Z pewnością głęboko w nasze serca zapadła filmowa scena, pokazująca, jak mała Ania bawi się z tatą w chowanego. Tym razem jednak taty nie znajdzie... I już nigdy go nie znajdzie. A będzie go szukała przez całe swoje życie. Tak Waldemar Krzystek, reżyser, autor serialu telewizji rosyjskiej pt. „Anna German”, wyobraża sobie ostatnie chwile Eugeniusza Germana spędzone z ukochaną córeczką Anią
Serial „Anna German” pobił w Rosji wszelkie rekordy popularności. Zdobył największą w historii publiczność. Co tydzień kolejny odcinek filmu oglądało 22 mln telewidzów. Od kilku tygodni serial jest emitowany w Polsce. U nas osiąga rekordową – 6-7-milionową widownię. Opisana na początku scena jest symboliczna, gdyż Anna German miała półtora roku, gdy ostatni raz widziała ojca, nie mogła więc bawić się z nim w chowanego. Faktem jednak jest, że przez całe swoje życie szukała ojca i wraz z mamą oraz babcią uciekała przed śmiercią.
Ucieczka przed śmiercią
Twórca filmu odkrywa wiele nieznanych nam kart z życia Anny German. Ukazuje trudny „człowieczy los” wielkiej artystki o anielskim głosie, śpiewającej w siedmiu językach, uwielbianej przez publiczność wielu krajów świata, głównie Rosji i Włoch. Odsłania fakty z jej dzieciństwa.
Przyszła na świat 14 lutego1936 r. w Urgenczu w Uzbekistanie. W pierwszych latach życia w Rosji doświadczyła gorzkiej egzystencji rodzin prześladowanych. Jej matka Irma Martens wywodziła się z holenderskich menonitów – protestantów, których sprowadziła do Rosji caryca Katarzyna II. Ojciec Eugeniusz German miał niemieckie korzenie, a urodził się w Polsce, w Łodzi. Był synem pastora baptystów. Zapamiętano go jako dobrego, pobożnego człowieka, oddanego rodzinie. Pracował uczciwie na stanowisku księgowego. Niemieckie pochodzenie Eugeniusza Germana sprawiło, że w 1937 r. – w ramach czystki politycznej w Rosji – został aresztowany przez NKWD za rzekome szpiegostwo, a w 1938 r. – rozstrzelany, o czym rodzina nie wiedziała, uzyskując jedynie informację, że został skazany na 10 lat łagru bez prawa korespondencji z rodziną. Anna z matką zostały wysiedlone i zesłane przez NKWD do Kirgistanu. Na tułaczkę udały się z babcią, która odegrała bardzo ważną rolę w życiu Anny German, będąc z nią na co dzień, podczas gdy matka ciężko pracowała, aby utrzymać rodzinę. Do dotychczasowych nieszczęść doszła jeszcze wtedy utrata kolejnej bliskiej osoby – na początku ich tułaczki zmarł malutki brat Anny – Fryderyk.
Kobiety długo nie ustawały w poszukiwaniu Eugeniusza Germana. Tułały się od miejscowości do miejscowości, przymierając głodem. Dopiero po pewnym czasie Irma Martens dowiedziała się, że wyrok wydany na męża oznaczał śmierć, ale córka Anna nadal poszukiwała śladów ojca, tak jakby w sercu miała zapisany ten filmowy obraz, mówiący, że on się tylko przed nią schował.
Repatriacja z ZSRR do Polski
Herman Berner – drugi mąż Irmy Martens był Polakiem, oficerem I Dywizji Wojska Polskiego. Niestety, zginął w bitwie pod Lenino. Ale dzięki ślubowi z nim możliwa była w 1946 r. repatriacja całej rodziny do Polski. Anna German z mamą i babcią mieszkały najpierw w Szczecinie, potem w Nowej Rudzie i Wrocławiu. W dalszym ciągu były zdane tylko na siebie, ale przynajmniej nie musiały już uciekać. Matka znalazła pracę, uczyła języka niemieckiego. Anna w 1955 r. zdała maturę w VIII Liceum Ogólnokształcącym we Wrocławiu, a w 1962 r. ukończyła z wyróżnieniem studia na Uniwersytecie Wrocławskim, otrzymując tytuł magistra geologii. Jako piosenkarka zadebiutowała w teatrze studenckim „Kalambur” we Wrocławiu oraz w „Podwieczorku przy mikrofonie”. Występowała w „Zgaduj-Zgaduli” i w telewizyjnym programie „Spotkania o zmroku”. W 1962 r. zdała egzamin uprawniający do wykonywania zawodu piosenkarki, a już w następnym roku wzięła udział w Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie, gdzie zdobyła drugą nagrodę.
Miała muzykalną, wschodnią duszę
Określała siebie jako piosenkarkę jednego tematu – miłości, uważając, że wszyscy albo kochamy, albo czekamy na miłość. Jako wyjątkowy dar z nieba przyjmowano jej anielski głos. W jednej z audycji radiowych tak o tym mówiła: „Mam głos postawiony z natury. To, co inni osiągają wieloletnią nauką, jest mi dane od Boga. Nie myślę o oddechu, po prostu śpiewam”. W wywiadach tłumaczyła, że nikt jej głosu nie ustawiał, jak w przypadku śpiewaków operowych, a śpiewa tak jak śpiewa, bo inaczej nie potrafi. Rosjanie nazywali ją białym aniołem z Polski.
Katarzyna Gärtner, kompozytorka wielu piosenek Anny German, stwierdziła, że „czarowała publiczność pięknymi kantylenami i górą, czyli dźwiękami, które rzadko występują w przyrodzie”. Miała muzykalną, wschodnią duszę, a w jej głosie wybrzmiewała krystaliczna, sentymentalna nuta, której nikt nie jest w stanie naśladować. Zdaniem Zbigniewa Wodeckiego, Annę German trzeba widzieć w kategorii wielkiej gwiazdy, której nie da się podrabiać, bo może istnieć tylko oryginał. Zwraca uwagę na charakterystyczny handicap w jej głosie. Wyjaśnia, że to samo zauważa się u Ewy Demarczyk, zwanej czarnym aniołem, Czesława Niemena czy Ireny Santor – te głosy nie przyjmują żadnej podróbki.
Jerzy Ficowski – poeta, tłumacz, pisarz powiedział, że Anna German zamiast duszy miała muzykę. „Ona nie śpiewała, ale grała na swoich strunach głosowych jak nikt. – To był cudowny instrument o rzadko spotykanej doskonałości. Była wygnańcem z anielskich chórów, skazanym na trudny człowieczy los” (na podst. książki Marioli Pryzwan pt.„Największy elf świata – wspomnienia o Annie German”, Warszawa 1999).
Tragedia u szczytu sławy
W połowie lat 60. XX wieku Anna German rozpoczęła wielką światową karierę sceniczną, wielokrotnie nagradzana na festiwalach. Koncertowała w USA, Kanadzie, Australii, Szwajcarii, ZSRR, NRD, RFN, Mongolii, na Węgrzech. Rozkochała w sobie szczególnie rosyjską publiczność. Wystąpiła w paryskiej Olimpii obok słynnej Dalidy. Reprezentowała Polskę na festiwalach w Ostendzie, Cannes, Bratysławie, Neapolu. W 1965 r. nagrała swoją pierwszą płytę długogrającą „Tańczące Eurydyki” i podpisała 3-letni kontrakt z mediolańską firmą fonograficzną Company Discografica Italiana (CDI). Jako pierwsza cudzoziemka brała udział w XV Festiwalu Piosenki Neapolitańskiej, a w 1967 r. jako pierwsza w historii Polka zaśpiewała na festiwalu piosenki w San Remo.
Po latach wyznała w swojej autobiograficznej książce „Wróć do Sorrento?”, że głównym motywem wyjazdu do Włoch poza miłością do włoskiej piosenki było pragnienie zarobienia pieniędzy na zakupienie dla mamy i babci „trzypokojowego mieszkania z ciepłą bieżącą wodą i urządzeniami sanitarnymi”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.