Kościół między młotem a kowadłem

Więź 10/2012 Więź 10/2012

Zawsze staram się być otwarty na dialog. Dlatego jestem gotów moje poglądy korygować i niuansować. Więcej, bardzo bym się cieszył, gdyby ktoś mnie przekonał, że mój pesymizm jest przesadzony

 

Zbigniew Nosowski: Jakie widzi Ojciec najważniejsze wyzwania i problemy dla Kościoła w Polsce? Wiele osób zaczyna się poważnie niepokoić o przyszłość.

o. Maciej Zięba: Szczerze wyznam, że również ja naprawdę się o to niepokoję. I chyba rzeczywiście o naszych niepokojach – z miłości do Kościoła – trzeba dzisiaj publicznie rozmawiać. Mam bowiem przekonanie, że od siedmiu lat trwonimy dorobek ostatnich pokoleń i wiele na to wskazuje, że możemy powtórzyć drogę – oczywiście na nasz polski sposób – którą wcześniej przeszło wiele zachodnich Kościołów. Uruchamia się bowiem zła logika – logika narastających podziałów i coraz bardziej bezpardonowej społecznej walki. A ponieważ uczestniczą w tym znaczące grupy wewnątrz Kościoła oraz ci, którzy chcą Kościół zwalczać, i jest to zarazem dogodne dla najważniejszych sił politycznych w Polsce oraz dostarcza obfitej strawy wszystkim mediom, to trudno jest widzieć przyszłość w różowych barwach.

Nosowski: Czyli nieuchronnie czeka nas spadek znaczenia Kościoła?

Zięba: Nie do końca. Wierzę bowiem w to, że Kościół to wspólnota semper reformanda, a także wierzę w zdrowy rozsądek wielu moich rodaków, w tym przedstawicieli świata mediów i polityki. Jednak gdyby w prosty sposób ekstrapolować sytuację, która rozwijała się w ciągu ostatnich lat na kolejnych lat dziesięć, to sytuacja może wyglądać naprawdę tragicznie.

Nosowski: Tragicznie – to dosyć mocne określenie…

Zięba: Tak uważam, ale proszę wziąć poprawkę na to, że są to moje subiektywne poglądy i że żadną miarą nie pretenduję do pełnego obiektywizmu, który jest Boskim przywilejem. Jedyne, co mogę powiedzieć, to tyle, że dla uzasadnienia każdej z moich tez mogę przytoczyć bardzo wiele faktów, które ją potwierdzają, i bezustannie rozmawiam z setkami ludzi mających bardzo różne wizje świata. Zawsze też staram się być otwarty na dialog. Dlatego jestem gotów moje poglądy korygować i niuansować. Więcej, bardzo bym się cieszył, gdyby ktoś mnie przekonał, że mój pesymizm jest przesadzony.

Nosowski: Najpierw jednak proszę o uzasadnienie swego pesymizmu.

Zięba: To nie jest proste, bo sprawy społeczne są zawsze wielowątkowe i złożone. Aby o nich mówić z sensem, trzeba by napisać solidne studium. Co gorsza, niestety, zahaczają one także o politykę, a mówienia o niej – na poziomie partii czy nazwisk polityków – przez cały okres III Rzeczypospolitej unikałem jak ognia. Z drugiej jednak strony grzechem zaniechania byłoby zarówno czekanie na obszerną książkę, której ani ja, ani nikt inny szybko nie napisze (autor Kościoła po komunizmie, Jarosław Gowin, ma teraz inne zajęcia), jak i bezczynne przypatrywanie się temu, że spora część Kościoła wiąże się jednoznacznie z konkretną opcją polityczną.

Z silnymi więc oporami, niejako wewnętrznie rozdarty, zgodziłem się na tę rozmowę. Nie bez znaczenia było dla mnie to, że rozmawiam z naczelnym redaktorem WIĘZI. To w tym właśnie miesięczniku debiutowałem przed laty jako student II roku fizyki. I temu środowisku, z Tadeuszem Mazowieckim na czele, bardzo wiele zawdzięczam.

Zimna wojna religijna i mała stabilizacja

Nosowski: Bardzo miło to słyszeć, ale powróćmy do pytania o aktualną sytuację Kościoła w Polsce.

Zięba: Zapewne każda próba odpowiedzi na pytanie o dzisiejsze problemy musi rozpocząć się od zarysu sytuacji Kościoła w wolnej ojczyźnie po roku 1989.

W tę wolność Kościół bowiem wkraczał z bardzo dobrą kartą (acz unikałbym hagiograficznych uproszczeń) i silnym poparciem społecznym. Szybko jednak niezręczności płynące z klerykalnego zadufania (bo przecież jest nas ponad 90%!) oraz groteskowo-krzykliwi liderzy uważający się za polityczne ramię Kościoła zderzyli się z nieformalną koalicją, w której znaleźli się i agresywni ateiści, i ludzie powiązani z reżimem komunistycznym, i bardzo wielu zwykłych Polaków, chcących żyć w demokratycznym liberalnym państwie, lecz obawiających się hegemonii potężnej instytucji. Pamiętajmy też, że dokonywała się wtedy gwałtowna przemiana systemu politycznego, ekonomicznego i kulturowego, mająca – mimo bezkrwawego charakteru – wszelkie cechy rewolucji niosącej ze sobą ogromny poziom społecznego znerwicowania i lęku o przyszłość.

W sumie zaowocowało to okresem „zimnej wojny religijnej”. Przy licznych błędach ludzi Kościoła – niestety, uderzmy się w piersi – udało się wówczas postkomunistom oraz wielu mediom wywołać wrażenie, że „czarny” zastąpił „czerwonego”, tzn. że tak jak ongiś partia komunistyczna, tak obecnie Kościół w sposób nieformalny steruje wpływami politycznymi, przywłaszcza sobie majątek narodowy, indoktrynuje młodzież i stara się narzucić w państwie nowe formy cenzury.

Nieufność zaczęła przeważać nad zaufaniem do Kościoła, partie mieniące się katolickimi poniosły klęskę, głoszący antyklerykalne hasła postkomuniści powrócili do władzy, społeczne utożsamianie się z Kościołem trochę osłabło (spadła liczba uczęszczających do Kościoła, liczba powołań), a w mediach dominował ton krytyczny nie tylko wobec Kościoła, ale i wobec pontyfikatu Jana Pawła II.

Nosowski: Lecz „zimna wojna religijna” nie trwała długo. W sumie zadziwiająco szybko się skończyła.

Zięba: To jednak było aż siedem chudych lat. Jeszcze w kwietniu 1997 r. trwała brutalna walka „stalinowców” (walczących z projektem nowej konstytucji i stąd oskarżanych o podtrzymywanie konstytucji PRL) ze „zdrajcami” (chcącymi narzucić Polakom nową, „bezbożną i masońską” ustawę zasadniczą). Istotną zmianę przyniosła dopiero pielgrzymka Jana Pawła II w czerwcu 1997 roku. Nieideologiczny, realistyczny i ewangeliczny opis sytuacji Polski przedstawiony przez papieża przebił się do zbiorowej świadomości.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...