Jedna to mama dwóch córeczek. Elegantki. Jak tylko zobaczą coś nowego w pracowni, chcą dla siebie. Bo to takie ładne! Druga to mama dwóch synów. Energetyczni. Jeśli podczas gonitwy przez pokoje, ich wzrok nagle zatrzyma się na wieszaku i nowym projekcie, szczerze wrzeszczą: Jaki piękny ptak! Dominika i Kasia. Dwie Mamy i dwie kobiety z pasją. Wydawałoby się, że szyją. No po prostu szyją. Nic bardziej mylnego! Szyją życiem. Pragnieniem piękna, którego szukają, którym uwielbiają się otaczać i które rozdają innym. Oto powycinane i pozszywane skrawki ich światów.
Początek. Fastrygowanie
Kasia
– Ta pasja drzemie we mnie od zawsze, ona tam jest głęboko – zaczyna Kasia. Jej początek to szkoła podstawowa. Konkretnie Zajęcia Praktyczno-Techniczne. – Nauczycielka przyniosła maszynę, taką walizkową. I szyliśmy – wspomina, po czym dodaje, że kiedy w domu mama zobaczyła, że coś z tego wychodzi, pozwoliła jej korzystać z własnej maszyny. I tak ze skrawków materiałów wyciąganych z szafy powstawały spódniczki i falbanki dla młodszej siostry.
Dominika
Tu początki nie mają z szyciem nic wspólnego. – Od szkoły podstawowej robiłam kartki okolicznościowe. I to one zaprowadziły Dominikę do wirtualnej przestrzeni blogów: – Siostra mnie zachęcała: pokaż światu to, co umiesz robić najlepiej. Po pewnym czasie Dominika zauważyła w sieci tildowego królika. – Zaraz zapytałam dziewczyn: Co to jest, jak to uszyć? I zaczęło się. Najpierw szyłam ręcznie. Strasznie długo to trwało, a potem był Łucznik. Ale na początku, na maszynie musiał szyć... jej mąż! – Bałam się – myśl o tym wspomnieniu wywołuje lawinę śmiechu: – Rysowałam, wycinałam, a on zszywał. W pewnym momencie jednak stwierdził, że fajnie, ale to moja pasja, więc mówi: „siadaj i szyj”. I usiadła. Najpierw szyła na najwolniejszym ściegu, ale i tu wszystko się rozchodziło. – Myślałam, że nic z tego nie będzie.
Mamo! Ścieg pętelkowy
Kasia
– U mnie to się zazębiało. Macierzyństwo i szycie. Pierwsza ciąża. Cały świat Kasi sprowadza się do jednego, małego człowieka. W środku coś jednak nie daje jej spokoju. Pięć lat później: – Całą drugą ciążę przygotowywałam się do szycia. Wyobrażałam sobie, jak siedzę w domu i namiętnie odpoczywam z wielkim brzuchem. I oczywiście mam mnóstwo wolnego czasu. Jestem duża i szyję – Kasia śmieje się z naiwnego marzenia, które Pan Bóg szybko zweryfikował. 9 dni po narodzinach drugiego syna Kasia musi wracać do pracy. Jej jedyny pracownik ciężko zachorował. – To był mój egzamin, taki Boży egzamin. Do końca nie wiem z czego. Wiem natomiast, że za tamten czas należy mi się Nobel. Moja mama pomagała mi przy dziecku, tato był pogotowiem laktacyjnyn. Nie wycofałam się z niczego, nawet z karmienia. Dałam z siebie wszystko.
Nie mogła szyć, ale cały czas gromadziła materiały, skrawki, na które normalny człowiek nie zwraca uwagi. I kiedy młodszy syn zaczął przemieszczać się po domu, rzuciła mu do rączek kilka tasiemek, a sama usiadła przy maszynie. – Pierwszy dzień, drugi dzień i było nawet wesoło. On rozciągał wszystkie moje koronki, a ja szyłam. Myślę, że obydwoje mieliśmy wrażenie, że coś tworzymy. Strat było jednak trochę za dużo, ale Kasia przyznaje: – To była fajna namiastka, w której się rozsmakowałam. Wtedy powstawały poszewki na poduchy, zawieszki i inne przedmioty, które ozdabiały rodzinne wnętrza. – Czuję się mamą spełnioną. Chłopcy są bardzo żywi, a nasz dom jest wielkim, pięknym chaosem. Jest pełen pasji: muzyka, gitara, narty i moje szycie. Wiem, że chłopcy nie będą ze mną tworzyć torebek, ale widzą, co robię. Fotografuję moje projekty w domu. I może sama torba ich nie porywa, ale aplikacja już zwraca uwagę. I choć czasem nieśmiało myślę o małej dziewczynce, którą mogłabym zarazić pasją, to kiedy otwieram zeszyt mojego syna i czytam: „Moja mama szyje piękne filcowe rzeczy”, to coś mnie ściska.
Wdzięczna jest nie tylko mężowi, który razem z chłopcami podarował jej wolne środy i Kasia ma wtedy czas dla siebie – zaszywa się z szyciem. Wdzięczna jest również tacie, który wiele razy mobilizował ją do szycia, ale i wspierał w odkrywaniu różnych, innych pasji, m.in. tej związanej z renowacją starych przedmiotów.
Dominika
– Potrzebowałam czegoś, w czym będę się realizować i przestrzeni, w której mogę odpocząć. Przynajmniej psychicznie. Wiedziała, że fizycznie, przy dwójce małych dzieci, to i tak niemożliwe. – Już wtedy, gdy starsza córka była mała, robiłam studia, których nie czułam, nie potrafiłam się też odnaleźć zawodowo. I wiedziałam, że gdy urodzi się drugie dziecko, to na pewno będzie taki moment, że dziewczynki obie pójdą do przedszkola. A ja? Co ja będę robić w życiu? I nagle z tym pytaniem przychodził lęk. Nie miała żadnego doświadczenia zawodowego, poza krótkim stażem w Urzędzie Skarbowym, gdzie wszyscy włącznie z nią widzieli, że to nie jej miejsce.
Gdy na świat przyszła młodsza córka, Dominice przybyło dwa razy więcej obowiązków, ale przyszła też nowa energia. – To maleństwo to był dar z Nieba. W późniejszym czasie okazało się, że dzieci tak naprawdę poukładały moje życie i to one sprawiły, że odkryłam siebie. Dominika wspomina ten niesamowity i intensywny czas: – W dzień byłam z dziewczynkami, cieszyłam się każdą chwilą z nimi, a nocami robiłam kartki i wymyślałam nowe projekty. Tak powstał pomysł profesjonalnej sesji zdjęciowej, do której zaprosiła dwóch znajomych fotografów Mariusza Majewskiego i Radka Mokrzyckiego. W tym czasie nagrała wiele utworów i zrealizowała swoje marzenie, jakim był występ w programie Elżbiety Skrętkowskiej „Szansa na Sukces”. – Wtedy czułam się spełniona jako mama, ale także, oczywiście w maleńkim stopniu, ale w takim na ile tego potrzebowałam, jako artystka, co może szumnie zabrzmi, ale tak to czułam.
Pytana o to, czy nie uciekała od macierzyństwa, odpowiada zdecydowanie: – Absolutnie. Byłam z dziewczynkami w domu w sumie pięć lat i starałam się wypełnić ten czas kreatywnymi pomysłami. Bywało rożnie, wiadomo jak to z dziećmi, tylko w gazetach jest pięknie, spokojnie i kolorowo. Bycie mamą to wyzwanie i odpowiedzialność, ale w tym trudzie odnalazłam szczęście. I za ten wyjątkowy dar macierzyństwa zawsze będę dziękować Bogu. Poza tym dzieci uczą wiele i zmieniają nasze życie na różnych płaszczyznach. Za co ja jestem im bardzo wdzięczna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.