Ucieczka młodzieży od Boga ma podobnie niedojrzałe powody i negatywne skutki, jak ucieczka dzieci od mądrych i kochających rodziców.
Słabość i wina chrześcijan
Najczęściej i najchętniej deklarowanym przez młodych ludzi powodem niechęci wobec religii oraz dystansowania się od Kościoła katolickiego są słabości chrześcijan, a zwłaszcza słabości księży oraz błędy przez nich popełniane w duszpasterstwie i w kontakcie z ludźmi w cztery oczy. Młodzież zniechęca nie tyle sama słabość i grzeszność osób duchownych, ile ich arogancja, agresja czy poczucie wyższości. Młodych ludzi bardzo razi to, że niektórzy księża głoszą zasady moralne, których sami nie respektują. Najbardziej do religii młodych ludzi zniechęca chciwość części duchownych oraz krzywdy, które księża-pedofile wyrządzają nieletnim.
Znakiem naszych czasów jest to, że coraz częściej spotykamy takich nastolatków i młodych dorosłych, którzy twierdzą, że odchodzą od Kościoła dlatego, że są wrażliwi na cierpienie człowieka. Ich zdaniem Kościół zadał i zadaje wiele cierpienia ludziom, począwszy od wypraw krzyżowych i inkwizycji, a skończywszy na współczesnych skandalach pedofilskich z udziałem księży. Najgorsze, co księża i świeccy dorośli mogą zrobić, to ukrywanie – minionych i obecnych – win oraz słabości ludzi Kościoła. Warto pomagać takim młodym ludziom w realistycznym spojrzeniu na rzeczywistość. Warto zwłaszcza wyjaśniać, że jeśli są wrażliwi na cierpienie człowieka, to nie staną się ateistami, gdyż to właśnie ateiści dokonali największych zbrodni w historii ludzkości – i to nie przed wiekami, a w czasach zupełnie współczesnych[1]. W samej tylko Europie w XX w. wyznawcy ateistycznego marksizmu zamordowali kilkadziesiąt milionów ludzi. Nigdy w historii ludzkości tak niewielu nie skrzywdziło tak wielu, jak uczynili to właśnie ateiści.
Powracać do świata realnego
Wielu młodych ludzi oddala się od Boga nie tyle na skutek ulegania ateistycznym ideologiom czy własnym słabościom, ile na skutek uciekania od życia w świat wirtualny, zwłaszcza w świat fikcyjnych spotkań i pozornych więzi. Tymczasem Boga można spotkać jedynie w rzeczywistości. I tylko wtedy, gdy jesteśmy zdolni do rozmawiania o tym, co dla nas ważne. Jeśli rodzice nie rozmawiają na poważne tematy ze swoimi synami i córkami, a młodzi w dominujących mediach czytają jedynie artykuły na banalne tematy, to nie wiedzą, w jaki sposób mieliby spotkać się z Bogiem i o czym mogliby z Nim rozmawiać. Z Bogiem nie da się przecież rozmawiać o byle czym, lub o niczym. Właśnie dlatego warto z młodymi ludźmi podejmować rozmowy, które można traktować jako rodzaj preewangelizacji, czyli podejmować z nimi dyskusje na temat tego, co według nich oznacza wolność, duchowość czy religijność. Warto też pytać młodych o to, jakie są ich największe aspiracje, ideały i pragnienia.
Wypływać na głębię
Moje doświadczenie pokazuje, że rozmawianie z rówieśnikami w sposób rzeczowy, konkretny i precyzyjny nigdy nie powoduje u nich obojętności. Część tych młodych ludzi przyznaje, że dotąd nie zdawała sobie sprawy, że to właśnie ateizm jest największym zagrożeniem dla ich życia i aspiracji. Inni udają, że nie słyszą argumentów i stają się agresywni, gdy widzą, że ich dotychczasowe przekonania opierały się na ignorancji czy na irracjonalnych ideologiach.
Być może najważniejszą formą nowej ewangelizacji w odniesieniu do młodzieży jest formowanie elity takich katolickich nastolatków, którzy będą zdolni do dialogu nie tylko ze swoimi niewierzącymi rówieśnikami, lecz także z tymi ludźmi dorosłymi, którzy promują szkodliwe ideologie czy którzy wręcz z premedytacją usiłują demoralizować dzieci i młodzież.
Spokojnie pokazywać własne racje
Pragnę w tym kontekście wspomnieć moje spotkanie w Częstochowie z przedstawicielem Monaru. Kilka lat temu znalazłam się w grupie kilkuset uczniów zaproszonych na spotkanie z panem, który został przedstawiony jako profesjonalista w dziedzinie profilaktyki AIDS. Wykład da się streścić w jednym zdaniu: „Współżyjcie z kimkolwiek, gdziekolwiek i kiedykolwiek, lecz pamiętajcie o stosowaniu prezerwatywy, a wtedy nigdy nie zarazicie się śmiertelną chorobą AIDS”. Nie podjęłabym z nim żadnej rozmowy, gdyby nie fakt, że przekazane przez niego kłamstwa mogłyby kogoś z moich rówieśników (miałam wówczas 17 lat) doprowadzić do śmierci. Tylko dlatego podeszłam wówczas do mikrofonu i powiedziałam: „Dziwię się, że ukrywa Pan przed nami fakt, że istnieje stuprocentowo pewny sposób uchronienia się przed AIDS w sferze seksualnej. Jest nim wstrzemięźliwość przedmałżeńska i wzajemna czystość małżeńska. Dlaczego nie chce Pan, byśmy o tym wiedzieli?” Panu „profilaktykowi” zaczęły drżeć usta! Do dziś pamiętam moment, gdy z rąk wypadł mu mikrofon i z hukiem wylądował na podłodze robiąc niemało szumu przy spadaniu ze stopni prowadzących na scenę… Początkowo jąkając się, niezdarną polszczyzną zaczął coś mamrotać o tym, że ten „mój” sposób to tylko teoria, bo każdy z nas decyduje się czasem na „skok w bok”. Znowu stanowczo zaprotestowałam: „Pan mnie obraża, bo zakłada, że żyję niemoralnie i że muszę się «ratować» prezerwatywą. Ani ja, ani moi bliscy i przyjaciele nie mają takich problemów. O «skokach w bok» może Pan mówić jedynie we własnym imieniu”. Gdy przytoczyłam jeszcze kilka innych miażdżących faktów, o których tacy pseudoprofilaktycy wolą nie słyszeć, gość zabrał głos po raz ostatni. Ściszonym głosem wypowiedział jedno zdanie: „Chyba warto, żebyśmy wszyscy pomyśleli o tym, co powiedziała dziś wasza koleżanka”. I wyszedł. Moi rówieśnicy też opuszczali salę w milczeniu.
Historia się powtarza
Gdy rozmawiam ze starszymi osobami, które pamiętają pierwsze lata okresu powojennego, to stwierdzają one, że początkowo marksizm pociągał sporą część ówczesnego młodego pokolenia Polaków, chociaż wiązał się z ateizmem i zwalczaniem Kościoła katolickiego. W zamian jednak obiecywał sprawiedliwość społeczną oraz szybki awans zawodowy i społeczny młodych ludzi. Kolejne lata powodowały coraz większe rozczarowanie wśród nastolatków i młodych dorosłych, co stopniowo prowadziło do ich coraz większego sprzeciwu wobec systemu, który głosił złudne obietnice, a za to wprowadzał prawdziwą dyktaturę. Wydaje mi się, że obecnie historia zaczyna się powtarzać. Znam już sporo takich nastolatków i młodych ludzi, którzy pozostają obojętni na religię i okazują się niechętni wobec Kościoła katolickiego, ale już uwolnili się z entuzjazmu, z jakim kilkanaście lat temu ich poprzednicy przyjmowali liberalizm, który obiecywał im wolność robienia tego, co tylko chcą oraz bycie szczęśliwymi „na luzie”, bez wysiłku, bez norm moralnych, bez małżeństwa opartego na wiernej i odpowiedzialnej miłości.
Mam nadzieję, że niniejszy tekst stanie się początkiem dyskusji na temat tego, w jaki sposób owocnie głosić współczesnym młodym ludziom Bożą prawdę o człowieku i Bożą miłość do człowieka…
[1] Zob. M. Dziewiecki, Irracjonalny ateizm, „Przewodnik Katolicki” (2008) nr 50, s. 30–32; tenże, Ateizm czyli urojona wizja człowieka, „Zeszyty Formacji Katechetów” (2009) nr 3, s. 80–83.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.