Im więcej jest inicjatyw upamiętniających powstanie styczniowe, zwłaszcza na szczeblu lokalnym, tym lepiej. Miejmy świadomość, że toczyło się ono na całym terytorium zaboru rosyjskiego, było związane z ważnymi wystąpieniami zarówno mieszkańców Galicji, jak i zaboru pruskiego, Wielkopolski, byli powstańcy ze Śląska... w każdym niemal miejscu Polski można i trzeba ożywiać tę pamięć.
Aleksander Kłos: – Powstanie styczniowe, choć od jego rozpoczęcia mija 150 lat, znów staje się przedmiotem ostrego sporu. Dotyczy on, co ciekawe, nie historyków, ale polityków.
Prof. Andrzej Nowak: – Niestety, mamy do czynienia z festiwalem hipokryzji. Najbardziej „podobała” mi się wypowiedź przewodniczącej Komisji Kultury, która odrzuciła wniosek o uczynienie roku 2013 rokiem Powstania Styczniowego. Iwona Śledzińska-Katarasińska powiedziała, że potrzebne jest, żeby rocznica miała jakiś związek z kulturą. Tymczasem ta sama komisja przegłosowała uczynienie roku 2013 rokiem pamięci Jana Czochralskiego, wybitnego w skali światowej metaloznawcy, który jednakże nie miał nic wspólnego z polskim dziedzictwem kulturowym. A powstanie styczniowe jest niewątpliwie jednym z najgłębszych śladów w polskiej kulturze. Tego rodzaju uzasadnienia pokazują strach i szaloną hipokryzję partii rządzącej obecnie Polską.
– Trudno zrozumieć motywację wynikającą ze strachu przed wydarzeniem sprzed 150 lat, będącym jednym z najważniejszych punktów polskiej historii.
– Otwarcie o tym powiedział red. Jacek Żakowski, który stwierdził, że jest bardzo przeciwny temu, żeby czcić rocznice, w których wraca szaleństwo ofiarności polskiego patriotyzmu powstańczego, gdyż one dzisiaj znowu niebezpiecznie ożywają. Chodzi o to, że po 10 kwietnia 2010 r. powróciło poczucie, iż Polska nie jest krajem całkowicie bezpiecznym i wolnym. Wpłynął na to sposób postępowania ze szczątkami tupolewa, w którym leciał Prezydent RP Lech Kaczyński i polska delegacja, i to, że nie udało się go do tej pory sprowadzić do kraju. Swoje zrobił też stopień pogardy dla godności polskiego państwa, okazywany przez stronę rosyjską w tym postępowaniu, i jednocześnie poniżenia, na jakie zgadzają się władze Rzeczypospolitej w tej sprawie. To przywróciło w jakimś sensie pytania dotyczące powstania styczniowego, pytania o granice ugody i kompromitacji w relacjach z silniejszym, czyli z Rosją. Taki nastrój, jaki panował na Krakowskim Przedmieściu, kiedy ludzie wychodzili w poczuciu żałoby narodowej, towarzyszył miesiącom przed powstaniem styczniowym w 1862 r. To przypomniało także ducha wierności ofiarom poniesionym w służbie Rzeczypospolitej i ożywiło wzory i pytania towarzyszące naszej historii od prawie 300 lat, odkąd polska niepodległość została zakwestionowana dominacją rosyjską. Te pytania i wzory czynią nagle tak niebezpieczną pamięć powstania styczniowego dla władzy i dlatego ona nie chce, żeby były stawiane, nie chce, żeby pytano o jej postawę w sprawie katastrofy smoleńskiej, w kwestii obrony interesu narodowego, relacji z silniejszymi, z Rosją czy cen gazu wynegocjowanych przez byłego premiera Waldemara Pawlaka. To jest bowiem część tego samego pytania o granice ugody, poniżenia, o granice kapitulacji w stosunkach z silniejszymi.
– Sejm litewski nie miał takich dylematów jak część polskich parlamentarzystów i uznał rok 2013 rokiem powstania styczniowego. Rosyjska prasa określiła to jako rusofobię.
– To jest bardzo ważny aspekt sprawy, ponieważ propaganda rosyjska i propaganda antypowstańcza starały się nam konsekwentnie wmawiać, że polskie powstania narodowe, w tym także styczniowe, budziły wrogość, niechęć ze strony mieszkańców ziem dawnej Rzeczypospolitej, jej kresów, ziem litewsko-ruskich. Argumentowano, że były to w istocie wykwity polskiego szowinizmu, które godziły nie tylko w imperium rosyjskie, ale także w naród litewski, białoruski, ukraiński. W kontekście powstania styczniowego jest to wielkie kłamstwo, gdyż to właśnie na Żmudzi, czyli w tej części litewskiej, gdzie ludność mówiła wyłącznie w języku litewskim, a nie po polsku, powstanie w szeregach chłopskich trwało w sposób szczególnie zacięty.
– Co łączyło tych powstańców z polskimi powstańcami?
– Poczucie zagrożenia narodowości i wspólnej wiary katolickiej przez to samo opresyjne, nastawione na zwalczanie nierosyjskiej tożsamości mieszkańców zachodnich kresów imperium. To właśnie jest ta wspólnota losu, która została przypomniana przez obchody na Litwie, a którą próbuje kwestionować imperium rosyjskie i co tak bardzo denerwuje zwolenników jego ożywienia i kontynuacji. Ale wspomniał Pan aspekt rusofobii. Jakże głębokie kłamstwo leży w tym oskarżeniu... pamiętajmy, że powstanie styczniowe było zrywem, w którym brało udział znanych z nazwiska kilkudziesięciu, a było ich przynajmniej kilkuset, Rosjan. Przeszli oni ze strony wojsk imperium na stronę powstańców walczących o wolność, szukano porozumienia z Rosją antycarską, reprezentowaną przez Aleksandra Hercena i Michała Bakunina. Jeśli ktoś mówi o antyrosyjskości związanej z pamięcią o powstaniu, to niech wspomni te wielkie manifestacje, które 12 i 13 stycznia tego roku przetoczyły się przez Rosję. To jest pytanie, po stronie której Rosji się opowiadamy, tej barbarzyńskiej, którą reprezentuje prezydent Władimir Putin, czy tej szlachetnej, uczciwej, która w liczbie kilkudziesięciu tysięcy reprezentantów wyszła manifestować przeciwko temu, co nazwano ustawą Heroda – skazującą tysiące rosyjskich dzieci na tragiczny los – polityczną decyzją prezydenta Putina. Sprawa powstania styczniowego była kwestią wolności zarówno dla Polaków i Litwinów, jak i dla Rosjan.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.