Boga, i od Kościoła.
– Niewątpliwie jest taki trend, aby z jednej strony przekonywać ludzi, że proces laicyzacji, wręcz agresywnego laicyzmu, jest jakąś koniecznością dziejową, że tak po prostu musi być. Z drugiej strony próbuje się ludzi odciągać od Kościoła, wmawiając im, że jest on niemalże organizacją przestępczą. Taka swoista obróbka ich umysłów musi prowadzić do określonych skutków. W przypadku wielu ludzi wierzących mamy do czynienia ze wstydliwym milczeniem, gdy obraża się Kościół. Wielu nie ma odwagi przyznać się publicznie do tego, że są osobami wierzącymi i że chodzą na niedzielne Msze św. Nie możemy jednak zapominać o tym, że Kościół katolicki jest jedyną instytucją o charakterze globalnym, która naprawdę broni życia i podstawowych praw człowieka. Że dzięki temu jest to jedyna, prawdziwie humanistyczna instytucja o tak wielkiej skali i zasięgu oddziaływania. Myślę, że współczesne ataki na Kościół są spowodowane właśnie tym, że on tak bardzo, tak jednoznacznie stoi przy człowieku, realizując to, co w swojej pierwszej programowej encyklice Redemptor hominis napisał Jan Paweł II: „człowiek jest drogą Kościoła”. Cały pontyfikat tego papieża stał się jednym wprost gigantycznym wysiłkiem, pokazującym światu to, jak bardzo Kościół był i jest z człowiekiem. Dzisiaj natomiast robi się wiele, aby nie dostrzegać tego dobra, owszem, aby Kościół nieustannie oskarżać.
Dlaczego?
– Robi się to po to, by podważyć zaufanie do niego, a jeszcze bardziej po to, by negować pewną wizję człowieka, którą głosi Kościół. Powiem bardziej jednoznacznie – odnosząc się do poglądów i programów tak nachalnie dzisiaj głoszonych, dotyczących aborcji, eutanazji, poczęcia metodą in vitro, czy do tak zwanych związków homoseksualnych – dziś prowadzi się ludzi do zwątpienia w to, że istnieją prawdziwe, obiektywne wartości. Chodzi bowiem o to, aby ludzie uważali, że prawda polega jedynie na tym, co oni sami myślą, co im się po prostu wydaje. W konsekwencji prowadzi to do tego, co Benedykt XVI określił mianem dyktatury relatywizmu. Ta swoista dyktatura sprawia, że ludzie zaczynają wątpić, czują się zagubieni i bezradni wobec potęgi kłamstwa. Co więcej, oskarżając o różne rzeczy Kościół, osłabia się, z jednej strony, jego autorytet, a z drugiej tym łatwiej wprowadza się programy, które obracają się nie tylko przeciwko poszczególnym ludziom, ale i całym społecznościom. Najlepszym – eksperymentalnym! – potwierdzeniem tego są budzące ogromne zaniepokojenie dane demograficzne. Społeczeństwa zachodnie – w tym także Polska – po prostu wymierają. Dlatego trzeba z całą mocą mówić współczesnemu światu, że prawda o człowieku, o tym, kim on jest, o jego godności, a także o tym, do czego jest on powołany, jest zawarta w Ewangelii Jezusa Chrystusa głoszonej przez Kościół katolicki. Wszystko natomiast, co się temu sprzeciwia, jest po prostu kłamstwem. Prędzej czy później okaże się, jak tragiczne w skutkach może być zwodzenie ludzi i karmienie ich kłamstwami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.