Mądrze pod prąd

Tryby 1/2013 Tryby 1/2013

"Chcemy pokazać, że można być szczęśliwym małżeństwem studenckim, które na początku wynajmowało mały pokoik, żyło ze stypendiów. Należy młodym mówić: „Nie bójcie się, dacie radę”. O wartości bycia razem, pragnieniu czystości, walce o siebie dla siebie, pierwszym dziecku i odpowiedzialności, z Beatą i Marcinem Mądrymi rozmawiają Karolina Mazurkiewicz i Michał Wnęk.

 

Skąd pomysł spotkańświadectw dla młodzieży?

B.M.: Nasza koleżanka ucząca w Zespole Szkół Zawodowych w Krakowie półtora roku temu zapytała nas, czy wśród swoich znajomych nie mamy takich, którzy wytrwali w czystości przedmałżeńskiej. Nikt z jej uczniów nie wierzył, że ktoś taki istnieje. Wtedy zaproponowałam, że ja z mężem mogę się podzielić swoim świadectwem, bo nam się udało. I tak w Narodowy Dzień Życia stanęliśmy oko w oko z młodzieżą. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to co powiemy, będzie nowością a może i zaskoczeniem. Jednak już po 15 minutach  naszego mówienia na auli zapanowała cisza. Tak to pamiętam: sto par oczu, jedni zaciekawieni, inni zawstydzeni, zmieszani, ale i wzruszeni.

Jak promować to, co piękne i właściwe wśród młodzieży?

B.M.: Pokazać to w bardzo atrakcyjny sposób, by czystość pociągała bardziej niż seks. Ludzie niestety nie mają właściwej wiedzy. Jednym tchem potrafią wymienić pozycje seksualne, książki o seksie, ale nie umieją powiedzieć np. ile chorób wenerycznych jest przenoszonych podczas jednego stosunku. Wielokrotnie spotykam się z dziewczynami, które w młodości wybrały inaczej. Zauważam jedno – że brak u nich tego błysku w oku i  potwierdzenia, że są zadowolone ze swojej relacji z chłopakiem. Widać natomiast ich wewnętrzne rozdarcie, które pojawiło się zaraz po „pierwszym razie” i zawsze, kiedy zgadzały się na seks, by nie być odrzucone, wyśmiane. Ale to barwne życie seksualne nie uchroniło przed zerwaniem, zranieniem, bezpłodnością. Opowiadanie o historiach młodocianych rodziców najbardziej trafia. Ważne jest, by mówić przykładami z życia. My naszą działalność taktujemy jako dar i misję. Wiemy, że to ma sens dzięki telefonom, mailom i słowom, które otrzymujemy po tych spotkaniach.

O co pyta młodzież?

M.M.: Zdarzają się różne pytania, od prostych do bardzo wulgarnych, ale też bardzo często egzystencjalnych.

B.M.: Chłopaki pytają o to, jak nie zranić dziewczyny, jak randkować, żeby zachować granicę. Pytają też o ważne rzeczy: jak rozeznać, że to ona, ta jedyna. Dziewczyny pytają o bardzo techniczne sprawy i to jest dla mnie, jako  kobiety, bolesne. Często zdarza się, że są bardzo wulgarne w tych pytaniach. Jakby przyzwyczaiły się, że są tylko tymi, które zaspakajają męskie potrzeby, bo taki wizerunek kobiety kreuje obecny świat. Z tego też wynika, że brak im poczucia wstydu, są przyzwyczajone, że kobieta jest tylko ozdobą.

O czystość należy walczyć. Jak ta bitwa wyglądała u Państwa? Ciężko uwierzyć, że odbyło się to bez wyrzeczeń i poważnych decyzji.

B.M.: Pierwszy rok to takie wspólne oswajanie się ze sobą, jak być gentlemanem, damą, poezja, śpiew, spacery, niekończące się rozmowy. Każdy temat, który nas łączył, to była kolejna więź i tak zostaliśmy obwiązani jak nici z dwóch szpulek. W momencie głębszego poznania i zrozumienia przestają występować pewne bariery ciała, co zresztą jest bardzo naturalne. Chcemy być coraz bliżej.

M.M.: Później przyszedł czas pragnienia bycia razem również fizycznie. Przecież byliśmy bardzo zdrowi i testosteron działał. Ale szukaliśmy rozwiązań, ucieczki od tych emocji. W momencie, kiedy czuliśmy do siebie wielkie pożądanie, dobrą metodą była przerwa w randkowaniu. Natura jest bardzo silna i łatwo nas wciąga atmosferą spotkania, wieczornym nastrojem kolacji, dlatego trzeba unikać takich sytuacji, które prowadzą do wzajemnego rozbudzania namiętności.

B.M.: Marcin często mi mówił: Pamiętaj kochanie, te Przykazania Boże muszą mieć sens! Mąż jest dla mnie przykładem faceta , który jest w pełni męski i odpowiedzialny, bo umie z impetem zareagować na zło, ale i opanować swoje pragnienia dla większego dobra.

M.M.: Dzisiaj sugeruje się jedyny słuszny plan na życie: najpierw studia, dom, praca, dwa samochody i dopiero wtedy można się pobrać. A tak naprawdę, to czas miłości można po prostu przespać. Trzeba być czujnym, by tych znaków czasu nie przeoczyć. My rozpoznaliśmy je w wieku lat 20 i wtedy się pobraliśmy, tydzień przed moimi studiami. I był to wybór poprzedzony odczytaniem powołania. To była odpowiedź na Boży plan dla nas.

Mądrze pod prąd   fot. archiwum rodzinne

Co Państwo zyskali zachowując wstrzemięźliwość przed ślubem?

B.M.: Spotykam na co dzień żony, które nie czują się szanowane przez swoich mężów, nie są zdobywane, dla których małżeństwo to monotonia. Ja tego nie odczuwam. Mija jedenasty rok i ja nie czuję się zgaszona. To jest ten owoc czystości, że wcześniej doświadczyłam zachwytu, adorowania, a kiedy zakochanie minęło doświadczyłam trwania, wierności, humoru (z powodu wzajemnych wad). Jesteśmy ciągle razem, nawet w naszej duchowości, w wychowywaniu dzieci. Z tego czasu chodzenia ze sobą mam wiele pięknych wspomnień, do których chętnie powracam, ale nimi nie żyję. To tu i teraz wyznaję, ze jestem spełnioną kobietą.

M.M.: Seks jest dla małżonków, więc naturalne jest to, że czekamy ze współżyciem do ślubu. Niestety, lansuje się co innego mówiąc, że seks jest dla każdego. Nie jest dla każdego. Słowa Jezusa są proste, Dekalog jest prosty, więc „najpierw ślub, potem siup”. Ten kto jest dojrzały do ślubu, jest dojrzały do seksu. My mieliśmy poukładaną wizję wspólnej przyszłości. O tym rozmawialiśmy na randkach.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...