O dojrzewaniu powołania i drodze do kapłaństwa z Jego Eminencją kard. Zenonem Grocholewskim, w 50. rocznicę święceń kapłańskich rozmawia ks. Przemysław Węgrzyn redaktor naczelny
A czy Kościół we Włoszech różnił się od tego w Polsce?
– Jeśli chodzi o życie parafialne we Włoszech w tamtym czasie, to wyglądało ono różnie. Poznałem parafie przykładne, w których praca duszpasterska przebiegała w sposób wzorowy i można się było od nich uczyć. Były jednak także takie, które pozostawiały dużo do życzenia. Dzisiaj ta sytuacja bardzo się zmieniła na lepsze.
Jak więc Włosi traktowali księdza z Polski?
– Włosi traktowali nas bardzo dobrze. Proboszczowie, starając się o księży do pomocy w parafii podczas świąt Bożego Narodzenia lub Wielkanocnych, często szukali właśnie księży z Polski. Wśród Włochów spotykałem się zawsze z wielką życzliwością.
Jak Ksiądz Kardynał postrzegał zmiany, które zachodziły w tamtym czasie w Polsce i w polskim Kościele?
– Wyjeżdżałem do Rzymu pełen podziwu dla pracy kard. Wyszyńskiego i postawy biskupów polskich, którzy byli pewną opozycją starającą się o prawdziwe dobro Polaków, demaskując obłudną ideologię. Bardzo mocno przeżywałem fakt, że przez prawie 7 lat nie mogłem wrócić do Polski. Cieszyła mnie wtedy każda pozytywna zmiana w naszym kraju. Kiedy w 1972 r. przyjechałem wreszcie do Polski, radowało mnie to, że mogłem to uczynić bez większego ryzyka, że paszport zostanie mi odebrany i nie będę mógł wrócić do Rzymu. Każda dobra wiadomość, która przychodziła z Polski, cieszyła. Wtedy utrudniona była korespondencja. Kiedy komunizm zaczął upadać, pojawił się entuzjazm i wspierałem duchowo wszystkie pozytywne przemiany, jakie zachodziły w naszym kraju.
Był Ksiądz w Rzymie, gdy papieżem został Polak. Jak przyjął Ksiądz Kardynał tamten wybór? Jakie wiązał z nim nadzieje?
– Na początku pojawiły się obawy, czy ten nowy papież, który nigdy wcześniej nie pracował w Kurii Rzymskiej, nie będzie czuł się przez nią przytłumiony w swoim działaniu. Te obawy jednak bardzo szybko zniknęły. Jan Paweł II bowiem od samego początku czuł się swobodny w nowym środowisku, nieskrępowany, był pogodny, kontaktowy, zjednywał sobie ludzi, okazywał dużo inicjatywy. Po wyborze Karola Wojtyły podziwiałem Włochów, którzy przyjęli go bardzo dobrze i z wielkim entuzjazmem. Pracowałem wtedy w Sądzie Najwyższym i przychodzili do mnie różni ludzie (profesorowie, adwokaci), i z radością gratulowali papieża z mojego kraju. Ja łączyłem z tym wyborem dwie nadzieje. Po pierwsze, że papież przyczyni się do poznania Polski w świecie, co rzeczywiście się stało i to w wielkim stopniu. Po drugie, wierzyłem, że Jan Paweł II pomoże Polsce wyzwolić się z komunizmu i to też uczynił. Poza tym, swą postawą i nauczaniem ogromnie ubogacił Kościół i świat.
Czy towarzyszył Ksiądz Kardynał bł. Janowi Pawłowi II w jego podróżach?
– Nie. Ja byłem tylko dwa razy z papieżem w Polsce. Nie towarzyszyłem w innych pielgrzymkach, ponieważ moja praca w sądzie nie predestynowała mnie do udziału w papieskich podróżach. Nie były one bowiem związane z sądownictwem kościelnym w poszczególnych krajach.
Ponad ćwierć wieku pracował Ksiądz Kardynał w Najwyższym Trybunale Sygnatury Apostolskiej. Na czym polega ta praca?
– Zacznę od tego, że nigdy nie planowałem pracy w Watykanie. Chciałem raczej wrócić do pracy duszpasterskiej w Polsce. Nie miałem jednak wyjścia. Myślałem na początku, że popracuję rok, może dwa i po wydaniu drukiem doktoratu wrócę do Polski. Stało się jednak inaczej. Muszę szczerze powiedzieć, że rozkochałem się potem w tej pracy w Trybunale Sygnatury Apostolskiej. Oprócz tego, od samego początku zaangażowano mnie na Uniwersytecie Gregoriańskim i ta dodatkowa praca bardzo mnie fascynowała. Oczywiście praca w sądzie była dosyć skomplikowana. Przez te lata pracowałem na wszystkich stanowiskach, aż do prefekta włącznie. Ta aktywność wymagała dużej fachowości i znajomości prawa, a także roztropności i zdolności krytycznego oceniania faktów. Ten sąd ma trzy zakresy działalności. Pierwsza sekcja to coś na wzór sądów najwyższych w poszczególnych krajach. Byliśmy Sądem Najwyższym przede wszystkim w stosunku do Roty Rzymskiej, która jest Trybunałem Apelacyjnym dla całego Kościoła. Druga sekcja to Najwyższy Sąd Administracyjny. Tego rodzaju sąd był wtedy nowością w Kościele, a delikatność pracy polegała na tym, że sądziliśmy decyzje innych dykasterii Kurii Rzymskiej. U nas bowiem można było zaskarżyć decyzje niższych władz administracyjnych (np. biskupów, przełożonych zakonnych itd.) dopiero wtedy, gdy zostały one potwierdzone przez jakąś kongregację Kurii Rzymskiej. Trzecią kompetencją Sądu Najwyższego była kontrola nad wszystkimi sądami duchownymi całego świata. Szeroki zakres działań Sądu Najwyższego wymagał solidnego zaangażowania i poczucia odpowiedzialności.
A święcenia biskupie? Co zmieniły w życiu Księdza Kardynała?
– Święcenia biskupie, jak każda inna promocja, łączyły się u mnie zawsze z jakąś zadumą, że Pan Bóg chce ode mnie czegoś więcej, i pewną obawą, czy naprawdę zdołam należycie sprostać kolejnym zadaniom, które przede mną stawiano. Zdawałem sobie też sprawę z tego, że wielkość w Kościele nie jest związana ze stanowiskiem, ale z autentyczną świętością. W Kościele każdy jest na tyle wielki i ważny, na ile jest święty. Im wyższe stanowisko, tym bardziej domaga się nie tylko większego zaangażowania, ale i większej świętości. Fakt, że ktoś zajmuje w Kościele wyższe stanowisko, nie będzie bowiem na Sądzie Ostatecznym dodatkowym punktem. Tylko świętość będzie się liczyć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.