Jeszcze przed 5 laty z edukacji domowej korzystało w Polsce ok. 50 dzieci. Dziś jest ich blisko 2 tys. I zapotrzebowanie na tę formę nauczania lawinowo rośnie. Rodzice zabierają dzieci ze szkół publicznych, widząc tam coraz bardziej rosnącą agresję. A przede wszystkim… ideologizację szkoły
Edukacja domowa ma najstarszą tradycję w systemie edukacji. Obowiązek zaś nauczania szkolnego istnieje krótko. Wprowadzono go w Europie zaledwie w połowie XIX wieku. Dotyczyło to mieszczaństwa i szlachty, a także księży i zakonników. Choć nauczanie zbiorowe, najczęściej zresztą prowadzone przez Kościół, istniało zarówno w starożytności, jak i świecie współczesnym, to jednak najpowszechniejsze było uczenie dzieci w domu. W Polsce „szkoły domowe” rozwinęły się w XIX wieku, kiedy to zaborca zabraniał nauczania polskiego języka, historii i kultury.
Współcześnie powrót do edukacji domowej następuje również w wielu krajach Europy. Najpopularniejszy zaś jest w Stanach Zjednoczonych. W Polsce, według informacji uzyskanych w biurze prasowym Ministerstwa Edukacji, w roku 2012 „(…) z nauczania domowego korzystało 207 uczniów szkół podstawowych i 182 uczniów gimnazjów. Dane liczbowe dotyczące roku szkolnego 2013/2014 są obecnie weryfikowane”. Według danych GUS natomiast, liczba dzieci uczących się w domach jest… pięciokrotnie wyższa.
Dziecko uczące się w domu musi być, według ustawy, „przypisane” do szkoły publicznej bądź prywatnej, gdzie zdaje egzaminy. Raz lub dwa razy do roku. Za dzieckiem do szkoły idą „ustawowe” pieniądze, mimo iż edukowane jest przez rodziców w domu. Ustawa z 1991 r. o systemie oświaty dopuszcza możliwość nauczania dzieci w domu. Jednakże, co jest powszechnie krytykowane przez rodziców, konieczna jest opinia poradni psychologiczno-pedagogicznej. Przy czym nie jest precyzyjnie określone, kogo ma ona dotyczyć: dziecka czy rodziców. Jest więc dowolnie interpretowana przez psychologów. wprawdzie formalnie ich opinie nie są decydujące w wyrażeniu zgody na edukację domową, lecz w praktyce to właśnie one przesądzają o tym, czy rodzice otrzymają zgodę od dyrektora szkoły na edukację domową, czy nie. Dyrektorzy szkół publicznych bowiem niemal powszechnie uważają, że nauczanie przez rodziców ma negatywny wpływ na socjalizację dziecka. Co, zdaniem naukowców, a także rodziców, nie ma żadnego pokrycia w praktyce (Marek Budajczak, Brian D. Ray, Paweł M. Zakrzewski). Opinii dyrektorów zaprzeczają też badania prowadzone na zlecenie MEN zarówno w szkołach podstawowych, jak i gimnazjach. Według nich, to właśnie w publicznych gimnazjach w ostatnich latach następuje daleko posunięta desocjalizacja.
Brak „państwowego” zaufania do domowej edukacji przejawia się zresztą na różne sposoby. Do tej pory np. nie ma poradnika wydanego przez MEN dla „szkół domowych”. W ostatnich latach powstało jednak wiele stowarzyszeń edukacyjnych, głównie o proweniencji chrześcijańskiej, które przejęły funkcję informacyjną i kształceniową dla rodziców uczących w domu. Pojawia się też coraz więcej literatury z tego zakresu, głównie amerykańskiej, ale też i krajowej. Od kilku lat odbywają się sesje i seminaria dotyczące tego zagadnienia. Rodzice mogą również wymieniać się swoimi doświadczeniami na rokrocznych spotkaniach poświęconych edukacji domowej.
Tradycja
Marzena i Paweł Zakrzewscy mają wykształcenie pedagogiczne, prawnicze, psychologiczne i teologiczne. Mieszkają w podwarszawskim Konstancinie z siedmiorgiem dzieci. Każde z nich edukowane jest w warunkach pozaszkolnych. Od kilku lat państwo Zakrzewscy prowadzą Szkoły Salomon, których zadaniem jest m.in. wspomaganie rodziców uczących indywidualnie, również poza Polską.
Tradycje nauczania domowego wynieśli z domów rodzinnych, m.in. babcia Pawła Zakrzewskiego uczyła się w domu. Obserwując powszechne szkolnictwo, uważają, że nie niesie ono ze sobą wiele dobrego, szkoła bowiem ogranicza podejście do życia oparte na zasadzie powszechnego personalizmu, wolności. – Zauważamy tendencję do wyprowadzania dziecka z naturalnych wspólnot, naturalnych międzyludzkich relacji, jakimi są społeczeństwo i rodzina. Preferuje się socjalizowanie dziecka w grupie stadnej i narzucanie mu a priori treści do zinterioryzowania. Trudno mi mówić o źródłach tego mechanizmu, ale to jest bardzo widoczne – mówi doktor nauk humanistycznych Paweł Zakrzewski. – Nie ulega wątpliwości, że szkoła wychowuje przeciętnego obywatela. On ma się niczym nie wyróżniać. I jak w takich warunkach realizować siebie poprzez rozwój swoich uzdolnień i talentów. W takiej sytuacji trudno tu mówić o wykształceniu indywidualnych cech człowieka. Ja nie neguję pewnych wartości płynących z nauczania typowo ławkowego we współczesnej szkole. Ale uważam, że powinna zostać zachowana przestrzeń wolności, aby móc dokonać wyboru. Musi być alternatywa. Jeśli zatracimy możliwość wyboru – grozi nam totalitaryzm. Młody człowiek uczący się życia poza szkołą jest natomiast bardziej niezależny. Jest prawdziwym humanistą otwartym na współpracę dla dobra ogółu. Krytycy spersonalizowanego sposobu nauczania zauważają, że dziecku może brakować szerokiej grupy rówieśników. Tymczasem, paradoksalnie, to system szkolno-ławkowy tworzy środowisko, które w realnym świecie rzadko występuje. Trudno znaleźć się w takiej sytuacji społecznej, aby doświadczać relacji z samymi tylko rówieśnikami. Nieczęsto zdarza się nam realizować pod dyktando wszystkie zadania – chyba że służymy w armii. Etymologicznie zresztą szkoła pochodzi właśnie ze świata wojskowego. Warto podkreślić również fakt, że to rodzina jest naturalnym środowiskiem dla rozwoju dziecka, że przymus szkodzi zarówno w wymiarze wertykalnym, jak i horyzontalnym holistycznie pojmowanej edukacji, że szkoła jako narzucone środowisko społeczne może wyalienować dziecko z realnie otaczającego świata, co objawia się chociażby coraz głębszym kryzysem przy wchodzeniu młodych ludzi w dorosłość, coraz głębszym regresem życia społecznego.
Kto lepiej zna swoje potomstwo?
Joanna i Mariusz Dzieciątkowie są małżeństwem od 17 lat. Mieszkają na warszawskim Ursynowie. Mają 3 dzieci: 16-latka Kubę, młodszego o 3 lata Mateusza i 10-latkę Anię. Jakub skończył już gimnazjum „domowe”. Mateusz jeszcze uczy się w domu. Podobnie jak i Ania. Mama pani Joanny jest nauczycielką i kiedy dowiedziała się o zamiarze prowadzenia przez córkę „domowej szkoły”, zaniepokoiła się, czy sobie poradzi. Tym bardziej że wśród znajomych nikt nie miał takiego doświadczenia. Dziś Joanna Dzieciątko uważana jest w środowisku „domowych nauczycieli” za autorytet. Jest również współzałożycielką Stowarzyszenia Edukacji w Rodzinie, wspomagającego rodziców, którzy chcą uczyć dzieci we własnym zakresie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.